Co zrobić z 8 marca? Przyjąć tulipany i czekoladki, mieć ambiwalentny stosunek, a może stwierdzić, że „nie świętujemy, koniec kropka”, i apelować o równość płci każdego dnia. Międzynarodowy Dzień Kobiet, którego historia sięga już ponad 100 lat, budzi dziś dużo emocji. Przyjrzała się im Aleksandra Dzierżawska, trenerka, która od lat prowadzi warsztaty o stereotypach. W osobistym eseju opisuje swoje potyczki z Dniem Kobiet.

Świętowanie na siłę nie jest nam potrzebne

– Muzyczka, polityczka, uh… no nie wiem, z trudem przechodzi mi to przez gardło – wyznała moja mama, z wykształcenia matematyczka. Jej opinia była dla mnie tym ciekawsza, że to ona zaszczepiła we mnie sympatię (ba, uwielbienie!) dla polszczyzny. W każdym wydaniu – od gier słownych Barańczaka, przez Wiecha, aż po książki Marii Paszyńskiej. – Ale wiesz, że to PRL wykorzenił feminatywy? – zapytałam jak gdyby nigdy nic, gratulując sobie w duchu, że rok temu obejrzałam wykład Macieja Makselona. Wiedziałam, że gdyby nie ten as w rękawie, trudno byłoby mi zachować spokój. Zalałaby mnie krew i zamieniłabym się w pitbulla, walczącego o… z… no właśnie, z kim i o co?

To pytanie zadaję sobie, zabierając się za tekst dotyczący Dnia Kobiet. Dnia, za którym osobiście nie przepadam, bo nieco idealistycznie wyobrażam sobie, że może już takie „świętowanie na siłę” nie jest nam potrzebne. Że może to tylko iskra, zarzewie potencjalnego konfliktu. Z drugiej strony, może – podobnie jak przytoczona rozmowa o feminatywach – wciąż potrzebujemy pretekstów czy okazji, by rozmawiać o kobiecości – nie tylko w języku, ale innych jej aspektach?

Powyższy dialog toczył się w samochodzie podczas tak zwanej babskiej wycieczki przez Węgry. Udział w niej brały dwie kobiety z pokolenia millenialsów i jedna urodzona dekadę po wojnie. Łączy nas wiele, ale chyba przede wszystkim – frajda, którą czerpiemy z osobliwych losowych wyzwań. Nie ma otwieracza do wina, ofiarowanego nam przez gospodarzy? Marta i Ania (moja mama) w mig zabierają się za sposoby godne pomysłowego Dobromira (świeczka, buty… te sprawy). Przypadkowi Węgrzy proszą, by przywieźć im ze stacji dwa litry diesla, bo nagle im się skończył? Dziewczyny zdają się wprost marzyć o takiej przygodzie, mimo zimna i braku kanistra. Znajoma zatrzasnęła kluczyki we własnym aucie? Nuże googlować, kupować przepychacze i taśmę klejącą.

Uśmiechnij się, czyli o oczekiwaniach stawianych dziewczynkom w obszarze emocji

Uśmiechnij się, czyli o oczekiwaniach stawianych dziewczynkom w obszarze emocji

Wiecie, tak jakby życie było trochę grą, a rzucane pod nogi kłody to właściwie okazja, żeby stało się coś fajnego. Domyślam się, że niejedna czytająca to osoba pomyśli sobie, że to takie m ę s k i e, czy właściwie – chłopięce. Przyłapałam Was? Bo siebie na pewno. Czasem, żeby opisać swoje relacje z przyjaciółkami czy siostrami, używam skrótu myślowego: jesteśmy jak takie nastoletnie chłopaki. Podobnie opisanie przyjaciół płci męskiej (których szczęśliwie miałam od dzieciństwa) zdarzało mi się podeprzeć frazą, że są „mili i słuchają, nie to co przeciętny facet”.

Dobrze pani gra na basie… jak na kobietę

Długo starałam się ignorować stereotypy dotyczące płci, żyć tak, jakby ich nie było. Lub przynajmniej – nie zwracać na nie uwagi. Nie umiem rozmawiać o tak zwanych „ideach”, nie przełączając się w tryb napastliwej pyskówki, a bardzo zależało mi, by nikt nie określił mnie mianem „wojującej feministki”. Dlatego też, pytana o stosunek do Dnia Kobiet, najczęściej zmieniałam temat. Podobnie jak wiele kobiet w mojej rodzinie miałam poczucie, że to narzucone nam przez socjalizm święto (co skądinąd historycznie nie do końca ma związek z prawdą), w myśl którego jestem wpychana w rolę „pewnej” kobiety – takiej, która ma za zadanie uśmiechać się i dziękować za kwiaty cięte, po czym ruszać na poszukiwanie wazonu.

