Wszystkie ukazały się w ostatnich miesiącach. Każda jest inna, a jednak mają wspólny mianownik: pokazują, jak docenić, zaakceptować i polubić swoje ciało – niezależnie od okoliczności. A robią to pięknie, mądrze i z uważnością na czytelniczki i czytelników. Dwa lata temu mało kto wiedział o ciałopozytywności, dziś – jeśli chcemy zgłębiać ten temat – mamy w czym wybierać. Czyż to nie wspaniałe?

Przeczytaj pozostałe teksty z cyklu „Zabierz ciało na wakacje”

Czy łatwo jest zabrać ciało na wakacje? Wrzucić na luz, nie przejmować się swoim wyglądem, chłonąć świat wszystkimi zmysłami i nastawić się na same przyjemności?

Różne etapy podróży

Dla mojej 11-letniej córki to najprostsza rzecz pod słońcem: jak jedziesz na wakacje, zabierasz swoje ciało. Nie da się inaczej. A wakacje to robienie przyjemnych rzeczy. Do tego potrzeba dużo piasku, dużo psiaków i jeszcze więcej czekolady. I choć moja córka nie lubi się czesać, wrzuca do plecaka szczotkę, bo lubi dotyk swoich rozczesanych włosów.

Jej starsza o rok siostra ma już trochę z tymi wakacjami pod górkę. Liczy się wygląd. Dobiera więc starannie „stylówę” i próbuje przemycić w kosmetyczce tusz do rzęs i pomadkę. Ciągle poprawia fryzurę i nie pozwala robić sobie zdjęć, bo „brzydko wygląda”. Jednak kiedy wbiega do morza, liczą się dla niej tylko fale. Grzywka i prawy profil przestają mieć znaczenie.

A co ze mną? Pamiętam czasy, kiedy wstydziłam się rozebrać na plaży i byłam bezwzględna dla swojej physis. Pamiętam też obawy przed wyjazdem pod namiot z chłopakiem, który wcześniej nie widział mnie bez makijażu. Dziś uśmiecham się ciepło do tamtej siebie i cieszę się, że ten etap mam już za sobą.

Każda z nas jest na innym etapie swojej podróży. Różnimy się potrzebami, doświadczeniami, postrzeganiem siebie. Jedna z lekkością zrzuci uniform, innej trudno będzie z niego wyjść.

Wakacje nie muszą wiązać się dla nas z kolejnym zadaniem do zrealizowania. Mogą być okazją do przyjrzenia się sobie i sprawdzenia, gdzie jestem, a gdzie chcę w tym odpuszczaniu i poznawaniu siebie dotrzeć? I jak mogę to zrobić? Co chcę i mogę dać dorastającym dziewczynom?

Zajrzyj do najnowszego 40. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 40 / NA SKRZYDŁACH

Zajrzyj do najnowszego 40. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 40 / NA SKRZYDŁACH

A jeśli nie wiesz, jak zrobić pierwszy krok, podsuwam kilka książkowych inspiracji.

Dziwożona Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, czyli droga do wolności

Na początek dajcie się porwać Dziwożonie, zupełnie jak Madzia żyjąca w pięknym, jasnym Domu dla Dziewczynek. Życie Madzi to dyscyplina rozczesanych włosów i zębów jak perełki. Kluczem do szczęścia jest bycie zgodną, miłą i zawsze uśmiechniętą. A jedynym cieniem na jej słodkim i uroczym bytowaniu kładzie się przerażająca opowieść o szkaradnych dziwożonach, uprowadzających nocą grzeczne i potulne dziewczynki.

Dziwożona to dzika kobieta. Ma owłosione nogi, wielkie paluchy z brudnymi paznokciami, zrośnięte brwi i potarganą głowę. Tańczy z błyskawicami, biega boso po lesie, a kiedy się śmieje, śmieje się bezgranicznie i całym ciałem.

Jest przerażająca, ale też przyciąga Madzię jak magnes. Dziewczynka uczy się przy niej, co to jest wolność i jak odnaleźć siebie: dziką Magdę.

