#REPORTAŻ Nauczyłem się cierpliwości, odpuszczania. Oduczyłem się słów: normalne, nienormalne, standardowe – mówią rodzice córek z ADHD. Reporterka Maria Hawrenek pyta bohaterów i bohaterki, jak w ogóle wpaść na to, że dziecko może być nieneurotypowe, i co potem z tym zrobić.

Diagnoza

Magda, mama 13-letniej Róży: Odkąd córka zaczęła chodzić, nie można jej było z oka spuścić. Do ósmego roku życia wychodziłam z nią z klatki za rękę, bo nie byłam pewna, czy nie wybiegnie na ulicę. Sądziłam, że jest impulsywna, ale ja też taka jestem, więc mnie to nie martwiło. Pamiętam, jak któregoś razu w dzieciństwie rozmawiałam przez telefon, który stał na ozdobnym kredensie. Znajomy rodziców kazał mi coś im przekazać. Byłam tak przejęta wagą sprawy, że od razu wzięłam flamaster i zapisałam to na meblu. Nie pomyślałam, by poszukać kartki. Dlatego sądziłam, że po prostu Róża też ma taki żywy temperament. Nie odczuwałam tego jako kłopotu.

Magda i jej córka Róża mieszkają na północy Polski w mieście, które ma ok. 180 tys. mieszkańców. Róża ma 13 lat, jest jedynaczką, mieszka razem z rodzicami i dwoma psami na osiedlu. Jej tata też ma zdiagnozowane ADHD i dysleksję.

– Zapisałam ją do szkoły muzycznej. W klasach 1–3 nie było tam zadań domowych, nie zorientowałam się więc, że trudno przychodzi jej siedzenie przy biurku. Wychowawczyni też nie zauważyła, że Róża ma trudności z czytaniem i pisaniem. Dopiero nauczycielka instrumentu zaobserwowała u niej kłopoty ze skupieniem. W drugiej klasie trafiłyśmy do poradni psychologiczno-pedagogicznej, okazało się, że ma ryzyko dysleksji. Zasugerowano, byśmy udały się do psychiatry w celu diagnozy nadpobudliwości ruchowej u Róży. Ale ja nie byłam przekonana, że to nam potrzebne. Przez 16 lat pracowałam jako nauczycielka wspomagająca w szkole integracyjnej. Wiem, że czasem wystarczy jedna wizyta u psychiatry, żeby dziecko już dostało leki, a ja nie zamierzałam jej faszerować.

W trzeciej klasie na świadectwie napisano, że moja córka jest agresywna. Wkurzyłam się, bo ani razu w tej sprawie nie wezwano mnie do szkoły – żadnej uwagi, żadnego komentarza. Okazało się, że tak wychowawczyni rozumiała to, że czasem Róża idzie do kąta i płacze. Zmienili ten zapis.

Dla nas kłopoty zaczęły się na poważnie w czwartej klasie, gdy pojawiły się zadania domowe. Ogromnie trudno było doprowadzić do tego, żeby Róża skoncentrowała się na odrabianiu lekcji. Mówiłam jej: jeśli potrzebujesz mojej pomocy, jestem. Ustalałyśmy, że będzie robić zadanie. Szła do toalety – 30 minut. Sprzątała biurko przed pracą – 30 minut. Zajęła się czymś innym, znowu trzeba było sprzątać biurko, przychodził wieczór, a lekcje niezrobione. Denerwowała się ona i denerwowałam się ja. Poczułam, że coś musimy z tym zrobić.

Karol, tato 8‑letniej Gosi: Nie mieliśmy na radarze takich tematów. Gosię uważaliśmy po prostu za wrażliwą dziewczynkę. Łatwo ją było wyprowadzić z równowagi, ale tłumaczyliśmy to kolejnymi skokami rozwojowymi – kryzysem dwulatki, trzylatki i tak dalej. Trochę nas męczyło poranne zbieranie się do przedszkola i kłopoty z wywiązywaniem się z obowiązków, na przykład posprzątaniem w pokoju, trochę martwiła impulsywność w relacjach z młodszym bratem. Kiedy Jasiek zabrał siostrze jakąś rzecz i odłożył w innym miejscu, wpadała w furię. Raz strasznie się wściekła o to, że rzucił jej piżamę na łóżko; czuła się tym osobiście zaatakowana.