Myślałam sobie (właściwie od dziecka, kiedy to po raz pierwszy w drugiej bodajże klasie koledzy, zmobilizowani przez wychowawczynię, patrząc w ziemię, wręczyli nam lizaki Chupa Chups) – co to za abstrakcyjny pomysł? Czy mam spodziewać się też Dnia Blondynki czy Światowego Dnia Niebieskookich, z okazji którego ktoś złoży na moje ręce podarek niemający nic wspólnego z moimi wyborami, a tylko z pewną losową, biologiczną cechą?

Wolę koncentrować się na pasjach, indywidualnych talentach i preferencjach. I ignorować te elementy rzeczywistości, które mnie uwierają. Starałam się zatem ignorować statystykę (a kocham liczyć wszystko, mam to po rodzicach), która świadczyła o tym, że fakt (z mojej perspektywy drugorzędny) bycia kobietą pojawiał się w narracji naprawdę często. Ilość komplementów, które dostawałam „jako kobieta” („Dobrze pani gra na basie… jak na kobietę”. „Ale żeś, dziewczyno, się zdecydowała na remont starej chałupy… no ja jeszcze rozumiem, gdyby facet…”), zdecydowanie przeważała nad tymi, które słyszałam po prostu, pod swoim adresem, bez adnotacji dotyczącej płci.

Ale byłam gotowa puszczać to mimo uszu, wiedząc, że autor/ka nie miał/a nic złego na myśli. Nie ma co się czepiać, prawda? Nie przyszło mi do głowy, że z tego „czepiania się” może wyjść cokolwiek innego niż awantura i zepsuta atmosfera.

Świętujmy równo i sprawiedliwie

Całe szczęście Fundacja Kosmos dla Dziewczynek w najmilszy z możliwych sposobów zapędziła mnie w kozi róg… proponując, bym zaczęła prowadzić warsztaty o stereotypach, głównie tych dotyczących płci. A ja od początku miałam, jak to się filozoficznie mówi, „przedrozumienie”, że to doświadczenie wywróci mi w głowie wszystkie stoliki.

WARSZTATY O STEREOTYPACH

Jak nie wpaść w pułapki stereotypów? Skorzystaj z warsztatów dla firm, które integrują pracowników wokół ważnych tematów.

Jak nie wpaść w pułapki stereotypów? Skorzystaj z warsztatów dla firm, które integrują pracowników wokół ważnych tematów.

WARSZTATY O STEREOTYPACH

Pod koniec warsztatów, gdy wypłoszona/nastawiona bojowniczo grupa zamieniała się – mówiąc młodzieżowo – w „ekipę”, padało pytanie o to, czy i jak świętować Dzień Kobiet. Podejścia i propozycje były bardzo skrajne (na kilkaset osób tylko trzy dzieliły ze mną radykalną preferencję pt. „nie świętować, koniec kropka”). Skąd te emocje? Częściowo zdają się mieć podobne źródło jak u mnie, czyli: nie życzymy sobie, żeby ktoś przypisywał nam pewne atrybuty i wrzucał nas do jednego wora z połową ludzkości tylko dlatego, że jesteśmy kobietą (lub mężczyzną). Dziewczyny wspominały, że fetowanie kobiecości wciąż implikuje raczej słodycz, macierzyńskie ciepło i to, co delikatne i relacyjne. Jeden z uczestników warsztatów zwierzył się, że w sumie dobrze, że Dzień Chłopaka w naszym kraju się nie przyjął, bo ciarki go przechodzą na myśl, że miałby cieszyć się z utrwalania wzorców męskości, z którymi nie ma nic wspólnego.

No dobrze, ale co w związku z tym? Data 8 marca zapisała się już na stałe w naszych kalendarzach. Przypuszczam, że nawet za dwie dekady, choćby w międzyczasie święto zostało zdjęte z afisza, ja i inne Polki będziemy z duszą na ramieniu (lub wazonem wepchniętym do plecaka) udawać się tego dnia do pracy. A Polacy będą – podobnie jak teraz – zachodzić w głowę: mamy XXI wiek, co powinienem zrobić? Czy jak nie złożę życzeń, to potwarz, czy może znacznie gorzej, jak złożę, naklejając koleżance „łatkę”, której wcale sobie nie życzy?

