Czy siedmiolatka może być feministką? Jak traktuje córkę, a jak syna? O co się złości na dzieci? Jaką osobą chciałby, żeby stała się jego córka? I na koniec: co nas uratuje? Rozmowa z Krystianem Hanke, dziennikarzem Radia 357, autorem książki Tatowanie, tatą siedmioletniej Alicji i 11-letniego Tośka.

Cykl „Być tatą dziewczynki”

Cykl „Być tatą dziewczynki”

Ujęło mnie, gdy przeczytałam, w jaki sposób pomagasz swoim dzieciom w budowaniu relacji brat–siostra: że starasz się nie przeszkadzać. Nie wtrącasz się bez potrzeby.

Teraz jest coraz trudniej, bo Tosiek jest już nastolatkiem i jak to nastolatki, miewa swoje wybuchy. Ale nasze dzieci nie obrażają się na siebie. Jest wybuch, owszem, a potem zaraz jest znowu w porządku. One mają bezpieczną relację. Chciałbym, żebyśmy my, dorośli, umieli się tego od nich uczyć: załatwiać sprawy na bieżąco i nie wracać do nich potem po kilkadziesiąt razy w kłótniach. Moje dzieci potrafią ze sobą rozmawiać jak kumple: czy to na temat jakiejś gry, czy to kiedy Alicja prosi Tośka o radę, a on jej tej rady chętnie udziela. Ja wtedy udaję, że mnie nie ma, ale słucham; to jest dla mnie coś niesamowicie wzruszającego. Sam jestem jedynakiem i nie miałem zupełnie takich interakcji w domu rodzinnym.

Ja im zresztą zawsze trochę żartem, a trochę nie, przypominam, że są dla siebie najbliższymi przyjaciółmi. Ale ogólnie się nie wtrącam, staram się pamiętać o tym, co sobie obiecałem: że dam im przestrzeń na budowanie relacji.

Dbają o siebie nawzajem, Tosiek Alicji przynosi obiady ze szkoły, ona pilnuje, żeby smakołyków zawsze starczyło dla niego. Alicja robi się wręcz niespokojna, jak Antka nie ma. Bardzo się przyzwyczaiła do jego obecności, zwłaszcza że nie zna innego życia. Odkąd się urodziła, to Antek był. Antek lubi jechać do babci sam na nocowankę, ale już Alicja bez Antka nie pojedzie. Pewnie też dlatego, że my w ogóle dużo ze sobą przebywamy we czwórkę, dużo rzeczy robimy razem. Czuję wręcz, że im brakuje takiego towarzystwa spoza domu, kontaktów z rówieśnikami. Odkąd nie ma podwórka i trzepaka, te relacje się wykluwają w szkole, ale po szkole jednak dzieci wracają do domów.

Czy łapiesz się na tym, że inaczej traktujesz Alicję, bo jest córką? Czy wręcz przeciwnie, nie ma takiej różnicy?

Zdarza się, że łapię się na tym, że z czymś przesadzam, i staram się szybko to korygować. Na przykład orientuję się, że wieczorem Alicję przytulam, bo jest młodsza, a przytulanie Tośka już chcę odpuścić, bo jest starszy i ma swoje sprawy. I wtedy lecę do niego, żeby chociaż dwa słowa zamienić. Od początku moje relacje z dziećmi się różniły, bo kiedy pojawiła się Alicja, Tosiek automatycznie stał się tym starszym dzieckiem, choć miał cztery lata. A Alicja do dziś jest tym młodszym, i to się nie zmieni. Każde z nich jest inne, mają odmienne podejście do życia. Tośkowi często w mniej ważnych sprawach jest wszystko jedno. Alicja z kolei jest tak akuratna, że mogłaby być prokuratorką. Jak w szkole pani kazała czytać w domu przez piętnaście minut dziennie, to Alicja czyta: ani minuty mniej, ani więcej. Ja bym chciał, żeby moja córka była silną kobietą, żeby nie czekała, aż po nią przyjedzie królewicz na białym koniu. Dlatego staram się budować z nią relację zdrową, trochę kumpelską, trochę coachową: wiele rzeczy jej opowiadam, może bardziej niż Tośkowi tłumaczę świat. Z niego bardziej wyciągam, co o tym świecie myśli, jest już w końcu tym nastolatkiem.

