Kiedy dzieci są gotowe na rozmowę o umieraniu? Jakich słów używać, żeby nie generować lęków? I czy można przygotować dziecko na śmierć bliskiej osoby, odpowiada Anja Franczak, założycielka Instytutu Dobrej Śmierci i celebrantka świeckich ceremonii pogrzebowych, w rozmowie z Kaliną Kabat.

Dlaczego nie rozmawiamy z dziećmi o śmierci?

Myślę, że każdy rodzic instynktownie chce chronić swoje dzieci przed trudnymi tematami, bólem, chorobą i śmiercią. Niestety jest to niemożliwe. Nieuniknione jest też to, że każda i każdy z nas zetknie się w swoim życiu z tematami smutku, straty, starzenia się i ostatecznie śmierci. Być może niechęć do rozmowy z dziećmi o śmierci wynika z nadziei, że jednak uda nam się je przed nią ochronić. Wiele osób doświadcza pewnej nieumiejętności w tym zakresie – po prostu nie wiedzą, jak rozmawiać, jakich słów używać, jak wyrazić swoją niepewność.

A dlaczego w ogóle warto rozmawiać z dziećmi o tym, co trudne, o śmierci czy żałobie?

Myślę, że zadaniem rodziców czy w ogóle osób dorosłych nie jest chronienie dzieci za wszelką cenę, ale przygotowanie ich na życie i różne sytuacje, także te trudne i smutne; po to, żeby wiedziały, co w takich chwilach można robić, jak się sobą opiekować, jak pomagać sobie nawzajem we wspólnocie. To dużo potrzebniejsze i korzystniejsze niż przemilczenie.

A czy widzisz jakieś skutki nierozmawiania z dziećmi o śmierci?

Widzę pewien rodzaj zagrożenia, bo jeśli mamy jakiś temat, o którym nie rozmawiamy, to nie znaczy, że ten temat znika czy nie istnieje. To po prostu znaczy, że ten temat każdy przeżywa sam, każda przeżywa sama. W takim przypadku może bardzo mocno zacząć pracować wyobraźnia. A ona potrafi stworzyć potwory.

Często te obszary, o których mało wiemy albo o których nie wolno rozmawiać, stanowią grunt, na którym rozwijają się lęki. Mogą przybrać różne formy – lęk przed chodzeniem na cmentarz, lęk przed szpitalem albo przed tym, że za chwilę ktoś umrze. I to jest ciemna strona unikania tematów – pogłębianie lęków zamiast ich kojenia.

Czy jest wiek, w którym możemy uznać dziecko za zbyt małe na rozmowy o śmierci?

Moim zdaniem nie ma takiego wieku. Warto podążać za dziećmi. Po prostu odpowiadać na pytania, które zadają, bo zadając je, dzieci pokazują nam, na co są gotowe, co chcą usłyszeć. Tutaj trzeba uważać na to, żeby nie wpaść w pułapkę overansweringu (nadmiernego odpowiadania – przypis redakcji). Dziecko zadaje konkretne pytanie i chce usłyszeć na nie odpowiedź. Nie potrzebuje całego wykładu ani bardzo skomplikowanej odpowiedzi. Dzieci mają zdolność, żeby dawkować pytania w taki sposób, by dostać taką ilość wiedzy, jaką w danej chwili są w stanie przyjąć.

Ważne, by nie odmawiać dziecku odpowiedzi, mówiąc, że jest za małe, ale próbować prostymi słowami, w języku dziecka tej odpowiedzi udzielić. Nie warto czekać na żadną specjalną okazję, do momentu aż ktoś z rodziny poważnie zachoruje czy umrze. Wręcz przeciwnie. Na każdym spacerze można trafić na śmierć – w formie martwego ptaka albo liści spadających z drzew. Tak naprawdę przyroda ciągle daje nam okazję, by rozmawiać o przemijaniu, stracie, cyklu życia. I jeśli traktujemy to jako normalny temat do rozmowy, to nie ma progu wiekowego jej rozpoczęcia.

A co, jak dziecko nie pyta?