Karol i jego córka Gosia mieszkają na południu Polski w mieście, które ma ok. 200 tys. mieszkańców. Gosia ma osiem lat i młodszego, pięcioletniego brata Jasia. Razem z tą trójką mieszka też mama Gosi, mają niedaleko do obu par babć i dziadków.

– Sytuacja zaogniła się w zeszłym roku, gdy Gosia poszła do szkoły. Z jednej strony skomplikowała nam się poranna logistyka – Jasiek do przedszkola, Gosia do szkoły, my do pracy, więc zwiększyła się presja, by zdążyć, a tym samym stres, a my nie mogliśmy zrobić nic, by go zmniejszyć. Przygotowywaliśmy ubrania dzień wcześniej, żeby łatwiej szło, ale to też nie działało. Rozmawialiśmy oczywiście, i to dużo. Nic nie dawało rezultatów – ani rozmowy, ani konfrontacje, ani przytulanie, ani wyciszenie, ani próby nakładania kar. Wraz ze szkołą pojawiły się też nowe sygnały – zadania domowe stały się powodem codziennych batalii. Gosia strasznie się nimi frustrowała: gdy szlaczek jej nie wychodził, rzucała ołówkiem. Zauważyliśmy, że łatwo zachwiać jej poczuciem własnej wartości – kiedy coś jej się nie udaje, mówi, że jest beznadziejna. Gdy ktoś skomentuje jej bluzkę, ona bierze to do siebie. Jest hiperwrażliwa.

Do psychologa zdecydowaliśmy się pójść ze względu na kłopoty z codzienną rutyną i pragnienie zmniejszenia cierpienia Gosi oraz poprawienia relacji z bratem. Myśleliśmy, że może gdzieś popełniamy jakiś błąd i możemy lepiej podejść do komunikacji z córką. Czułem, że Gosia nie jest w swoich działaniach złośliwa. Gdy usłyszeliśmy diagnozę: ADHD, nagle obraz stał się spójny. Pasuje do całego naszego doświadczenia. Być może Gosia jest też w spektrum, ale dopiero jesteśmy w procesie diagnozy.

Wojtek, tato 8‑letniej Danki: Córka w zerówce była impulsywna. Biła chłopców, którzy ją zaczepiali. „Łobuzująca” dziewczyna rzadziej się trafia w szkole, więc zwróciła uwagę nauczycielek; chłopak pewnie by nie zwrócił. Dla mnie to było nic, bo ja też byłem impulsywny, ale jednak pewne sytuacje i mnie dawały do myślenia. Na przykład, gdy odbierałem ją 30 minut wcześniej, a nauczycielka wzdychała: o, jak dobrze, że już pan przyszedł. Martwiło mnie też, pamiętam, jeszcze w przedszkolu, jak nauczycielka raportowała, że dzieci nie chcą się z Danką bawić. Córka ciągle się wkurzała i je popychała, więc dzieciaki zaczęły się od niej odsuwać, zaczynała odstawać od grupy. Nauczycielka zwróciła też uwagę na to, że gdy jakaś aktywność Dankę nudziła, ta po prostu porzucała zabawę, bez oglądania się na innych. Wcześniej, gdy przebywała tylko z nami w domu, to nie było takie wyraźne. Trudno się zorientować, że coś jest nie tak, zanim dziecko dołączy do grupy rówieśniczej. Wtedy pojawia się aspekt społeczny i kłopoty z dostosowywaniem się do panujących reguł.

Wojtek i jego córka Danka mieszkają w jednym z wojewódzkich miast. Danka ma 8 lat i jest jedynaczką. Mieszka raz z mamą, raz z tatą, którzy jakiś czas temu się rozstali, ale dobrze dogadują się w kwestii opieki nad córką.

