Z czym zmagają się dziewczyny, które dopiero ćwiczą się w koleżankowaniu? Jak i po co budują relacje? Dlaczego aż tyle w tym intensywności? A może – dlaczego wydaje się nam, dorosłym, że aż tyle w tym intensywności?
Masz chwile, gdy jesteś pewna, że nic nie jest tak ważne w życiu twojej córki jak jej przyjaciółki? Albo koleżanki? (Mierząc swoją miarą, nie masz pewności, jak je właściwie nazwać).
Twoja córka by to tylko potwierdziła. Są najważniejsze.
***
Dr JoAnn Deak, psycholożka z ponad 30-letnim doświadczeniem we wspieraniu budowania pewności siebie u dzieci i z dużym doświadczeniem badawczym dotyczącym dziewczynek, używa obrazowej metafory wykluwającego się motyla. [1]www.risk-within-reason.com Dziewczynki próbują wychylić się z rodzinnego środowiska, bezpiecznego i chroniącego niczym kokon. To niezwykły moment – zwłaszcza gdy myślimy o nim, posługując się nadal przenośnią proponowaną przez badaczkę – jej zdaniem dziewczynki na tym etapie mają mokre i bardzo delikatne skrzydełka, które łatwo uszkodzić. By się ochronić, otaczają się innymi motylami, spędzają czas w grupie, zachowują się podobnie, jedne motyle podobne są do drugich. W grupie jest bezpieczniej.
Każda ma swoją rolę
– U mnie w klasie koleżankujemy się w cztery dziewczyny, choć inne też by chciały dołączyć. Każda z nas jest inna, a jak którejś nie ma, bo na przykład jest chora albo rodzice pozwolili jej mieć wolny dzień, to widać, że nie jest tak fajnie jak zwykle – opowiada 9‑letnia Marcelina. W jej koleżankowej grupie jest Gosia, która się dużo śmieje i innym od razu jest lżej, jest Monika, która ma pomysły i nie boi się spróbować czegoś pierwszy raz (bo mówi, że najwyżej od razu spróbują po raz drugi i wtedy będzie jeszcze łatwiej), jest Irina, która dołączyła w marcu tego roku i ma ważną rolę godzenia dziewczyn, gdy się w czymś nie zgadzają albo bardzo się na siebie zdenerwują. – Irinka wtedy chodzi od jednej z nas do drugiej i mówi, że to bez sensu się gniewać, skoro jest nowy fajny plan na dziś, że najlepiej jest, jak jesteśmy razem. Ona jest taka miła, nie wiem, jak sobie radziłyśmy bez niej – dodaje Marcelina. A ona sama? Jaką ma rolę? Długo się zastanawia. – Nie wiem, jak to powiedzieć, mama mówi, że jestem mądralińska, i to słowo mi się nie podoba, ale chodzi o coś takiego, że zazwyczaj namawiam dziewczyny, żebyśmy się zastanowiły, jeszcze coś przegadały, żebyśmy nie ryzykowały. Wolałabym, żeby inni i moja mama też uważali, że jestem rozsądna, a nie, że się mądruje. No ale moja mama jak się nakręci na jakieś słowo, to po prostu musi jej się spodobać jakieś nowe, żeby odpuściła – dodaje.
Czy to coś wam przypomina? Te szkolne grupy koleżankowe, o zamkniętym składzie, wokół których krążyły chętne do dołączenia nowe dziewczyny, ale jakoś nigdy nie było dla nich miejsca? – Dopiero teraz to rozumiem, gdy słucham od Marceliny o jej koleżankach. Widzę, że one mają tam komplet, że to jest grupa, która nie potrzebuje nikogo innego – mówi Olga, jej mama. – Ale gdy sama byłam w podstawówce taką satelicką kandydatką na koleżankę fajnych dziewczyn, to sądziłam, że kiedyś się doczekam. Ich liderką była taka jedna Sylwia, o której myślałyśmy, że jest bardzo ładna. Nie potrzebowały już w swojej grupie nikogo innego. Dlatego nigdy się nie doczekałam – podsumowuje.
Testowanie
– W poprzedniej szkole miałam najlepszą przyjaciółkę w życiu – zapewnia 10-letnia Zosia i trochę się dziwi, gdy pytam, skąd wie, że to właśnie ta osoba była najważniejsza. Zosia wie, bo zdała wszystkie testy na przyjaźń, które jej Julka urządziła. – Nie mogę opowiedzieć dokładnie, o co w nich chodziło, bo to nasza tajemnica, ale zawsze było tam coś takiego, żeby zrobić coś albo powiedzieć, co by pokazało, że Julka jest dla mnie najważniejsza. Ważniejsza niż inne dziewczyny i niż mama i tata. Jasne, że mama była o to zła, głównie, że nie chciałam jej powiedzieć, o co w testowaniu chodziło, a ona się denerwowała, że to na pewno coś niebezpiecznego, i naciskała, żebym koniecznie powiedziała. Przykro mi było i nieraz płakałam przez to, że mama nie może się pogodzić, że mam swoje tajemnice. A przecież sama je ma, nie mówią mi z tatą wszystkiego i jakoś daję sobie z tym radę, że nie wiem, o czym szepczą w łazience albo na spacerze. Więc jej naciski mi się nie podobały – opowiada. Czy sama myślała, by też testować Julkę? Przyznaje, że nie bardzo, była tak zadowolona, gdy widziała uznanie w oczach przyjaciółki, że nie czuła, by to było potrzebne. Jej mama ma nieco odmienne zdanie: – Wiem, że dla Zośki Julka była niezwykle ważna, ale cieszę się, że po przeprowadzce córka zmieniła szkołę i dziewczyny mają mniej kontaktu. Miałam wrażenie, że Julka na zmianę nagradzała Zośkę sympatią albo nie dowierzała w jej lojalność i oddanie, stąd te testy na przyjaźń. Cokolwiek się pod tym kryło, nie podobało mi się, że tylko jedna z nich musiała coś drugiej udowadniać. Pewnie wyobrażałam sobie więcej, niż tam naprawdę się działo, ale i tak się tym bardzo stresowałam i uważałam, że Julka jest wredna, że wystawia Zosię na takie próby – tłumaczy Anna, mama Zosi.
