Emocje i ciało. Seks i seksualność. Niezależność, ale też sprzątanie. Siostrzeństwo versus rywalizacja. Poród i macierzyństwo – oraz wolność wyboru. Jakiego rodzaju przekazy płyną od matek i babek współczesnych 30‑, 40-letnich kobiet? Marta Szarejko w książce Masz to po mnie zapytała o to psychoterapeutki, socjolożki, seksuolożki. Wnioskami dzieli się z „Kosmosem”

Kilka lat temu Ewa Błaszczuk-Malik, seksuolożka, z którą rozmawiałam o terapii par, powiedziała: „Czasem problemy w związku to zaskakujące sprawy wynikające z przekazów międzypokoleniowych: zdarza się, że analizuję historię rodziny kobiety, która nie może wejść w związek. Na pierwszy rzut oka ma wszystko, co by ją do bycia w relacji zbliżało, ale kiedy próbuje, to w każdej kolejnej w końcu dzieje się coś takiego, że jednak się nie udaje. Sprawdzam to i okazuje się na przykład, że dziewczyna bardzo mocno czuje lojalność wobec kobiet w swojej rodzinie. Zaczyna się od prababci, która straciła męża na wojnie i potem wychowywała dzieci sama, z nikim się nie związała. Babka szybko została wdową, a matka się rozwiodła. I ta dziewczyna się z nimi solidaryzuje. To głęboki, nieświadomy proces, który trudno zmienić”.

Zainteresowała mnie ta linia kobieca i przekazy, które dostajemy od matek i babek. Czasem wypowiadane wprost, czasem niewerbalne, przekazywane w milczeniu, a jednak je uwewnętrzniamy. Jak wygląda ten proces? Które przekazy są najbardziej uniwersalne? Które najbardziej nam przeszkadzają, a które okazują się cenne i chcemy je podawać dalej?

Postanowiłam zapytać o to psychoterapeutki, seksuolożki i socjolożki. Przeprowadziłam kilkanaście rozmów i każde spotkanie okazało się dla mnie ważne – brzmi jak banał, ale naprawdę tak było, ponieważ ekspertki dzieliły się ze mną nie tylko swoją wiedzą, doświadczeniem zawodowym i fachowymi spostrzeżeniami, ale też wspomnieniami, refleksjami na temat kobiet z ich rodzin. I przekazami, które dostały od swoich matek. Część z tych przekazów jest powszechnie znana przez kobiety w naszej kulturze, część zaskakuje. Oto co najbardziej mnie w nich poruszyło.

Marta Szarejko, Masz to po mnie, Wydawnictwo Literackie 2025

EMOCJE

Jedna z dziennikarek, która przeprowadzała ze mną wywiad po premierze książki, powiedziała: „Dobrze, że rozdział o emocjach jest pierwszy – gdyby w naszych rodzinach sensownie je ustawiono, reszta rozdziałów nie byłaby potrzebna”. Trudno nie przyznać jej racji. Moja mama mówiła często: „A z czego ty się tak cieszysz?!”. Jakby za każdym razem, kiedy okazuję radość, miała mnie spotkać kara. Całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że ten przekaz nigdy nie działał w drugą stronę. Kiedy byłam smutna, nikt nie mówił: „Teraz się smucisz, ale za jakiś czas znów będziesz wesoła”. Po latach zrozumiałam, skąd w myśleniu mojej mamy zakaz radości. Zdałam sobie też sprawę, że w każdym domu zakaz emocji, jeśli był, to wyglądał inaczej: czasem dziewczynki nie mogły być smutne (do tej pory część moich przyjaciółek uśmiecha się, opowiadając o najtrudniejszych sprawach w swoim życiu), czasem (i to znakomita większość) nie mogły się złościć albo okazywać strachu. Przekaz na temat emocji rzadko odbywa się wprost – po prostu czujemy, że któraś z nich nie jest akceptowana, nie mieści się w przestrzeni, w której żyjemy.

Magdalena Sękowska, psychoterapeutka, mówi, że w liniach kobiecych najsurowiej zakazane były autentyczne emocje. Przykrywano je innymi. Łatwiej przyjąć smutek niż złość, bo złość oznacza działanie, zmianę, aktywność. Smutek to apatia, można go przeczekać bez żadnej rewolucji.