Jeśli dorosła osoba chce zainicjować rozmowę, bo na przykład babcia jest bardzo chora, warto zapytać dziecka „czy masz jakieś pytania?”. To jest dobry początek rozmowy, bo pozwala zobaczyć, jakie pytania w ogóle chodzą mu/jej po głowie. Myślę, że dużym wyzwaniem dla dorosłych w tym obszarze jest to, że na wiele, wiele pytań jedyna sensowna odpowiedź brzmi „nie wiem”, bo w temacie śmierci dużo więcej nie wiemy, niż wiemy. Ważne, żeby dorośli mieli świadomość, że to jest wartościowa odpowiedź, bo na wiele pytań nikt nie zna odpowiedzi albo są różne pomysły i opinie. Można tłumaczyć dzieciom, że ludzie różnie patrzą na przykład na to, co jest po śmierci. Oczywiście możemy przedstawić swoją wiarę lub osobistą perspektywę na życie i śmierć. Moim zdaniem jednak warto przedstawić również inne narracje, które istnieją w rozmaitych kulturach świata, np. reinkarnacja – jak w hinduizmie lub buddyzmie, albo podróż duszy, która się rodzi jako człowiek, żeby się czegoś nauczyć i wnieść w świat swój dar – jak w wielu kulturach rdzennych. Jest to piękny punkt wyjścia do rozmowy o duchowości.

Wspomniałaś o chorobie babci, więc chciałabym pociągnąć ten temat i zapytać: czy można przygotować dziecko na śmierć bliskiej osoby?

Dla mnie to jest pytanie nie tyle o dzieci, ile w ogóle o nas, ludzi: na ile jesteśmy w stanie się na to przygotować. Myślę, że z jednej strony można się przygotować na śmierć bliskiej osoby, natomiast nie można się przygotować na żałobę. Da się przygotować na to, że ktoś umiera, że pies jest stary i trzeba go uśpić albo że babcia jest chora i jej czas jest już bardzo ograniczony. Tu jest duże pole do rozmawiania, edukowania, tłumaczenia. Natomiast nie możemy się przygotować na to, jakie to będzie uczucie, bo żałoba wygląda bardzo, bardzo różnie. Każdy i każda przeżywa to inaczej, zachowuje się i reaguje na stratę inaczej i na to się nie da przygotować. Jest piękna metafora, która opisuje różnicę przeżywania żałoby przez dzieci i dorosłych.

Dla osoby dorosłej żałoba potrafi być podobna do wielkiego jeziora lub oceanu, w którym się zanurzamy. Natomiast w przypadku dzieci raczej mamy do czynienia z „kałużami” żałoby: Dziecko „wskakuje” w żałobę, jest całe w emocjach np. smutku lub gniewu, a potem „wyskakuje” i potrafi się cieszyć i bawić. Kiedy dzieci tak się zachowują, np. w dniu pogrzebu – co jest zupełnie normalne – to dla dorosłych może być trudne do zrozumienia.

Powiedziałaś, że do żałoby nie można się przygotować, ale czy rozmowa o niej może coś zmienić? Czy może chociaż przygotować dziecko na trudne emocje, które mogą się pojawić? Czy taka rozmowa ma sens?

Tak, jak najbardziej, choć uważam, że zawsze warto rozmawiać o tym, co jest tu i teraz. O tym, jakie emocje się pojawiają w danej sytuacji; bo i tak nie da się przewidywać, co będzie. Ale ogólnie rozmowa o tym, że żałoba wygląda bardzo różnie, jest moim zdaniem wartościowa. Zwłaszcza że czasami ludzie mają ograniczony obraz tego, czym jest żałoba, i myślą, że to jest po prostu smutek. Widzą to często tak: ktoś zmarł, jesteśmy smutni przez jakiś czas, a potem ten smutek mija i jest po żałobie. To tak nie wygląda. Żałoba jest często połączeniem wielu, wielu różnych uczuć. Są osoby, które w żałobie czują przede wszystkim złość, czują gniew na to, co się wydarzyło, a nie smutek; albo odczuwają mieszankę gniewu i smutku. Są też sytuacje, w których ktoś czuje ulgę, bo proces umierania był taki trudny, bo np. osoba długo chorowała i było ciężko, obciążająca była opieka. Wtedy, jak najbardziej, może też pojawić się ulga; i to nie znaczy, że ktoś, kto ją czuje, jest złym człowiekiem. To ludzkie i normalne, że te uczucia mieszają się ze sobą.