– Zaczęliśmy diagnozę na zajęciach integracji sensorycznej w kierunku autyzmu lub ADHD. Spotkanie z terapeutką potwierdziło ADHD. Kiedy dostaliśmy diagnozę, klocki zaczęły się układać. Zrozumiałem, skąd się w mojej córce bierze ta impulsywność. Według mnie to najważniejszy problem – nieadekwatność reakcji, trudności z opanowaniem emocji: wściekłości, smutku. I to, że takie dziecko wszystko bierze do siebie, długo przetrawia emocje, jeśli zdarza jej się coś trudnego, i wciąż wraca do tego myślami.

Dlaczego ona wciąż „buja w obłokach”? O ADHD u dziewczynek

Dlaczego ona wciąż „buja w obłokach”? O ADHD u dziewczynek

Terapia

Karol, tato 8‑letniej Gosi: Najważniejsze, co dały mi spotkania z psycholożką, to zmiana perspektywy. Że Gosia nie działa intencjonalnie, że nie ma nas w nosie. Potrafię być wobec niej bardziej empatyczny. Wiem, że może czegoś nie usłyszeć albo inaczej coś zrozumieć. Czasem ciężko jej się do czegoś zmusić albo na czymś skupić. Na przykład wczoraj: wszyscy sprzątaliśmy, każde w swoim pokoju. Młody poukładał zabawki, a Gosia leżała, gapiąc się w sufit, i machała nogami. Przypominałem jej kilkukrotnie, żeby zrobiła to przed kolacją, jak najszybciej, żebyśmy też mieli czas na zabawę. Minęła godzina, a ona wciąż nie włożyła ubrań do szafy. Nie byłem w stanie jej do tego przekonać. Wybuchnęła płaczem. Dopiero kiedy zagroziłem, że nie pójdzie do koleżanki, to się zmotywowała i zrobiła wszystko w 10 minut. Bo jej zależało.

Spotkania z psychologiem pomagają mnie i żonie zobaczyć pewne mechanizmy. Uczymy się empatii, uważności, cierpliwości – mam wrażenie, że trzy razy intensywniej, niż gdyby nasze dzieci były neurotypowe. (Jaś jest jeszcze za młody na diagnozę, ale to typ outsidera, być może jest w spektrum). To oczywiście wyczerpujące, ale bardzo nas rozwija. Dzięki terapii córki mam w sobie więcej spokoju. Nadal martwię się o nią, ale nie wybucham gniewem tak często jak kiedyś. Łatwiej mi wytrzymać. Sam też chcę się zapisać na terapię, żeby przyjrzeć się moim mechanizmom radzenia sobie ze stresem, bo chciałbym wykształcić zdrowsze sposoby na odreagowywanie.

Wojtek, tato 8‑letniej Danki: Chodzimy na zajęcia z integracji sensorycznej, na basen. Danka radzi sobie coraz lepiej. Nie stosujemy leków – obawiałem się, że zaburzą jej sen i apetyt. A terapia pomaga w budowaniu nowych nawyków.

Kluczowe dla rodzica jest zrozumienie, że trudne zachowania to nie jest wina dziecka! Że to ogon macha psem, a nie pies ogonem – że to emocje nią ciorają.

Jej reakcje nie są intencjonalne, tylko wynikają z deficytu uwagi. I to też nie jest tak, że dzieci z ADHD nie potrafią się koncentrować. Jeśli zajmują się czymś, co je interesuje, całkowicie je to pochłania. Kiedy Danka rysuje i słucha audiobooka, nie ma jej dla świata. Potrzebuje tej dodatkowej stymulacji, dlatego przy jedzeniu też słuchamy muzyki, bo bez niej jadła godzinę – jedzenie jest przecież nudne.

Ostatnio na przejażdżce rowerowej: zatrzymaliśmy się w parku, jej rower się przewrócił. Wkurzyła się. Rzuciła rowerem do rowu, potem kaskiem o ziemię. Gdybym nie wiedział, że to ADHD, tobym się pewnie złościł i uderzał w tony: tak nie wolno. A teraz wiem, że to nie ma sensu, bo gdy ona jest w emocjach, to jest jak w tunelu. I mówię: OK, zezłościłaś się. A teraz podnieś rower, odetchnij głęboko 10 razy, załóż kask i jedziemy. Wiem, że z boku to nie wygląda fajnie, taka scena, ale trudno. Nie można dzieci karać za emocje.