Psychoterapeutka mówi też, że przekazy dotyczące emocji w naszych rodzinach często tworzyły się na podstawie konkretnych wydarzeń. Na pierwszy rzut oka mogły nie mieć sensu, ale kiedy się przyjrzymy, znajdziemy go. Dobrze przejść z latarką przez wspomnienia i oświetlić te, które nam pokażą, czego nie mogłyśmy wyrażać. I zastanowić się, dlaczego tak było. A potem porządnie się na to zezłościć, by móc pójść dalej, własnej córce pozwalając już na wszystkie emocje.

CIAŁO

Od seksuolożki Aleksandry Józefowskiej usłyszałam, że kobiety, dowiadując się o tym, że urodzą córkę, czują lęk. Boją się o nią, zanim się urodzi. Psychoterapeutka opowiedziała mi o pacjentce, która miała już syna, a będąc w drugiej ciąży, dowiedziała się, że urodzi córkę. Zaskoczyło ją to, musiała zmierzyć się z trudnymi emocjami. „Z jednej strony na wierzch wyszła jej skomplikowana relacja z matką, z drugiej ujawnił się strach przed zagrożeniami, przemocą seksualną, naruszeniami – i myśl, że świat zagraża dziewczynom. Pamiętam, że poszła na USG i że wykonujący je lekarz skomentował obraz na ekranie monitora w sposób, który pacjentka odebrała jako przekraczający. Poczuła, że ta dziewczynka jeszcze się nie urodziła, a już ktoś komentuje jej narządy płciowe. Może ten lęk jest tak silny, że kobiety czasem rzeczywiście wolą mieć syna? Bo w wypadku córki radość natychmiast miesza się z lękiem” – mówi Aleksandra Józefowska.
Dziewczyny z mojego pokolenia dostawały na temat ciała bardzo różne przekazy, często sprzeczne. „Co ty włożyłaś? Wyglądasz jak sierota!”, i jednocześnie: „Śliczna z ciebie dziewczyna, czemu tego nie pokazujesz?”. Tylko garstka doświadczyła mądrej rozmowy z matką na temat miesiączki, seksu, ciąży. Według ostatniego raportu grupy Ponton na temat edukacji seksualnej w domach, jeśli dziewczynki w ogóle zgłaszają, że w ich rodzinach odbywają się rozmowy na temat seksu, to okazuje się, że sprowadzają się one do straszenia gwałtem albo ciążą.
Sama dostałam świetny przekaz na temat ciała, który odbywał się w milczeniu: moja mama niespecjalnie się swoim ciałem przejmowała. Czasem tyła, czasem chudła, malowała się rzadko. Ale zawsze odbierałam ją jako zadbaną.

Kilka lat temu rozmawiałam z Ewą Woydyłło, która przywołała słowa swojej mamy: „Traktuj ciało jak instrument, nie ornament”.

I uświadomiłam sobie, że moja mama nigdy tak tego nie ujęła, ale dokładnie ten przekaz mi dała. I jestem jej wdzięczna, bo wielu moim koleżankom, których mamy prezentowały postawę inną niż moja, nie udało się uniknąć kompleksów czy zaburzeń odżywiania. Dziś wiemy już, że nie wystarczy mówić dziewczynkom, że mogą wyglądać tak, jak chcą. Potrzebny jest przykład, biegnący równolegle do słów. Jeśli córka obserwuje matkę mimo zmęczenia ciągle biegającą na crossfit i katującą się dietami, zestresowaną, kiedy rozmaże jej się makijaż, to nawet gdy ta matka powie: „Możesz być sobą, jesteś śliczna!” – córka jej nie uwierzy. Przyjmie to, co widzi, a nie to, co słyszy. Aleksandra Józefowska mówi, że dziś za nastolatkami stoją świadome mamy, które przepracowały już swoje doświadczenia i dają córkom inny przekaz. I wsparcie. A ja chcę jej wierzyć.