Ten tekst nawiązuje do 17. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 17 / DZIEWCZYNY I CHŁOPAKI

Ten tekst nawiązuje do 17. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 17
DZIEWCZYNY I CHŁOPAKI

Rozmawiałyśmy wcześniej o sytuacjach, w których można się przygotować do śmierci, bo bliska nam osoba choruje. A co, jeśli śmierć jest nagła? Czym różnią się te rozmowy? Jak taka rozmowa powinna przebiegać?

Po pierwsze, celem rozmowy jest zaopiekowanie się zaistniałą sytuacją. Warto skupić się na tym, co dziecko przeżywa tu i teraz. Śmierć nagła często nosi ze sobą dodatkowy ciężar. Na przykład może się przez dłuższy czas wydawać nierealna. Nasz umysł nie jest stanie od razu przyjąć tak dużej zmiany. Ale niezależnie od okoliczności śmierci proces żałoby jest złożony. To, co dla mnie jest centralną częścią żałoby, to patrzenie nie tylko na to, co zostało utracone, ale też na to, co zostaje. W jaki sposób ta osoba nadal jest w naszym życiu? Jak możemy uhonorować to, że nie tylko była, ale nadal jest ważną częścią naszej rodziny? Jak możemy ją wspominać? Czy jest coś, co możemy robić w jej imieniu albo z wdzięczności dla niej? Na przykład: zmarła babcia co roku na święta piekła piernik. Teraz my pieczemy piernik i wspominamy babcię. Pokazujemy tym samym, że to, że jakaś osoba zmarła, nie znaczy, że całkowicie znika; nadal w jakiś sposób jest obecna w rodzinie. I ta świadomość często koi ból żałoby. To poczucie i pielęgnowanie trwałej wewnętrznej więzi z tą osobą.

Rozmawiałyśmy o śmierci osób, a co w przypadku innych śmierci i strat? W Instytucie Dobrej Śmierci prowadzicie zarówno Krąg żałoby po zwierzętach, jak i Krąg żałoby ekologicznej. Możesz powiedzieć, jak opiekować się tymi tematami i czym one się się różnią od żałoby po zmarłej osobie?

Każda żałoba, która jest związana ze stratą człowieka, zwierzęcia, poczucia bezpieczeństwa czy nadziei, potrzebuje dwóch rzeczy. Po pierwsze, pozwolenia na to, by została wyrażona – pozwolenia na wyrażenie smutku, gniewu, rozczarowania, lęku… po prostu całego wachlarza emocji, które mogą się pojawić. Po drugie: potrzebne są wspólnoty, czyli ludzie, którzy osobę po stracie wesprą i zrozumieją. W takich tematach, o których wspomniałaś, czyli śmierci psa lub żałoby związanej ze zmianami klimatycznymi, bardzo często pojawia się coś, co nazywamy „żałobą nieuznaną”, po angielsku disenfranchised grief. To sytuacja, w której ktoś coś opłakuje, jest w żałobie, a jego otoczenie sugeruje, że nie ma powodu do płaczu albo że to jest fanaberia lub przesada, bo „to przecież tylko pies​​”, „można mieć nowego​​”. To jest bagatelizowanie tego, co ten człowiek przeżywa. Najczęściej ludzie, którzy mówią rzeczy typu „nie jest aż tak źle”, „nie denerwuj się tak”, mają dobre intencje. Chcą, żeby osobie, do której się zwracają, było lepiej, ale paradoksalnie takimi wypowiedziami pogłębiają jej ból. Jest już ból związany ze stratą, i wokół niego pojawia się kolejna warstwa bólu: związana z brakiem zrozumienia, oceną, poczuciem bycia osobą niewidzialną, krytykowaną czy wyśmiewaną. I to może dawać poczucie dojmującej samotności.

To, czego potrzebujemy w żałobie, to nie, żeby nas ktoś pocieszał czy próbował ratować, ale żeby nam towarzyszył, czyli żeby nas zobaczył, akceptował i wspierał.

A kogo miałaś na myśli, mówiąc wcześniej o tym, że jedną z dwóch rzeczy, których każdy potrzebuje w żałobie, jest wspólnota? Kto stanowi taką wspólnotę dla dzieci? Rodzice? Rodzice i rodzeństwo? A może wszystkie osoby, które przeżyły coś podobnego? Kto może być wsparciem?