Alicja sporo mówi sama z siebie, ale też ciągle pyta, a ja chętnie odpowiadam, nawet robię dłuższe wywody, a jak przynudzam, to mi daje znać.

Pewnie kiedy podrośnie, będzie jak z Tośkiem: będzie miała obszerną wiedzę na różne tematy, nawet niekoniecznie mi znane, i wtedy ja będę dużo słuchał jej. Ostatnio poprosiła mnie: „chodź, daddy, zagramy w szachy”. Okazało się, że ona zna wszystkie ruchy figur! Kiedy się zdążyła tego nauczyć?! Podobno jakiś czas temu na świetlicy wygrała z kolegą, który był najlepszy. To mi otworzyło oczy. Jak bardzo nie wiem wszystkiego o moich dzieciach.

Fotografia: Albert Zawada

Jeśli chodzi o relację tata–córka, to – jak najmniej tabu, a jak najwięcej świadomości. Spodobało mi się, gdy przeczytałam w twojej książce, że takie masz podejście.

Tak. Nie odwracać głowy, nie zmieniać tematu; dzieci to wychwytują natychmiast, są bardzo wrażliwe na każdy drobny fałsz.

No właśnie. A jednocześnie przyznajesz się do stosowania rodzicielskich sztuczek: małych nieprawd, które pomagają jakoś kontrolować sytuacje z dziećmi.

To wynika ze zmęczenia. Jesteśmy tylko ludźmi, ja też jestem tylko człowiekiem i daję sobie prawo do potknięć. Kiedy mam wybrać: awanturka czy podstęp, to może to drugie jest lepsze, chociaż czasami wygląda trochę nieuczciwie. Ale na pewno u nas w domu rzeczywiście nie ma tabu, nie ma się czego bać. Jedyne, czego się można bać, to porywczego ojca. Ale to trwa chwilę.

W prenumeracie oszczędzasz 25%.

Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!

W prenumeracie oszczędzasz 25%.

Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!

Sporo się złościsz na dzieci, prawda? Co cię tak rozwściecza?

Jak mówisz siedem razy to samo i widzisz, że dziecko typu Alicja po prostu ewidentnie patrzy ci w oczy, uśmiecha się i dalej robi swoje, to w końcu nie wytrzymujesz i krzyczysz. Są takie momenty, że tracę cierpliwość, bo ile razy można powiedzieć: wytrzyj podłogę w łazience po kąpieli? Dwieście? Mimo moich próśb ani jedno, ani drugie o tym nie pamięta.

Zawsze się potem zastanawiam, jakie to ma konsekwencje: że krzyknąłem, że się wkurzyłem, że coś kategorycznie powiedziałem.

Na ile dziecko będzie przez te moje zachowania spaczone, wykrzywione? Ale mam nadzieję, że to nie są rzeczy takiego kalibru, żeby się odkładały i powodowały chorobę duszy. Tym bardziej że ja się szybko orientuję, że przesadziłem, i przepraszam. Chcę, żeby dzieci wiedziały, że generalnie jestem wybuchowy, ale widzę swoje błędy i potrafię się do nich przyznać.

Dziennikarstwo parentingowe to specyficzna praca. Twoje życie zawodowe jest mocno związane z rodzicielstwem. Jak to wpływa na twoją relację z dziećmi?

Staram się, żeby uczestniczyły w tym, co może być dla nich atrakcyjne. Bywa, że mają dostęp kuchennymi drzwiami do niektórych atrakcji. Potrafią to docenić: cieszą się i czekają w emocjach. Są otwarte na różne wyprawy z tym związane, chcą poznać wiele nowych rzeczy. Nie tylko kino, ale też teatr, wystawa, musical, czasem muzeum, a innym razem plac zabaw. Niekiedy proszą, by o czymś nie mówić, nie pisać, a ja to szanuję. Wszystkie zdjęcia przed publikacją dzieci akceptują. I bywa, że Alicja mówi: „daddy, nie dawaj tego do internetu” – wtedy po prostu nie daję i już. Staram się też nie pokazywać twarzy dzieci. Ale mojej książki nie pozwalałem im czytać. Bądź co bądź jest ona o czasach, kiedy Tosiek i Alicja byli maluchami. Nie chciałbym, żeby przeczytali na przykład o tym, jak przebierałem się za Świętego Mikołaja. Tosiek na wszelki wypadek głośno się go nie wypiera, ale Alicja w Mikołaja wierzy.