Dziwożona to trzecia z serii Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel z ilustracjami Marianny Oklejak. Każda z nich sięga do znanej baśni czy legendy i opowiada ją na nowo. Bohaterkami są dziewczynki, które wyrywają się ze schematów i odnajdują szczęście. Ta baśń jest o wolności. Pięknie i mądrze opowiedziana; porywająca do dzikiego tańca w deszczu; przypominająca nam, jak szukać i odnaleźć siebie. A przede wszystkim niosąca ważne przesłanie: nie rób tego, co musisz, tylko to, czego naprawdę chcesz.

Przeczytajcie tę baśń razem – może wieczorem przy ognisku? I poszukajcie w sobie dzikości, naturalności i wolności.

Fotografia: Weronika Osóbka

Moje ciało jest okej Aleksandry Góreckiej i Anny Nataszy Góreckiej, czyli droga do akceptacji

Łatwo być dziwożoną i nie przejmować się swoim wyglądem, żyjąc w lesie, z dala od luster i od ludzi. Kłopoty się zaczynają, kiedy aparat rejestruje nasze „głupie” miny czy – naszym zdaniem – źle układającą się grzywkę, a z reklam i z insta uśmiechają się do nas idealne „Madzie” bez skazy. Dzikość i spontaniczność nie mieszczą się w powszechnych kanonach „piękna”. I choć widzimy, że te są sztuczne i wystudiowane, trudno się od nich uwolnić. W końcu są nam wsączane przez lata i na wszelkie możliwe sposoby.

Jak polubić swoje niewyretuszowane, prawdziwe i stale zmieniające się ciało? Jak docenić bliznę na łydce, bladą cerę czy szerokie ramiona?

Kiedy na drodze do wolności piętrzą się przeszkody związane z brakiem akceptacji swojego ciała, odbijcie na szlak, przez który przeprowadzi was książka Anny Nataszy Góreckiej i Aleksandry Góreckiej Moje ciało jest okej! Książka o ciele, emocjach i samoakceptacji. Do czytania, odkrywania i bazgrania.

Moją jedenastolatkę urzekło właśnie, że może w tej książce bazgrać, dlatego zajrzała do środka. Spodobało jej się porównanie ciała do domu, a najbardziej doceniła, że autorki piszą w niej o sobie i o swoich doświadczeniach.

Konstrukcja książki oparta jest na metaforze ciała jako mieszkania. Opowiada więc o nieproszonych gościach, czyli kompleksach. Zachęca do zrobienia generalnych porządków, czyli wymiatania z głowy złych myśli. Podpowiada, jak można umeblować się na nowo – słuchając swojego ciała, dbając o nie, szukając mądrych wzorców i własnego stylu, pielęgnując wdzięczność wobec ciała. I wreszcie doradza, jakich gości zapraszać do swojego domu, a przed którymi zamykać drzwi. O czym mowa? O komplementach, bezkompromisowej szczerości, zaczepkach i hejcie.

Czytanie tej książki to jak spotkanie z serdeczną przyjaciółką, która ciepło na ciebie patrzy i dzieli się z tobą tym, co ma najlepszego. Do niczego cię nie zmusza. Podpowiada, jak spojrzeć na siebie inaczej, i zachęca do działania. A robi to z lekkością, czułością i uśmiechem.

Czytanie tej książki to spotkanie ze sobą – dzięki całej masie ćwiczeń i zabaw proponowanych przez autorki. Co kilka stron znajdziecie propozycję, żeby coś zrobić, narysować, napisać lub nad czymś się zastanowić. Jest miejsce na odcisk ulubionego palca, spisanie myśli o swoim ciele, narysowanie siebie jako rośliny. Jest czas na wsłuchanie się w swoje ciało, utulenie jakiejś jego części czy pójście tam, dokąd ciało nas zaprowadzi. Sięgając po te ćwiczenia, możecie dokonać niezwykłych odkryć i spojrzeć na siebie zupełnie inaczej. Zyskujecie też coś bardzo cennego: uważność na siebie.