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

SEKS

Marta Niedźwiecka nie bierze jeńców, to żadna tajemnica. W rozmowie o seksie wprost pokazuje brutalną prawdę: nic dziwnego, że kobiety, które mają dziś czterdzieści, pięćdziesiąt lat, często nie mają ochoty na seks albo go zwyczajnie nie lubią. Dla ich matek, babek i prababek seks był głównie przemocą.

Całe tłumy kobiet przed nami, wchodząc w menopauzę, z ulgą mówiły, że wreszcie będą miały z głowy najtrudniejszy temat: czuły się zwolnione z obowiązku sypiania z mężem. Sypiania często wbrew własnej woli albo zupełnie bez ochoty.

„My, pozornie wyemancypowane, wciąż mamy problem z chceniem. Już wiemy, że seks jest fajny, że może nam dużo dać, a okazuje się ciągle, że myślimy o nim z podejrzliwością” – mówi Marta Niedźwiecka. „No bo jaki stosunek do seksu mogły mieć całe generacje zmuszane do niego instytucjonalnie albo gwałtem, jeśli nie niechętny?” – pyta dalej seksuolożka. I pokazuje, że w czasach młodości naszych babek i matek panowało przyzwolenie na wiele form naruszania kobiecego ciała i seksualności. Nikt nie zastanawiał się nad gwałtem w małżeństwie – zakładano, że mąż nie musi pytać o zgodę. Przez wiele lat seks budził w kobietach grozę. Do tego w Polsce nie było rewolucji seksualnej. Nagle w latach 90. w magazynach kobiecych zaczęły się pojawiać artykuły o orgazmach, gadżetach erotycznych i o tym, że każda z nas może być femme fatale, podczas gdy większość czytelniczek o seksie wciąż myślała podobnie jak kobiety z wcześniejszych pokoleń. Mentalnie byłyśmy chłopkami i nagle usłyszałyśmy, że mamy być królowymi uwodzenia! Co tu mogło nie wyjść? Wszystko!
Marta mówi jeszcze jedną, bardzo niewygodną rzecz: jednym z najtrudniejszych aspektów patologii relacja matka–córka w Polsce jest zawiść. „Wiem, że jest tego naprawdę dużo. I ukrywa się zwykle pod płaszczykiem troski. Tylko że troska objawia się zwykle łagodnością – jak chcesz kogoś chronić, to go nie naruszasz. A jeśli mówisz, że chcesz chronić córkę, i jednocześnie ubliżasz jej, i wyzywasz ją od dziwek, zawstydzasz ją i upokarzasz, to może niekoniecznie chodzi o ochronę, tylko o pogardę i nienawiść”. Według niej to zjawisko wcale nie słabnie, wręcz przeciwnie – dziś kobiety 40+, 50+ mogą wyglądać bardzo młodo i udawać, że czas się dla nich zatrzymał. Rywalizują z dojrzewającymi córkami, a w takim współzawodnictwie zawiera się bardzo opresyjny przekaz dotyczący kobiecego ciała i seksualności. Nie chcemy o tym myśleć, ale ten problem istnieje i cieszę się, że Marta rzuca na niego światło.

NIEZALEŻNOŚĆ

Mam na jej punkcie obsesję. Okazało się, że moja rozmówczyni też. Psychoterapeutka Ewa Chalimoniuk powiedziała: „Zawsze wiedziałam, że nie chcę mieć dzieci oraz że nie wyjdę za mąż”. I tak zrobiła. Dla mnie to powiew świeżości: poznać osobę, która wcieliła w życie to, o czym myśli wiele kobiet – i z perspektywy czasu mówi, że jest szczęśliwa. Dodaje też, że jest tylko jeden sposób na wychowanie niezależnej córki: być taką matką, która sama jest niezależna. Mieć swoje sprawy: pracę, pasje, partnera, przyjaciółki. Podkreśla, że wiele kobiet w jej gabinecie zaczyna doceniać to, że ich matka, gdy były dziewczynkami, miała własne życie. Bo dzięki temu nauczyły się od niej czegoś ważnego. Zdaniem psychoterapeutki innej drogi do niezależności córki nie ma.