Fotografia: Albert Zawada

Czy Alicja nadal chce być śpiewaczką?

Alicja chyba przeżywa kryzys, jeżeli chodzi o perspektywy. Jakiś czas temu mówiła, że chce być śpiewaczką, ale teraz sam nie wiem. Poszła mocno w rysowanie. Patrząc na nią, widzę siebie, ona bawi się dokładnie tak, jak ja się bawiłem: wycinanki, gazetki, menu restauracji, którą sobie wymyśliła, wczoraj zrobiła jakąś kawiarnię, każe nam kupować, zamawiać, przenosi świat dorosłych do swojego świata. Być może więc śpiewaczka ustąpi jakiejś aktywności plastycznej. Ale nie musimy tego głośno nazywać. Ja się z tego bardzo cieszę, wspieram ją, na jej biurku w zasadzie nie ma miejsca na nic, bo tam są już tysiące ołówków, mazaków, kredek, farb, nożyczek, taśm klejących, półproduktów, produktów. Wiecznie jest spór o to, czy ona ma posprzątać to biurko, czy też to nie ma sensu, bo za pięć minut będzie tak samo wyglądało. Kocha taniec, myśli o szkole baletowej, ale staram się jej wytłumaczyć, że to bardzo ciężki kawałek chleba, jeśli chodzi o rygor, na który, jak patrzę na nią, ona chyba nie jest przygotowana. Jest tak niezależna, że to by było dla niej katorgą, a po co człowieka męczyć. Chciałbym, żeby miała taki zawód, który da jej poczucie wolności.

Chyba ją lubisz, co? Dobrze się razem bawicie?

Uwielbiam z nią rozmawiać, wygłupiać się. Alicja sama to ostatnio inicjuje, kilka razy dziennie podchodzi do mnie i robi takie miny, jakbyśmy gdzieś występowali. I to mi się strasznie podoba, że ona widzi we mnie partnera do twórczego wygłupiania się. Dzieci mają ze mną sporo kontaktu, bo dużo pracuję z domu, a jednocześnie często jestem mało dostępny, bo granica między pracą a życiem rodzinnym u mnie jest płynna. Prawie nigdy nie jest tak, że kończę sprawy zawodowe, zamykam za sobą drzwi i już jestem tylko dla rodziny. Zawsze coś związanego z pracą mam jeszcze do zrobienia.

Jednocześnie nigdy nie chciałbym być wyłącznie dorosły i dopóki dzieci będą mi dawały to poczucie, że mogę bywać dzieckiem, jeśli będą stwierdzały, że fajnie jest mieć takiego durnego ojca, który lubi się wygłupiać, to ja chcę być dzieckiem razem z nimi.

Marzy mi się też, żebyśmy coś razem z Alicją próbowali pograć: ja jako niedoszły gitarzysta, muzyk amator, a ona jako ta przyszła śpiewaczka. Natomiast trochę się obawiam o tę relację podczas pracy, bo to wymagałoby dyscypliny, a nam świetnie idzie, dopóki improwizujemy, bawimy się. Łączy nas też upodobanie do ubrań. Bardzo lubię z nią oglądać ubrania – nie musimy od razu kupować – i lubię sam ją zapytać, jak wyglądam na przykład w jakiejś koszuli, lubię znać jej zdanie. Nie chcę powiedzieć, że to jest typowa kobieta, bo płeć tutaj w ogóle nie ma znaczenia. Tosiek nie znosi tematu ubrań, ale za to z Tośkiem można siedzieć godzinami w kuchni, podczas gdy Alicja tam zajrzy na zasadzie „skoro brat gotuje, to ja też chcę”, ale nie jest to jej pasja. Ja nie jestem za bardzo kuchenny, w tej dziedzinie syn już dawno mnie przegonił. Za to lubię przygotowywać kawę i ostatnio Tośkowi przekazałem wiedzę tajemną na temat spieniania mleka do latte. Teraz sam rano, jak ma czas, robi rodzicom kawę, a siostrze kakao ze wzorkiem.