Czytanie tej książki to też niezwykłe spotkania z kilkunastoma osobami o różnorodnych ciałach. Kamil ma nadwagę, Cleo pracuje jako modelka, Tymon ma bielactwo, Izabela jeździ na wózku, a M.W. jest osobą niebinarną. Opowiadają, co lubią w swoim ciele, jak ludzie reagują na ich widok i jak wygląda ich droga do akceptacji.

Moja starsza córka trochę z ukosa zerka w stronę Moje ciało jest okej! Jej też podoba się mieszkaniowa metafora, możliwość rysowania w książce i język, jakim autorki zwracają się do czytelniczek i czytelników. Nie wierzy jednak, że dzięki książce polubi swoje ciało i pozbędzie się kompleksów. Cóż, to bardzo realistyczna ocena, z którą w pełni się zgadzam. Jedna książka nie usunie wszystkich głazów ze szlaku mojej nastolatki. Wierzę jednak, że pokaże jej, jak może je obejść. To nam wystarczy na początek.

Fotografia: Weronika Osóbka

Bez presji, z wdzięcznością – rozmowa z autorkami książki „Moje ciało jest okej”

Bez presji, z wdzięcznością – rozmowa z autorkami książki „Moje ciało jest okej”

Miesiączka. Chcę wiedzieć! Anny Salvii i Christiny Tarrón, czyli droga do kobiecości

Jeśli bliska ci dziewczynka weszła w pokwitanie, szczególnie mogą ją interesować wszelkie informacje o zmianach, jakich doświadcza lub jakie ją czekają. W domu dużo rozmawiamy o dojrzewaniu i płciowości. Uczę się rozsupływać kolejne tematy tabu. Pisałam o tym dwa lata temu w artykule Wszystko, co chciałam powiedzieć o seksie, a nie wiedziałam jak. Moja starsza córka słusznie zauważa, że mamy te tematy „przemielone”.

A jednak trafiła w moje ręce książka, która nauczyła mnie czegoś nowego – i przy okazji zachwyciła: Miesiączka. Chcę wiedzieć! Pierwszy przewodnik każdej dziewczyny Anny Salvii i Christiny Tarrón. Zaczyna się od słów: „CZEŚĆ, TO JA, TWOJA MACICA! Będę z Tobą przez całą tę książkę, aby przekazać Ci to, co powinnaś wiedzieć, by przeżyć pierwszą miesiączkę oraz wszystkie te, które masz przed sobą, i zachować przy tym: pewność i wiarę w siebie, dobre samopoczucie, siłę i przyjemność. A rysunek uśmiechniętej macicy z miejsca zdobył moje serce.

Znajdziecie tu wszystko, co w innych książkach o dojrzewaniu: opis budowy narządów płciowych, cyklu miesięcznego, informacje, jak dbać o higienę podczas menstruacji, jak ciało przygotowuje się do menarche (czyli pierwszej miesiączki), jak dochodzi do zapłodnienia i jakie są dostępne metody antykoncepcyjne.

Jednak coś tę książkę wyróżnia. Jest entuzjastyczna, świeża, pozytywna i pełna mocy. Menstruację przedstawia jak najwspanialszą przygodę, która zmienia i wzbogaca nasze życie. I chyba każdy aspekt miesiączkowania pokazuje jako coś wyjątkowego wartościowego i cennego. Bo czyż to nie jest wspaniała wiadomość, że: „Jako dziewczyna przechodząca cykle będziesz mogła patrzeć na świat i doświadczać go z czterech różnych perspektyw”?