PRZYJAŹŃ MIĘDZY KOBIETAMI

Ten rozdział trochę mnie zmiótł, ponieważ Alicja Długołęcka przyznała w nim: „Myślałam, że kobiety są gorsze”. I dodała:

„Dopiero kiedy poczułam, że dorównałam mężczyznom, mogłam sobie pozwolić na to, żeby pokochać kobiety”.

Psychoterapeutka mówi o tym, że byłyśmy socjalizowane do rywalizacji z innymi kobietami. Co zresztą wciąż w nas rezonuje: z raportu Siostrzeństwo – od idei do praktyki autorstwa doktorki Sandry Frydrysiak oraz Marty Majchrzak z 2021 roku wynika, iż sześć na siedem Polek myśli, że inne kobiety cieszą się z ich porażek. Alicja Długołęcka opowiada o swoim procesie dorastania do siostrzeństwa. W pewnym momencie zwróciła się do swoich przyjaciółek po wsparcie dla własnej córki. „Jako matka dałam im pieczę i powiedziałam: Jakbym nie wyrabiała albo gdyby pojawiały się takie obszary, do których nie będę miała dostępu – czuwajcie. Jeśli mi czegoś nie powiecie, nie będę się czuła zdradzona. Chcę tylko, żebyście pomogły mojemu dziecku”. Czy taka postawa mnie zaskoczyła? Tak, bo częściej spotykałam się z poczuciem braku lojalności albo zazdrością, kiedy córka zwierzała się przyjaciółce matki, a nie matce. Czy taka postawa mnie zachwyciła? Oczywiście, że tak! To najlepszy przekaz na temat przyjaźni i zaufania wobec kobiet, jaki mogę sobie wyobrazić.

Dostajemy zarówno to, co chcemy wziąć od matek, jak i to, czego nie chcemy. Fot. Fizkes, Dreamstime

PORÓD

Tu wszystko się dzieje w milczeniu, matki rzadko opowiadają o swoich porodach. Według Justyny Dąbrowskiej chronią córki przed potencjalnym przerażeniem. Chcą je oszczędzić, nie chcą przyczyniać się do uprzedzeń względem ich własnego doświadczenia. Niestety czynienie ciąży i porodu tematem tabu – w historiach rodzin sporo jest poronień, śmierci dzieci, ciężkich porodów, o których się nie mówi – wzmaga lęk. I jeśli dziewczyna chce urodzić dziecko, musi wykonać gigantyczną pracę, żeby ten lęk jej nie zablokował. Justyna Dąbrowska świetnie demonstruje, jak trudne przeżycia przekazywane są niewerbalnie. Mówi: „Wystarczy, że matka nagle wstanie i wyjdzie do kuchni, kiedy córka ją o coś zapyta. Albo oglądają razem zdjęcia z przeszłości i nagle zapada pełna napięcia cisza. Czasem wystarczy, że czegoś brakuje, na przykład radości na wieść o tym, że córka zaszła w ciążę. Matka reaguje dystansem, jakimś rodzajem wycofania, albo wręcz przeciwnie – nadmiarowym entuzjazmem, który córka odbiera jako niezbyt szczery”. Psychoterapeutka opisuje też porody swoje i swojej córki. Cała jej opowieść jest nie tylko poruszająca, ale też bardzo symboliczna.

MACIERZYŃSTWO

Paula Pustułka, socjolożka, która bada podejście kilku pokoleń Polek do macierzyństwa, nazwała coś, co wcześniej tylko przeczuwałam: jesteśmy pierwszym pokoleniem, które w relacji matka–córka pozwala sobie na sprzeciw. Nasze matki wyrosły w kulcie rodziców, uwewnętrzniły zdanie „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Nie sprzeciwiały się im, nie krytykowały ich ani z nimi nie dyskutowały. „A dziś? Dziewczyny robią to pełną parą!” – mówi Paula Pustułka. „Rodzice nie stoją już na piedestale. To wynik socjalizacji: nasze matki co prawda wychowywały nas wciąż w kulcie rodziny, ale powtarzały nam jak mantrę bajkę o wielkim świecie, który otworzyła transformacja, a potem wejście do Unii. To matki wierzące, że córki powinny sięgać wysoko, aby w pełni korzystać z możliwości, których one same nie miały. A jeśli przez całą młodość jesteśmy karmione opowieścią o rozwoju, nauce języków obcych, podróżach, to niby skąd miałoby nam przyjść do głowy, żeby zostać matką czwórki dzieci? Taki model nie może wygrać, bo tego nie ma w naszym socjalizacyjnym DNA!”.