To zależy. Często jesteśmy częścią różnych rodzajów wspólnot. To może być rodzina, szkoła, przedszkole, krąg przyjaciół. Na co dzień większość z nas ma do czynienia z rozmaitymi ludźmi. Myślę, że każdy kontakt określiłabym jako potencjalną wspólnotę. Kontakt ze zwierzętami też jest bardzo wspierający w żałobie, bo one nas nie oceniają. Kot nie powie ci „Przestań płakać” albo „Uspokój się, przesadzasz”. Kot, pies czy koń – po prostu z nami jest i to jest ta umiejętność, której wielu ludzi nie ma. Ludzie zazwyczaj nie potrafią po prostu być. Czują się tak bardzo niekomfortowo, zwykle z poczucia bezradności, kiedy się pojawia temat żałoby albo śmieci, że decydują się „coś” powiedzieć, bo fakt, że nic nie można zrobić, jest wręcz nie do wytrzymania. I tak naprawdę mówią do samych siebie, by uwolnić się od, tak trudnego do wytrzymania, poczucia bezradności.

Czy zatem jest coś, co warto mówić? Czy jest jakiś język, którego warto używać w rozmowach z dziećmi o śmierci i żałobie albo wręcz przeciwnie, język, którego nie warto używać?

Nie warto używać wszelkich zdań, które możemy uznać za instrukcje czy poradę, czyli takich zaczynających się od „powinnaś/powinieneś…” albo „nie bądź taka zła/smutna” itd. Dlaczego? Bo ta osoba taka w tej chwili jest, to właśnie czuje. W takich sytuacjach pomocne jest prawdziwe zainteresowanie się tą drugą osobą i tym, jak się ma. Warto zadawać jej takie pytania, jak: „Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?”, „czy jest coś, w czym mogę pomóc?”, „co mogę ci dać?”. Jeśli ta osoba mówi „nie wiem”, to za jakiś czas warto zapytać ponownie. Czasami, chcąc pomóc komuś w żałobie, mówimy „daj znać, jeśli czegoś będziesz potrzebował/a”. Ale najczęściej ta osoba w ogóle nie ma siły na to, żeby to wyrazić. Dlatego tak ważne jest, żeby regularnie być w kontakcie, regularnie się odzywać, regularnie wracać do tematu. Nawet jeśli wcześniej ta osoba odmówiła jakiejś aktywności. Jutro, pojutrze, za jakiś czas, zapytaj jeszcze raz.

Nie zostawiaj ludzi w żałobie samych sobie. Regularnie wracaj do nich z troską.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę w temacie języka, bo ja głęboko wierzę, że język tworzy naszą rzeczywistość. Jakiego języka używać lub nie używać w rozmowach o śmierci czy odchodzeniu?

Wiele osób boi się używać słowa „śmierć” albo boi się powiedzieć, że ktoś „zmarł”. Ludzie często wtedy używają eufemizmów, mówią np., że ktoś odszedł czy na zawsze zasnął. I to jest dość ryzykowne, bo dzieci często nie rozumieją tych metafor, traktują to dosłownie. I mogą być zakłopotane, bo choćby słowa „odszedł”, „odeszła” używamy także, gdy jakaś osoba odchodzi z pracy. Najlepsza jest jasna komunikacja i nazywanie rzeczy po imieniu. Jeśli porównujemy śmierć do snu, mówiąc, że „babcia spokojnie zasnęła”, to w najgorszym przypadku dziecko może bać się spać/zasypiać. Dlatego tak ważne jest, żeby używać tych słów, które są przeznaczone do rozmowy na ten temat, czyli „śmierć” i „umarł”, „umarła”. Ludzie często boją się, że to będzie brutalne, ale niesłusznie. Dużo większe znaczenie ma barwa głosu i atmosfera, w której o tym rozmawiamy, niż same słowa. Można ich używać w sposób bardzo jasny i równocześnie łagodny, czuły i wspierający.

Porozmawiałyśmy o języku, to teraz chciałabym porozmawiać o „aktywnościach”. Czy dzieci można, powinno się zabierać na pogrzeby?