Autorki dużo miejsca poświęcają fazom cyklu menstruacyjnego. Uczą nas tańczyć w jego rytmie. Pokazują, jakie supermoce drzemią w każdej z tych faz i jak każdą z nich najlepiej wykorzystać, wsłuchując się w swoje potrzeby. I to jest dla mnie w tej książce najcenniejsze. Sama miesiączka trwa zaledwie kilka dni, a cykl menstruacyjny codziennie wpływa na nasze ciało, emocje, energię, a nawet stan umysłu. Nasze społeczeństwo tego nie respektuje. Żyję w świecie, w którym tu i ówdzie padają żarty o PMS, a reklamy zachęcają mnie do łykania środków przeciwbólowych, żeby dolegliwości związane z menstruacją nie wpłynęły na moją produktywność w pracy i w domu.

Nikt mi do tej pory nie pokazał, jak tańczyć w rytm mojego cyklu. Mam jeszcze szansę. Może się nauczę. Cieszę się, że moje córki otrzymają taki prezent na samym początku. Mam nadzieję, że dobrze ten dar wykorzystamy.

Miesiączka. Chcę wiedzieć! jest dobrze skomponowana. Ma świetne ilustracje i całą szatę graficzną, nie jest przeładowana treścią, daje oddech. Ostatni rozdział – Minipamiętnik Twojego dojrzewania – oddany jest czytelniczce. Może w nim zapisywać, jak zmienia się ciało przez cały okres pokwitania, jest to więc kolejna okazja do lepszego poznania samej siebie.

Fotografia: Weronika Osóbka

Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania Izy Jąderek, czyli solidna porcja wiedzy na drogę.

Ta książka nie zaprosi was do tańca w świetle błyskawic jak Dziwożona, czy tańca w rytm cyklu menstruacyjnego jak Miesiączka. Chcę wiedzieć. Dobrze jednak mieć ją pod ręką. Zmieniam się. Co się ze mną dzieje podczas dojrzewania Izy Jąderek z ilustracjami Zosi Dzierżawskiej to kompendium wiedzy o dojrzewaniu. Traktuje o ciele, emocjach, relacjach, tożsamości płciowej i seksualnej, seksie, prokreacji i bezpieczeństwie w internecie.

Nie da się jej przeczytać „na raz”. Zresztą sama autorka zachęca do niespiesznej, a nawet wyrywkowej lektury. Sprzyja temu konstrukcja książki: każdy rozdział podzielony jest na podrozdziały, łatwo więc dotrzeć do interesującego was tematu.

Książka jest bardzo rzetelna. Dokładnie opisuje i tłumaczy wybrane zjawiska. Wyjaśnia, czym różnią się emocje od uczuć i dlaczego dziś nie używa się już określenia „błona dziewicza”.

Rozprawia się z różnymi stereotypami, obala mity, jest inkluzywna. Dużo miejsca poświęca różnorodności: związanej z ciałem, potrzebami, tożsamością płciową.

Porusza wiele wątków, a każdy z nich opisuje bardzo dokładnie. Dba o obiektywizm, nie boi się dotykać takich tematów jak aborcja czy pornografia. Napisana jest z dużym szacunkiem dla młodych czytelniczek i czytelników.

Dla mnie ta książka jest zbyt podręcznikowa, a przez to niezbyt wakacyjna. Ma bardzo dużo tekstu; wprowadza mnóstwo pojęć i terminów – można szybko zmęczyć się czytaniem. Podręcznikowe są też zakończenia rozdziałów pytaniami sprawdzającymi wiedzę. Czy to wady lektury? Niekoniecznie. Moja 12-letnia córka z zainteresowaniem czyta wybrane fragmenty i docenia sposób ich prezentacji. Każdy rozdział zakończony jest krótkim podsumowaniem i słowniczkiem. Rysunki Zosi Dzierżawskiej wnoszą luz, humor, podkreślają inkluzywność bardzo w tej książce obecną. Bo Zmieniam się to książka dla wszystkich – podobnie jak dojrzewanie. I choć na początek podsunęłabym córce do czytania coś lżejszego o dojrzewaniu, chciałabym, żeby ta książka była zawsze pod ręką.

Fotografia: Weronika Osóbka

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!

Zapisz się do naszego newslettera