Magda, mama 13-letniej Róży: Ze względu na dysleksję w czwartej klasie Róża trafiła na rok terapii biofeedback w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Nie widziałyśmy specjalnych efektów. Myślałam: może raz w tygodniu to za rzadko? W wakacje zapisałam ją prywatnie na intensywne zajęcia trzy razy w tygodniu. Też niespecjalnie pomogło, zresztą tej częstotliwości nie bylibyśmy w stanie utrzymać w roku szkolnym. W piątej klasie moja córka dostała skierowanie na rok terapii w poradni. I znowu, specjalnych efektów nie widzimy. Po jednej wizycie u psychiatry dostała diagnozę i receptę. To była końcówka roku szkolnego. Po tych lekach stała się jedynie senna na lekcjach. Sama też wzięłam tabletkę, by zobaczyć, jak działa, i też mnie ścinało. W wakacje odstawiliśmy Róży leki. Teraz bierze je w sytuacjach podwyższonego napięcia – profilaktycznie albo kiedy sama czuje, że się bardzo zdenerwowała. Można ją brać dorywczo. Ale nie wiem, czy w przypadku mojej córki to nie jest po prostu placebo.

Mam jednak trochę wyrzutów sumienia, że nie decydujemy się na prywatnego psychologa. Róża ma już dość chodzenia do kolejnych specjalistów. Za każdym razem, gdy przy niej o opowiadam o jej trudnościach, czuje się tak, jakbym mówiła o niej przykre rzeczy. Do specjalistów z NFZ nie mamy już zaufania, na 200–250 zł tygodniowo za prywatną terapię nie bardzo nas stać. To znaczy: zapłaciłabym każde pieniądze, gdybym wiedziała, że to przyniesie skutki. Ale po latach terapii takiej wiary nie mam. Jestem już dość zmęczona. Ale i tak nasze największe rozczarowanie to szkoła.

Lubi poznawać wciąż nowe osoby, bo najbardziej interesują ją ludzie. Potrafi gadać z koleżanką do drugiej w nocy. Włosy farbowała już 27 razy. I nigdy nie wiesz, kiedy zrobi fikołka. W 37. numerze “Kosmosu dla dziewczynek” zatytułowanym “Zrób hałas!” (premiera 11 października 2023) przeczytasz wywiad z 13-letnią Nadią, która opowiada o sobie i swoim ADHD. Dla twojej córki to może być ważna opowieść!

Ten tekst nawiązuje do 37. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 37 / ZRÓB HAŁAS!

Ten tekst nawiązuje do 37. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 37 / ZRÓB HAŁAS!

Szkoła

Magda, mama 13-letniej Róży: To dla nas obu źródło potwornego stresu. Ja jestem na lekach przeciwlękowych. Róża nie zdała egzaminu z instrumentu na koniec roku i została skreślona z listy uczniów. Rozmawiałam z dyrektorem, odwołałyśmy się też do ministerstwa. I nic. Wciąż nie wiemy, czy będzie mogła tam chodzić, a bardzo jej zależy. Woli powtarzać szóstą klasę niż zmieniać placówkę, choć ja mam do tej szkoły dużo zastrzeżeń. Raz widziałam, jak nauczycielka szarpnęła moją córkę za szyję. Róża wyjrzała z sali, przed którą na nią czekałam. Nauczycielka wciągnęła ją siłą do środka. Ja wpadłam za nią. Córka na szyi miała ślady paznokci. Zgłosiłam dyrektorowi, oczywiście.