Naukowcy z Charles E. Schmidt College of Science na Florida Atlantic University postanowili się przyjrzeć temu, w jaki sposób i w jakim stopniu bycie „miłym” albo właśnie bycie „wrednym” (czyli wykazywanie zachowań agresywnych relacyjnie) zmienia postrzeganie przez dzieci ich relacji. [2]onlinelibrary.wiley.com
Poddali analizie 120 relacji dzieci tej samej płci z 4., 5. i 6. klasy i przyglądali się, czy „miłe” albo „wredne” zachowania jednej strony wpływają na postrzeganie przyjaźni przez drugą (dzieci odpowiadały m.in. na pytania, w jakim stopniu ta druga osoba je denerwuje, w jakim stopniu irytuje, czy inne osoby irytują tę osobę, czy ta osoba obmawia innych za ich plecami, czy stara się trzymać innych z dala od grupy). Jakie wnioski płynęły z tych badań? Że trudne emocje w relacjach z przyjaciółmi powodowały, że stawały się one byłymi przyjaźniami, a dzieci zauważały, że mają więcej stresu na co dzień. Ale kiedy dzieci doświadczały od swoich przyjaciół miłych zachowań, zwiększały swoje umiejętności do utrzymywania tych relacji i dodatkowo do nawiązywania nowych.
Sama wiem lepiej
– Moja mama ma swoje trzy przyjaciółki i one są dla niej bardzo ważne. Są fajne, interesują się, co u nas słychać, pomagają nam, często spędzają z nami czas. Ale nie wiem, czemu mamie się wydaje, że choć ma swoje przyjaciółki, to też zna świetnie moje. No jasne, że je poznała, bo przychodzą na nocowanki, czasem nas wozi do kina albo na basen, ale przecież nie wie, o czym rozmawiamy, jaka jest każda z nich. A jednak zawsze próbuje się wypowiadać i wtrącać, i wtedy się z nią kłócę – przyznaje 10-letnia Oliwia. Najgorzej jest – jej zdaniem – gdy mama próbuje zarządzać tymi relacjami. Gdy chce z nią prowadzić poważne rozmowy o tym, jak się pogodzić, jak odpuszczać, jak się nie poddawać w relacji. Oliwia się wtedy denerwuje, bo widzi, że mama się wkręca, a przecież już dawno jest po sprawie, już sobie wszystko wyjaśniła z koleżankami, już są w innym miejscu. – Nie wiem, jak to jest, że mama aż tak się interesuje moimi koleżankami, chciałaby kontrolować, ile czasu z nimi gadam na Zoomie, czy nie gadamy o rodzicach (pewnie, że gadamy) i czy nie gadamy o smutkach – no oczywiście, choć zdaniem mamy o przykrościach się rozmawia z dorosłymi, a ja się nie do końca zgadzam, bo dorośli nie wszystko rozumieją – opowiada. Dla Oliwii najważniejsze jest to, że ma kogoś, z kim może pogadać o tym, z czym nie chce iść do rodziców (bo np. właśnie ich to dotyczy albo zna ich opinię i jej się nie podoba, co myślą), albo o tym, co rodziców zaciekawiłoby może na 5 minut, jakby mieli akurat dobry humor. – Kiedyś tata niby się chciał dowiedzieć, jaką muzykę lubię, ale jak mu na YT puściłam kawałek Za krokiem krok Cleo i nawet chciałam mu pokazać jeszcze kilka innych, to on powiedział, że to jakieś bzdury i że to nie jest prawdziwa i normalna muzyka. Więc o tym, czego słucham, co chcę oglądać, jakie ubrania mi się podobają, mogę rozmawiać tylko z dziewczynami, no bo z kim innym? – pyta Oliwia.
Tymczasem Katie Hurley, psychoterapeutka pracująca z dziećmi i nastolatkami, jest przekonana, że to, co mama może dać córce najcenniejszego, to kontakt 1:1.[3]www.psycom.net Ma kilka prostych rad, które mogą się przydać: słuchaj, kiedy twoja córka mówi (ale naprawdę słuchaj), podziel się tym, co sama wiesz o przyjaźni, wyjaśnij jej, jak szanować inny punkt widzenia i uczucia drugiej osoby, nawet gdy samej ma się odmienne.
Brzmi prosto? Rzecz jednak w tym, by jak najczęściej mieć na to czas i energię do takich rozmów, znaleźć w sobie motywację do kontaktu, w którym jest dużo uważności.
***
– No, to prawda, że jedną super rzecz zobaczyłam, przyglądając się przyjaciółkom mamy. One sobie ciągle dziękują. Że się spotkały, że jedna przyniosła nowe ciastka bezowe, a druga, że powiedziała, gdzie jest najmilsza fryzjerka w naszej dzielnicy. I jak one tak sobie dziękują, to wszystkie są takie zadowolone! Fajnie na nie patrzeć. Może też spróbuję pomyśleć, za co dziękować moim koleżankom – mówi Oliwia.
Zgodziłaby się z nią dr Laura Trice, psychoterapeutka i coacherka, która w swoim wystąpieniu na TED-zie mówi: wszyscy potrzebujemy podziękowań i uznania, zacznijmy od tych osób, które są najbliżej. [4]www.ted.com
* Niektóre imiona bohaterek zostały zmienione
Źródła