Jak najbardziej można. Nie używałabym jednak takich określeń, jak „powinno się”, bo tutaj liczy się zdanie dziecka. Warto zapytać dziecka, czy ono by tego chciało. Dzieci często mają opinię na ten temat. To wymaga od dorosłej osoby wytłumaczenia dziecku, czym jest pogrzeb, jak wygląda, co się na nim będzie działo. Generalnie myślę, że moglibyśmy dzieci dużo więcej słuchać, bo one często mają pomysł na to, co jest dla nich dobre albo niedobre.

Pracuję z dorosłymi, którzy często opowiadają mi o wydarzeniach z dzieciństwa związanymi z jakąś stratą. Często, nawet po tylu latach, nadal boli ich fakt zmuszenia lub wykluczenia z uczestnictwa w pogrzebie, czyli sytuacja, w której coś się stało wbrew ich woli. Dorosła osoba może nadal cierpieć, że nie mogła brać udziału w pogrzebie taty jako pięciolatka, albo mieć żal, że została zmuszona do dotknięcia zmarłej cioci w trumnie. Traumy często nie wynikają stricte z tego, co się stało, ale z tego, że stało się to wbrew woli. Wykluczenie dziecka z pogrzebu może mieć negatywne skutki, bo wysyłamy wtedy taki komunikat: stało się coś strasznego/smutnego/trudnego i teraz się rozstajemy. My, dorośli, jesteśmy tu, a ty, dziecko, jesteś tam. Ono się wtedy uczy, że kiedy jest trudno, to rodzina jest podzielona. A tymczasem trudne wydarzenia niosą ze sobą wielki potencjał życiowej lekcji, która może wyglądać tak: wydarzyło się coś trudnego, ale jesteśmy razem, troszczymy się o siebie, wspieramy się. Czasami w takich sytuacjach nawet osoby, które zazwyczaj nie mają dobrej relacji, potrafią się do siebie zbliżyć. W sytuacji bólu potrafi się również pojawić coś pięknego. Takiego komunikatu może zabraknąć, jeśli wykluczamy dziecko z pogrzebu.

Czy dziewczynki przejmują się bardziej?

Czy dziewczynki przejmują się bardziej?

Czy masz jakieś rady dla rodziców, którzy chcą towarzyszyć dzieciom w przechodzeniu żałoby?

Żeby nie ukrywali swoich własnych uczuć, własnych pytań i niepewności. Bo dzieci i tak czują nasze emocje. A zaprzeczanie im może wywołać u nich poczucie niepewności, tworząc kontrast między tym, co widzą i odbierają, a tym, co dorośli mówią. Dziecko może zacząć wątpić w swoją intuicję lub w słowa dorosłych ze względu na rozdźwięk między sygnałami werbalnymi i niewerbalnymi. Chowając przed dziećmi to, co czujemy, nie uczymy ich, jak dbać o siebie, kiedy pojawiają się trudne uczucia, a szkoda. Jeśli natomiast pokażemy, opowiemy: „tak, jestem smutna i dlatego robię teraz rzeczy, które mi pomagają, np. płaczę, pozwalam sobie na odpoczynek, dbam o bliskość, o dobre jedzenie, chodzę na spacery…” – to może być bezcenna lekcja z żałoby, którą dzieci mogą zabrać ze sobą i czerpać z niej w dorosłości.

Gdybyś miała polecić książkę o śmierci, to co byś wybrała dla dzieci, a co dla dorosłych?

Och, jest tak dużo fajnych książek w tym temacie! Ale niech będzie: dla dzieci dwie książki ilustrowane: Jestem ŻycieJestem Śmierć autorstwa Marine Schneider i Elisabeth Helland Larsen (Wydawnictwo Kultura Gniewu). A dla dorosłych książkę Megan Devine Cierpisz? Masz do tego prawo (oryginalny tytuł: It is okay that you are not okay).

Anja Franczak. Fotografia: Szymon Rogiński

Anja Franczak uważa, że śmierć jest naturalną częścią życia, i lubi rozmawiać o niej w sposób spokojny, czuły i wspierający. Dlatego założyła Instytut Dobrej Śmierci, w którym zajmuje się edukacją o umieraniu i żałobie. Wspiera osoby na ostatnim etapie życia, osoby po stracie bliskich oraz tych, którzy im towarzyszą. Ważną rolę w jej pracy odgrywają rytuały. Jako celebrantka tworzy i prowadzi osobiste rytuały pożegnania i świeckie ceremonie pogrzebowe. Kocha życie.