Jestem przekonana, że skreślenie Róży nastąpiło dlatego, że chcieli się nas pozbyć ze szkoły. Róża nie ma orzeczenia, ale ma opinię, a w niej różne zalecenia – na przykład, by szkoła współpracowała z domem w tworzeniu spójnego systemu motywacyjnego. Kiedy córka była mała, daleka byłam od kar i nagród – chodziła do przedszkola NVC – ale po latach zrozumiałam, że na moje dziecko one działają. Nie przyszło mi to łatwo – na początku zalecenia dla rodziców odebrałam jako krytykę moich metod wychowawczych. A jednak metody behawioralne są w przypadku Róży skuteczne. Była więc łasa na pochwały, rysowane uśmieszki, naklejeczki. W szkole tego nie praktykowano.

Na lekcjach działo się dla niej za dużo, za szybko i narastało w niej zniechęcenie. Moje prośby o dostosowanie się do zaleceń poradni były ignorowane.

Wojtek, tato 8‑letniej Danki: Mama mojej córki, z którą się rozstaliśmy, uparła się, że powinniśmy zmienić szkołę na prywatną, bo w małej klasie Dance będzie łatwiej się odnaleźć. Byłem przeciwny, ale przyznaję, że miała dobrą intuicję. Do nowej szkoły córka weszła świadoma swojego ADHD, ale z czystą kartą. I jest znacznie lepiej. Mówi nawet: ja już nie popycham koleżanek i kolegów. Ale krzyczy, złości się czasem, to tak. Rozmawiamy potem w domu o każdej sytuacji, gdy ktoś ją zdenerwował. Gdy mówi: bo on zawsze… to dopytuję: na pewno zawsze? Gdy jest przekonana, że koleżanka zrobiła coś specjalnie, pytam: skąd wiesz? Staram się pokazać jej te sytuacje z różnej perspektywy. Często ją pytam, jak się czuje. Gdy jest zła, razem próbujemy znaleźć tego przyczynę.

O diagnozie powiedzieliśmy nauczycielkom, bo to konieczne. Wciąż piszą uwagi w dzienniczku: przestała pracować, opuściła grupę na zajęciach WF – ale przynajmniej rozumieją, dlaczego tak się dzieje. Inne dzieci w szkole o ADHD nie wiedzą – od razu by to podłapały i byłby stygmat. Dorośli nie rozumieją neuroróżnorodności, a co dopiero dzieci. Zresztą nie chcę, żeby ADHD było częścią tożsamości mojej córki. By przedstawiała się: cześć, mam na imię Danka i mam ADHD. Na razie to jest drobny problem w jej życiu. Jego świadomość uwolniła i ją, i mnie od myślenia „tak powinno być” albo „tak nie powinno być”. Ta zmiana wydaje mi się najważniejsza.

Nauczyłem się cierpliwości, odpuszczania. Oduczyłem się słów: normalne, nienormalne, standardowe. Tyle nas jest z zaburzeniami! Autyzm, ADHD, deficyty intelektualne. Szkoła tego w ogóle nie bierze pod uwagę.

Karol, tato 8‑letniej Gosi: W szkole nasza córka ma doświadczenia raczej dobre. Na początku trochę gadała z kolejnymi dziewczynkami w ławkach i pani ją rozsadzała, no ale to też może się każdemu zdarzyć. Jest chętna do różnych aktywności poza szkołą – chodzi na ściankę, basen. Kiedy uprawia sport albo wybiega się u dziadków na ogródku, to jest spokojniejsza, niż jak cały dzień się nie rusza. Latem była na półkoloniach i potrafiła się dogadać z dziewczynkami, więc myślę, że społecznie dobrze sobie radzi.

Ale w domu jest inaczej – to tu rozładowuje emocje. Jeśli ma problem w szkole z koleżanką z klasy, w domu jest drażliwa, łatwo traci równowagę, albo idzie do pokoju, siada za łóżkiem i przykrywa się kołdrą. Oczywiście nasz pięcioletni syn też potrafi się tak zachować, ale z nim dużo szybciej jestem w stanie przejść z samych emocji do racjonalnej rozmowy.

