Rodzice uważają, że komunikatory to niewinne i bezpieczne narzędzie. Tymczasem powodują one szereg napięć u dzieci i niosą wiele zagrożeń. Dlaczego potrzebujemy tu rozwiązań systemowych i co możemy zrobić we własnym domu? Rozmowa z Sylwią Szwed, prezeską Fundacji Kosmos dla Dziewczynek na temat raportu „Dziewczynki i ekrany”

W tym roku trzeci raz zorganizowałyście debatę dla dziewczynek. Skąd taki pomysł i czemu służy?

Gdy stworzyłyśmy Fundację Kosmos dla Dziewczynek, bardzo szybko zorientowałyśmy się, że jest trochę rozproszonych badań o dziewczynkach, ale głównie dotyczą one sfery szkolnej. Dziewczynki były badane jako uczennice, ale już jako córki albo koleżanki – niekoniecznie. Wszystkie dostępne badania miały jeszcze jeden punkt wspólny – to dorośli mówili o dziewczynkach, a nie one same o sobie. Bardzo się więc ucieszyłyśmy, gdy natrafiłyśmy na amerykańską metodę z Girlhood Studies, która nazywa się „Girl Method”. Jej ideą jest partycypacja, czyli włączenie do dyskursu na temat dziewczyńskości samych dziewczynek. Zainspirowane nią, zorganizowałyśmy pierwszą kosmiczną debatę dziewczyńską i to był strzał w dziesiątkę. Dlatego postanowiłyśmy organizować takie spotkania co roku. Efektem każdej debaty jest raport partycypacyjny.

Jak taka debata wygląda?

Jako dorosłe osoby zapraszamy dziewczynki do przyjaznej przestrzeni, gdzie mogą powiedzieć, co dla nich jest ważne, trudne i jak próbują sobie z tym radzić. A my zadajemy pytania, ale przede wszystkim zamieniamy się w słuch. Od początku wiedziałyśmy, że naszymi ekspertkami będą same dziewczynki, które najlepiej wiedzą, co myślą i czują, oraz że chcemy wyciągnąć je z przestrzeni szkolnej i klasowej grupy. Na spotkanie zapraszamy dziewczynki z różnych światów i miejscowości – uczestniczki losujemy spośród naszych czytelniczek, które się zgłoszą do udziału w takim spotkaniu. Debata odbywa się na żywo, za każdym razem w innym mieście – były już Warszawa, Rzeszów i Poznań. Są przekąski, są przerwy, jest możliwość wyłączenia się na trochę z rozmowy, jeśli ktoś ma taką potrzebę. Powstaje dzięki temu nie tylko przestrzeń do swobodnej dyskusji, ale i świętowania dziewczyńskości. Debaty organizujemy dzięki wsparciu naszej partnerskiej Fundacji Deloitte.

A jak wybieracie tematy?

Kierujemy się ciekawością. Mam poczucie, że rozmowa na temat dziewczynek w przestrzeni publicznej bywa bardzo powierzchowna. Na przykład zawsze jak jestem zapraszana do mediów, pada pytanie o to, jak wychowywać dziewczynki bez stereotypów. I to na pewno jest ważny temat, w obszarze którego potrzeba edukacji. Ale my, jako organizacja, która się specjalizuje w tym wycinku rzeczywistości, staramy się wchodzić bardziej w głąb i podążać za tym, jak szybko zmienia się to pokolenie dziewczynek i co jest w danym momencie dla nich ważne. Co to takiego – wiemy z ankiet wypełnianych przez dziewczynki w magazynie Kosmos albo otwartych kolegiów redakcyjnych, na które zapraszamy czytelniczki. Często jest tak, że my, dorośli, myślimy, że właśnie coś istotnego się wydarza, a okazuje się, że dla dziewczynek ważne jest zupełnie coś innego. Jednym z efektów takiego podejścia jest raport o dziewczyńskim stresie, który stworzyłyśmy w zeszłym roku na podstawie dostępnych badań oraz wywiadów z psycholożkami i socjolożkami. Staramy się w nim opowiedzieć, jaka jest ciemna strona pozytywnego przekazu „możesz wszystko”. Z tego trzymania ręki na pulsie wzięły się też tematy naszych debat: o podziałach między chłopakami i dziewczynami, o pieniądzach oraz o korzystaniu z telefonów komórkowych.

Uczestniczki debaty o komunikatorach. Fotografia: Magda Starowieyska

Z czym jechałyście na debatę, a co się na niej wydarzyło? Czy coś was tam zaskoczyło?