„Żeby rozmawiać o kobiecości tak jak my dzisiaj” – powiedział jeden uczestnik (inżynier z pokolenia moich rodziców). Czyli dzielić się tym, co nas uwiera w tych kulturowych łatkach, mówić wprost o tym, co z naszej perspektywy jest w nas kobiece, a co po prostu ludzkie albo indywidualne. Zrobić sobie, swojemu partnerowi, rodzinie, współpracownikom prezent spokojnej bezpośredniości. Jeśli nie lubimy tych wzmianek, jeśli nie przepadamy za komentarzami „ach, te kobiety…” (bo od razu przypomina nam się, kiedy słyszałyśmy, że ktoś „jeździ jak baba” albo obserwując, że chodzimy zdecydowanym krokiem, wyzłośliwiał się: „co z ciebie za kobieta”), podzielmy się tym. Nie musimy codziennie, ale może 8 marca to dobra okazja, żeby stawić czoła temu potworowi?

„Ale my dzisiaj też o męskości przecież rozmawialiśmy…” – zauważyła jedna z uczestniczek, też inżynierka (była to bowiem branża technologiczna). I tym sposobem doszliśmy do wniosku, że nie da się rozmawiać o jednym bez drugiego, podobnie jak robiliśmy to w trakcie warsztatów. Że o okropnych, krzywdzących stereotypach względem kobiecości nie da się rozmawiać, nie dostrzegając, jak taka podzielona rzeczywistość przyprawia o różne rodzaje cierpienia również mężczyzn.

Zajrzyj do najnowszego 40. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 40 / NA SKRZYDŁACH

Zajrzyj do najnowszego 40. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 40 / NA SKRZYDŁACH

Od pończoch i goździków do dialogu w XXI w.

Gdy koncentrujemy się tylko na jednym aspekcie, trudno o dialog, a łatwo o wzbudzenie poczucia winy. Wspólny wniosek, związany z postulatem świętowania Dnia Kobiet przez otwartą rozmowę był taki, żeby przede wszystkim uważnie słuchać, a dopiero potem – uważnie mówić. Bo wtedy jesteśmy w stanie wyjść z okopów licytacji, kto ma gorzej („O, to to jeszcze nic!”; „Ty myślisz, że to są problemy?! To słuchaj, co mnie spotkało…”), i zobaczyć, że te wszystkie elementy składają się na jedną układankę, w której wspólnie tkwimy.

No i nie wymagać od siebie, że to będzie proste i zamienimy się nagle ze stada owczarków gotowych rzucić się sobie do gardeł, gdy tylko rozmowa schodzi na model rodziny, feminizm czy kiedy pada fraza o tym, że „nie ma już prawdziwych mężczyzn”, w bandę troskliwych misiów, kiwających głowami i zapominających o swoich krzywdach. Ale możemy chociaż posłuchać – danej historii, konkretnego przypadku. Zapytać – otwarcie – jak to było, że nasza babcia została w domu z dziećmi. Czy dlatego, że była uciśnioną, spragnioną kariery dziewczyną, więzioną w złotej klatce przez dziadka? Czy może marzyła o życiu mamy i wcale nie było jej źle? No i jak to jest, że nasz syn nie chce robić kariery, tylko chodzi na te protesty i jeździ na granicę – co on tam właściwie robi?

Nie umiem pozostać przy temacie Dnia Kobiet, nie wchodząc w kwestię kobiecości i męskości, a przede wszystkim – dialogu.

Sama nie umiem jeszcze rozmawiać o tych sprawach i tym dniu swobodnie, ale przypuszczam, że jeśli chcecie porozmawiać o nim z córką (albo synem, który może dopytać: skąd dzień kobiet, dlaczego nie świętujemy dnia mężczyzn), warto odpowiadać od serca, widząc drugą osobę i jej kontekst. Jeśli córka jest zainteresowana historią najnowszą – wejdźmy w szczegóły, powiedzmy, jak było w PRL‑u, nie szczędźmy anegdot o pończochach i goździkach. Jeśli syn ma zacięcie lingwistyczne – może podsuńmy mu wątek feminatywów i tego, jak pojawiały się w języku, a potem z niego znikały. Nie musimy też siadać naprzeciwko i odchrząkując, anonsować poważną rozmowę. Może pogadać przy partii uno (podobno wraca do łask młodzieży), ping-ponga czy w samochodzie w drodze na trening?

Kończę ten tekst, dziękując wszystkim „kobietom czynu” oraz pełnym łagodności mężczyznom, którzy mnie otaczają. Dzięki Wam wiem, że te cechy rozdano nam różnie, że czasem ten sam kolega, z którym skuję cementową posadzkę, później uważnie mnie wysłucha, a dziewczyna, którą poznam na castingu, pojedzie ze mną remontować stuletni dom.

Wam oraz siostrom, które na przełomie tysiącleci puściły mi Bravehearta. A jak się nastolatka zakocha w szkockim wojowniku, to już wie, że „prawdziwi” mężczyźni wcale niekoniecznie noszą spodnie.

Zapisz się do naszego newslettera