Cykl „Być tatą dziewczynki”

Cykl „Być tatą dziewczynki”

Wyzwania

Magda, mama 13-letniej Róży: Mówię jakieś zdanie i zanim zdążę je rozwinąć, ona już jest nakręcona, szybko się irytuje. Stresuje mnie to ciągłe obcowanie z potencjalną złością. W domu ciągle jest napięta atmosfera. No i ten brak organizacji pracy. Wróciłyśmy z wakacyjnego obozu, ja już wyprałam swoje ciuchy i układam je w szafie, a Róża swoich nawet do kosza nie zaniosła. Muszę jej krok po kroku mówić, co ma robić, a ona i tak niechętnie to wykonuje. Wiem, że wkroczyła też w taki buntowniczy, nastoletni wiek, a charakteru nie ma uległego, więc to wszystko razem tworzy trudny miks – nie tylko samo ADHD.

Róża często na mnie krzyczy. Ale też przychodzi do mnie z problemami. Mamy bliską więź. Wczoraj dostała niepokojącą wiadomość od nowej koleżanki, która brzmiała trochę tak, jakby ta żegnała się z życiem. Przyszła z tym do mnie, przejęta, płacząca. Zdecydowała, że zadzwoni do jej mamy – była 22.00, a ona odważyła się na telefon, by poprosić o dodatkową uwagę, powiedzieć, że się martwi o koleżankę. Czyli potrafi się pięknie zachować.

Wojtek, tato 8‑letniej Danki: Ogólnie dzieci z ADHD są bardziej energochłonne. Ciągłe przypominanie o wszystkim: a gdzie są buciki, a zawiąż – to upierdliwe. W te dni, kiedy córka ma gorszy humor, w domu jest jakiś kwas, to wieczorami jestem wykończony. Ale jesteśmy z Danką dość podobni, dlatego nie mam do niej żadnych pretensji. Może innemu rodzicowi byłoby jeszcze trudniej? Jako młody chłopak trzymałem się na uboczu, byłem punkiem. Myślę, że mój dziadek też miał ADHD, był bardzo impulsywny za młodu, chociaż kto może teraz stwierdzić, ile w tym było ADHD, a ile traumy wojennej?

Co robię, żeby zaczerpnąć energii? No, staram się odbodźcować – idę na spacer, w przyrodę, albo kładę się na łóżku ze słuchawkami i słucham Hani Rani.

Spokój w domu pomaga. Wiele rzeczy robię instynktownie, nie chodzę na żadną terapię behawioralną dla rodziców, ale przeczytałem kilka książek – np. Jak działają ludzie dr Camilli Pang, posłuchałem mądrych psychiatrów – jak Psychiatra Plus, dra Jarosława Jóźwiaka. I świadomie staram się organizować nasze życie.

W domu nie ma ekranów; bajki pojawiają się, tylko jak jest choroba, a ja mam pracę. Bo one też nadmiernie generują emocje, z których wyciszeniem Danka ma kłopot.

Wiem, że ważne są rytuały i rutyna – o określonej godzinie jest kolacja, kąpiel i spanie. Wakacje? Nie spędzamy ich z innymi dziećmi, ona by je zamęczyła. Idziemy się bawić do koleżanek, ale na noc wracamy do domu.

Sale zabaw? Danka je kocha, więc chodzimy na urodziny tam organizowane, choć ja już wiem, czym to się kończy. Dwie godziny na sali zabaw oznaczają cztery, pięć godzin lądowania potem z tych wysokich emocji.

Codziennie w drodze ze szkoły wysiadamy na wcześniejszym przystanku, drugim, trzecim, i idziemy przez te 20–30 minut, żeby ochłonąć po szkole, odreagować związany z nią stres. Ostatnio w sobotę Danka tak się wkręciła w lepienie ciastoliny, że nie chciała wyjść na plac zabaw, ale ja wiedziałem, że bez intensywnego ruchu będzie kiepsko.

Nastąpiły negocjacje – ona kocha negocjacje, jak wiele dzieci z ADHD, jest nie do przegadania! – i w końcu: wyjście.

Zawsze wychodzi niechętnie. Po czym wpada na plac zabaw i po godzinie nie chce wracać, więc po dwóch zaczynam kolejne negocjacje, bo z kolei jak nie wrócimy do domu odpowiednio wcześnie, to wiem, że będzie miała kłopot z zaśnięciem.