Jechałyśmy z nastawieniem, że dostaniemy opowieść o tym, że telefon jest symbolem statusu dziewczynek i że budzi w nich ambiwalentne uczucia. Że z jednej strony dziewczyny czują się do niego przywiązane, a z drugiej strony go potrzebują. Chciałyśmy dowiedzieć się, za pomocą jakich mediów zdobywają informacje i jak kontaktują się z ekranami na co dzień. Ile czasu spędzają przed telefonem, co tam robią, a czego nie. A tymczasem, choć rozmowy odbywały się równolegle w trzech grupach, okazało się że to, o czym wszystkie najbardziej chcą dyskutować, to komunikatory. Uczestniczki debaty miały 10–11 lat, a choć zgodnie z prawem na komunikator taki jak na przykład Whatsapp można zapisać się dopiero od 13. roku życia, one tam są. To na komunikatorach spędzają większość czasu, gdy są w telefonach. Podążyłyśmy za tym wątkiem. Słuchając ich odkryłyśmy, jak bardzo niskokaloryczna, śmieciowa jest ta komunikacja.

A zarazem, że my, rodzice, uważamy powszechnie, że to niewinne i bezpieczne narzędzie, na którym nasze dzieci ustalą, jaki prezent kupić wychowawczyni, umówią się do kina albo dowiedzą się, co zostało zadane do domu, jeśli nie było ich w szkole. Tymczasem ono wcale niewinne nie jest.

Co masz na myśli?

Po pierwsze, wspomnianą niskokaloryczność, która objawia się na przykład bardzo dużą liczbą powiadomień o nieodczytanych wiadomościach typu „hej”, „cześć”, nieniosących szczególnych treści. Dziewczynki podkreślały, że nie potrafią sobie z tym poradzić, że bardzo je to zajmuje, że nie mogą pójść spać spokojnie, kiedy widzą, że mają tyle nieodebranych wiadomości. Po drugie, w świecie komunikatorów nie ma zasad czy etyki komunikacji. Dziewczynki wprost relacjonowały, że mówią sobie tam i słyszą takie rzeczy, których nigdy by nie powiedziały osobiście, na żywo. Poza tym na Whatsappie są statusy, czyli 24-godzinne relacje, które mogą być filmikiem czy zdjęciem, a dziewczynki bardzo często używają ich do oceniania siebie nawzajem. Są łańcuszki, które straszą: „Jeśli nie prześlesz tego dalej tylu i tylu osobom, twoja mama zachoruje albo umrze”. Dziewczynki opowiadały, że wobec tych form mają sporo ambiwalentnych odczuć, często chciałyby się z tego wyplątać, ale boją się, że to się odbije negatywnie na ich relacjach z koleżankami. Określając aktywności na komunikatorach używały słów takich jak: szał, spam, samowolka. To zresztą podtytuł naszego raportu. Po trzecie, na komunikatorach czyhają na dziewczynki całkiem realne i poważne zagrożenia.

Jakie?

Gdy numer telefonu dziewczynki znajdzie się w komunikatorze, może być dołączana do grupek, gdzie są zupełnie anonimowe i nieznane jej osoby. Wszystkie dziewczynki na naszej debacie mówiły, że im się to przydarzyło. Z raportu „Internet dzieci” Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, który właśnie się ukazał, wynika, że tym kanałem dostęp do dzieci mogą mieć osoby dorosłe, które będą od nich coś wyłudzać albo składać przekraczające granice propozycje czy przesyłać pornografię. Uważam, że jako rodzice musimy to wiedzieć.

Ten aspekt mocno podkreślali eksperci, którzy wypowiadają się pod koniec raportu.

Łukasz Wojtasik z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, autor książki „Sieciaki”, i Krzysztofa Gąsiorowska z Growspace. Kładą duży nacisk na świadomość zagrożeń i stoją na stanowisku, że dzieci do 13. roku życia nie powinno na komunikatorach być. Po szczegóły odsyłam do naszego raportu, który jest do pobrania bezpłatnie z naszej strony.

RAPORT DZIEWCZYNEK

“DZIEWCZYNKI I KOMUNIKATORY”

RAPORT DZIEWCZYNEK

“DZIEWCZYNKI I KOMUNIKATORY”

A jakie jest wasze, jako fundacji, podejście do kwestii, o których mówi raport?

Bardzo nas poruszyło, że dziewczynki na różne sposoby dawały znać, że są opuszczone w tym świecie przez dorosłych. Nie tylko przez rodziców, ale też przez szkołę. Zresztą w fundacji, zanim powstał raport i przetrawiłyśmy jego wyniki, też często podchodziłyśmy do komunikatorów jako przydatnego, bezpiecznego narzędzia. Po tym, co usłyszałyśmy od naszych młodych ekspertek, z początku miałyśmy pomysł, żeby stworzyć rodzaj kodeksu, jak się dobrze porozumiewać na komunikatorach, i przekazać go dziewczynkom. Ale zdałyśmy sobie sprawę, że byłoby to przerzucaniem odpowiedzialności na dziewczynki i ich rodziców, ewentualnie szkołę czy klasę. Coraz więcej szkół ogranicza na przykład używanie telefonów komórkowych na swoim terenie. I super, ale miejmy świadomość, że badania pokazują, że dzieci najwięcej siedzą w telefonie po szesnastej, z nami, będąc w domu. Im dłużej o tym myślałyśmy, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu zgodnym z rekomendacjami naszych ekspertów. Dzieci do 13. roku życia po prostu nie powinno być na Whatsappie czy Messengerze. Aby można było zrealizować ten postulat, potrzebujemy systemowych, odgórnych, prawnych regulacji, wymierzonych w właścicieli platform społecznościowych, którzy, jak wynika z raportu Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, doskonale wiedzą, w jakim wieku są ich najmłodsi użytkownicy i użytkowniczki. Myślę, że Polska mogłaby w tym zakresie wziąć przykład z Francji, niektórych stanów w USA czy Australii, gdzie takie regulacje istnieją.