Cykl „Być tatą dziewczynki”: Krzeszemy siłę, bo nie mamy wyjścia – rozmowa z Błażejem Staryszakiem

Cykl „Być tatą dziewczynki”: Krzeszemy siłę, bo nie mamy wyjścia – rozmowa z Błażejem Staryszakiem

Czyli to twoja żona u was gotuje? Jak dzielicie się obowiązkami w domu?

Żona częściej gotuje, ja częściej robię zakupy, zabieram dzieci do pomocy. Pranie to też częściej nasza, moja i dzieci, działka. Dzieci mają za zadanie rozwiesić, sprzątnąć poprzednie, posegregować na poszczególnych domowników i zanieść każdemu do szafy. Rozpakowują też zmywarkę. Staramy się to równo podzielić między nie: kiedy jedno dostaje za zadanie zmywarkę, to drugie dostaje pranie. Jeśli chodzi o bieżące sprzątanie, to na tym polu musimy jeszcze ciągle wymuszać, wypraszać. Mamy odkurzacz samobieżny, bo żadne z nas nie znosi odkurzania. Przygotowaniem podłogi do odkurzania, żeby odkurzacz nie potykał się o zabawki, skarpetki, zajmuje się żona. Prasować już od dawna nie prasujemy, jesteśmy eko. Jeśli chodzi o logistykę bieżącą, zawożenie, przywożenie, to ja i żona jesteśmy elastyczni, dopasowujemy się do swoich grafików w pracy. Pomaga nam też babcia, która mieszka tuż przy szkole dzieci.

Czy Alicja jest feministką?

A co rozumiesz przez to słowo?

Nawiązuję do anegdotki w twojej książce, gdy pytasz Alicję, czy skoro jest taka zdecydowana, to będzie feministką, a ona odpowiada, że nie, że będzie śpiewaczką.

Nie mam potrzeby nazywać dziecka w ten sposób, ale razem z żoną wychowujemy ją tak, by stawała w obronie dziewczyn, kobiet, w słusznej sprawie. Ma żywy przykład w swojej mamie.

Chcemy, żeby czuła przynależność do swojej płci, ale nie w kontrze, tylko raczej w poczuciu wzbogacania tego świata o to wszystko, co reprezentują kobiety.

W domu staramy się być otwarci. Kiedy rozmawiamy o chodzeniu na imprezy, mówimy Tośkowi: „może z dziewczyną, a może z chłopakiem będziesz tańczył?”. Albo: „jak będziesz miał kiedyś żonę albo męża…”. Dla mnie jest najważniejsze, żeby nasze dzieci były w przyszłości szczęśliwe, a czy córka będzie miała partnera, czy partnerkę, to jej wybór. Wracając do twojego pytania – myślę, że Alicja jest na swój sposób feministką. Chciałbym, żeby nie musiała walczyć o równość, tylko żeby mogła współtworzyć ten świat na równych zasadach z mężczyznami.

A czy dużo myślisz nad tym, jaką Alicja będzie osobą w dorosłości?

Dużo myślę. Ale też mam świadomość, że to jest jeszcze dziecko i że jeszcze się zmieni, kiedy zacznie dojrzewać. Zastanawiam się, czy się zamknie w sobie? Czy będzie artystką chodzącą na irańskie filmy, czy raczej będzie buntowniczką, jak Greta Thunberg? Na pewno nie będzie łatwą osobą.

Najważniejsze dla mnie, żeby w tym często smutnym świecie miała poczucie humoru. Staram się pielęgnować u dzieci wyczucie komizmu, zwłaszcza abstrakcyjnego.

Tłumaczyć im żarty. Alicja nie boi się zapytać, o co chodzi w jakimś dowcipie, gdzie jest ironia, sarkazm. To są środki wyrazu, którymi się posługują ludzie inteligentni, i ja bym chciał, żeby moje dzieci się nimi posługiwały. I owszem, trzeba czasami wziąć sprawy w swoje ręce i być stanowczym, ale jednak dużo pola warto zostawić poczuciu humoru. Uważam, że to jest coś, co nas uratuje. Dystans, dystans, bo wszyscy zginiemy!

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!