Karol, tato 8‑letniej Gosi: Kiedy moja córka jest podekscytowana, trudno jej usiedzieć w miejscu. Ostatnio wybierała się do koleżanki, więc rano pierwsza wstała, ciągle o coś bębniła, klaskała, stukała, tupała. Włącza jej się taka nadruchliwość, która może być irytująca, jeśli się nie wie, skąd się bierze. Z drugiej strony jak coś ją interesuje – to wsiąka. Rysowanie, czytanie.

Nie potrafi się powstrzymać przed kontrolowaniem młodszego brata – kiedy ten układa klocki, a ona widzi, że można to zrobić lepiej, podchodzi i poprawia.
Ma wyśrubowane poczucie sprawiedliwości. Ostatnio poszła na imprezę urodzinową, gdzie zjadła pełno słodyczy. W tym czasie mama zabrała brata na lody. Gosia zrobiła awanturę, że to nie w porządku.

Najtrudniejsze zdaje mi się to, że mamy dwójkę dzieci i do każdego z nich trzeba stosować inny komunikat. To dwie różne osobowości i czasem trzeba wymyślić dwa różne scenariusze postępowania, żeby coś mogło się wydarzyć razem. Całkiem inaczej konstruujemy zdania skierowane do Jasia, a inaczej te do Gosi. Do Gosi komunikat musi być skierowany bezpośrednio – nie może być tak, że jako rodzic mówię ogólnie do dzieci, bo ona tego wtedy nie usłyszy.

Babcie i dziadkowie? Są kumaci, oczytani, empatyczni, cierpliwi i fajnie obchodzą się z dzieciakami. W tym roku nawet teściowa pojechała na tydzień z Gosią na wakacje, bez Jasia. Trochę się obawiała, ale poszło świetnie.

Pięć lat temu miałem zupełnie inne wyobrażenie o tym, czym jest ADHD czy spektrum autyzmu, zespół Aspergera. A teraz sam zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem się zdiagnozować. Przez lata słyszałem o sobie: zdolny, ale leniwy, gadatliwy. Jak siedzę w pracy, zawsze ruszam nogą, nie mogę tego powstrzymać. Muszę mieć dużo różnych projektów naraz.

Na drogę

Karol: Co powiedziałbym innym rodzicom? Żeby byli otwarci na takie niespodzianki jak ADHD i mieli świadomość, że dbanie o zdrowie psychiczne to żaden wstyd.

Magda: Żeby dobrze sprawdzili, komu powierzają swoje dziecko. Zarówno w szkole, jak i w gabinecie.

Wojtek: Każdy rodzic dziecka z ADHD powinien opanować podstawy neurobiologii, bo to jest bardzo pomocne – rozumieć, jak ono działa, czym jest dopamina i serotonina. Jak dziecko reaguje na cukier, a jak na gry komputerowe, co daje dziecku ruch i w jakich okolicznościach pomaga rozładować napięcie. Z taką wiedzą wszystkim jest łatwiej.

W trosce o prywatność rodziców oraz córek zmieniono imiona, a także nie podano w reportażu nazw miejscowości, w których żyją.

* Terapia biofeedback (z angielskiego: biologiczne sprzężenie zwrotne) – nieinwazyjna terapia z wykorzystaniem elektrod podłączonych do skóry głowy, które pozwalają śledzić sygnały płynące z mózgu – pacjent może obserwować swoje fizjologiczne zmiany na komputerze i trenować świadomy wpływ na ich zmianę. Pomaga w usprawnieniu koncentracji uwagi i pamięci krótkotrwałej.

* Hydroksyzyna – lek o działaniu uspokajającym i przeciwlękowym, wydawany na receptę, dostępny w syropie, tabletkach lub ampułkach. Hamuje aktywność wybranych ośrodkowych podkorowych w układzie nerwowym, obniżając stan napięcia wewnętrznego, jednocześnie minimalizuje lub eliminuje uczucie lęku, niepokoju.

* NVC – non-violent communication, czyli porozumienie bez przemocy, opracowane przez Marshalla Rosenberga, oparte na klarownym wyrażaniu swoich potrzeb i empatii.

Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?

Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?