A co jako rodzice możemy zrobić w tej kwestii?

Uważam, że warto zadać sobie na poważnie pytanie, czy moje dziecko naprawdę musi być na komunikatorach. Wielu rodziców i same dziewczynki uważają, że to nie jest kwestia wyboru. Muszą tam być, bo inaczej będą wykluczone. Tylko czy na pewno? (O tym, że komunikatorom warto powiedzieć „nie” i jak to zrobić, przeczytasz tu)
A jeśli już z jakiegoś powodu nie możemy wyłączyć naszego dziecka z używania komunikatora do pewnego wieku, możemy w porozumieniu z dzieckiem zaglądać tam ze względów bezpieczeństwa. Nie udawajmy, że nie ma tematu. Jako rodzice jesteśmy do tego po prostu zobowiązani. Zresztą po ich 13. roku życia możemy też regulować obecność naszych dzieci w internecie i świadomie decydować, czy mogą sobie nawzajem przesyłać multimedia, zapraszać się nawzajem do grup, publikować statusy. Pamiętajmy, że same zakazy nie wystarczą, warto uczyć higieny cyfrowej, rozmawiać, ale też modelować własnym przykładem.

Uważam też, że my, jako dorośli, jesteśmy współodpowiedzialni za wyregulowanie relacji rówieśniczych naszych dzieci. I w tych dziwnych czasach musimy pomagać naszym dzieciom przyjaźnić się bez online’u, innymi kanałami.

Masz troje dzieci – synów: trzynastoletniego i dziesięcioletniego oraz sześcioletnią córkę. Opowiedz proszę, jak to działa u was w domu.

Żadne z moich dzieci nie ma jeszcze telefonu. Podchodzimy do tego z odwagą i spokojem. Bo to jest rodzaj odwagi – często słyszymy: „Jak to wpływa na ich relacje rówieśnicze?”, „Nie boicie, się że kiedy się nie widzicie, to nie macie z nim kontaktu?”. Jesteśmy po rozmowach z dziećmi dotyczących kontaktu z obcymi, polecam zresztą teksty na naszym portalu na ten temat. Od dawna mamy ustalone i przećwiczone, co zrobić, jeśli któreś dziecko, poruszając się samodzielnie po mieście czy dzielnicy, nie dojedzie na miejsce albo się zgubi.
A jak to życie bez komórki przekłada się na życie towarzyskie dzieci? Mój najstarszy syn jest częścią różnych grup rówieśniczych i wspieramy go, żeby się z nimi komunikował bez komórki. Na przykład w szkole umawia się z kolegami, że o konkretnej godzinie spotkają się na boisku. A jego koledzy dzwonią do niego na nasze, rodziców, telefony komórkowe, zapraszają go w ten sposób na spotkania. Mam wrażenie, że Krzysio jest zawsze gotowy do wyjścia, w przeciwieństwie do wielu jego kolegów i koleżanek. I często to właśnie on inicjuje spotkania w offline’ie. Bywa, że jest mu bardzo trudno wyciągnąć inne dzieci na wspólne wyjście, pojeżdżenie na rowerze.

Wiesz, mam taką obserwację, że mimo telefonów, a może właśnie przez nie, dzieciom jest trudniej teraz spotkać się ze sobą w realu.

Dziewczynki na przykład myją razem włosy przez WhatsAppa, każda w swoim domu. Ale z Krzysiem umówiliśmy się, że jak kiedyś przyjdzie i powie: „Muszę mieć już ten telefon”, to my, rodzice, jesteśmy gotowi do rozmowy. Na razie jednak widzimy, że życie dzieci bez telefonów jak najbardziej jest możliwe. Nie twierdzę, że to jest dobry model dla wszystkich rodzin. Ale zdecydowanie warto się temu przyglądać i zastanawiać się, jakich dokonać wyborów i jak wprowadzać je w życie.

Wsparcie regularne na Patronite

Nawet niewielkie, ale regularne wsparcie jest dla nas kluczowe!

Wspieram regularnie

Wsparcie jednorazowe na Suppi

Jeśli nie możesz pozwolić sobie na regularne wsparcie.

Wspieram jednorazowo