Kiedyś córkom trudno było się odcinać od matek, dziś dziewczyny wiedzą, że mogą stawiać granice. I więcej wymagają.

„W ogóle wymagają – wyjaśnia Paula Pustułka. To coś, czego wcześniej nie było, nie stawiało się matce wymagań. Dzisiaj się stawia”. A matki się tego boją. Boją się popsucia relacji z córkami, dystansu, zerwania kontaktu. Odsunięcia ich. I często nie mają narzędzi, aby ten lęk wyrazić. Podczas moich spotkań autorskich mam możliwość obserwować kobiety z różnych pokoleń: najstarsze czytelniczki, 70+, 80+, wprost wyrażają swoje niezadowolenie z powodu niżu demograficznego. Jedna z pań powiedziała: „Skoro jesteście takie mądre, tak świetnie wykształcone, dlaczego nie chcecie się rozmnażać?”. I trafiła na dużą konsternację nie tylko kobiet 30+ i 40+, ale przede wszystkim najmłodszych dziewczyn, które kompletnie nie wyobrażają sobie, że mogłyby w tej kwestii nie mieć wolności.

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN

SPRZĄTANIE

Jedną z rozmów, które najbardziej zapadły mi w pamięć, jest ta z Iwoną Chmurą-Rutkowską na temat porządku i sprzątania. Kocham jej szaloną, dziką narrację o tym, jak kobiety były socjalizowane do tego, żeby cały swój potencjał intelektualny, emocjonalny i fizyczny skupić na budowaniu domu jako reprezentacji ich samych.

„Dom świadczy o kobiecie, dzieci świadczą o kobiecie, nawet to, jak jest ubrany jej partner, świadczy o kobiecie!” – mówi socjolożka.

Polecam szczególnie opowieść o jednej ze studentek, która szorowała fronty szafek w kuchni, zamiast słuchać wykładu. To historia sprzed kilku, a nie kilkudziesięciu lat. Zabawna i wstrząsająca jednocześnie.

CO ZROBIĆ Z PRZEKAZEM?

W książce jest jeszcze kilka innych, równie ważnych rozdziałów. Na przykład o miłości, pracy i pieniądzach, jedzeniu, o przemocy. I o tym, czy relacja matka i córka zawsze musi być trudna. Spoiler: nie musi. W każdej rozmowie, którą odbyłam po premierze książki, pojawiało się pytanie: co można z tym wszystkim zrobić? Dostajemy różne przekazy, na temat najważniejszych wartości w naszym życiu – czasem nawet nie wiemy, że któreś z nich nam nie pasują, tak silnie je uwewnętrzniłyśmy! Ewa Błaszczuk-Malik zapytana, czy kobiety są zaskoczone tym, co odkrywają w swoich liniach kobiecych, odpowiedziała: „Są zdziwione, że w tych przekazach tkwią. Ważniejsze jednak, co one potem z tym zrobią: wybiorą sprawczość czy tylko przejrzą ten spadek i pójdą dalej? Bo sama wiedza niewiele zmieni. Mogą również świadomie zdecydować, że jakiś przekaz im odpowiada”.

Dlatego mój krótki, roboczy, indywidualny instruktaż brzmi: rozpoznać, co nam nie pasuje, odrzucić to. (Wiem, to długa praca. Do tego grozi wykluczeniem albo co najmniej konfliktem z mamą lub babcią. Ale nie zawsze tak musi być). Zobaczyć, co nam się podoba – zostawić to i przekazywać dalej.

Najważniejsze to wziąć odpowiedzialność za to, czego chcę, jak chcę żyć. I co chcę przekazać córce. Czasem potrzebna jest do tego psychoterapia, czasem wystarczy przyjaźń z dużo starszymi i dużo młodszymi kobietami od nas. I to, jaką wybieramy dla siebie rolę w korowodzie pokoleń.