O rąbaniu drewna, rozpalaniu ogniska i noszeniu wody. O okrzykach i pieśniach dodających otuchy. O włoskach na ciele i makijażu. O poczuciu sprawczości, odkrywaniu siebie i czułości. O siostrzeństwie i poszerzaniu obrazu kobiecości. Rozmowa z Agnieszką Klepacką i Ewą Woźniak z kolektywu ekofeministycznego Wypuszczone, z którym organizują obozy wzmacniające dla kobiet i dziewczynek.

Jak wyglądają wasze obozy?

Agnieszka: Do tej pory odbywały się na skraju Puszczy Białowieskiej, w młodszym lesie należącym do naszej przyjaciółki. Co roku budujemy w nim bazę, której sercem jest wielki szałas spleciony z leszczyny. Pośrodku obozowiska płonie ognisko, wokół którego codziennie zasiadamy w kręgu. Nie ma tam prądu ani bieżącej wody. Dajemy uczestniczkom możliwość pracy z każdym żywiołem: woda to chodzenie 800 metrów do studni, ogień to rąbanie drewna i rozpalanie ogniska, ziemia to gotowanie, powietrze to porządkowanie. Śpimy w namiotach. Razem zdobimy szałas, który my – dorosłe członkinie kolektywu – wcześniej przygotowujemy, i razem budujemy toaletę – rok temu można było z niej korzystać, jednocześnie siedząc na slacklinie, czyli linie do ćwiczenia równowagi. Prysznic też jest na łące. Rok temu stworzyłyśmy również namiot troski na skraju obozu, gdzie codziennie spała jedna z nas, prowadzących. Jeśli któraś uczestniczka bała się albo miała inny powód, mogła z nami spać. Skończyło się i tak na tym, że prawie wszystkie spałyśmy razem we wspólnym szałasie.

Ewa: Uczestniczki zauważyły, że chociaż na początku bezpieczną przestrzenią był szałas i namiot, to dość szybko rozszerzyła się ona na zaadaptowany przez nas na obozowisko teren, „ściany domu” stanowiła granica drzew, a sufitem było niebo.

Jak długo tam razem z nimi jesteście?

Agnieszka: Wyjazd trwa sześć dni. To pozwala poczuć wspólnotę.

Fot. Małgorzata Klemens / Wypuszczone

W jakim wieku są dziewczyny i skąd do was przyjeżdżają?

Agnieszka: Mają od 10 do 17 lat. Są osoby z centrów dużych miast, którym na co dzień brakuje kontaktu z przyrodą i odnalezienie się w tym nowym środowisku jest dla nich wyzwaniem. Współpracujemy też z Funduszem Feministycznym, który dofinansowuje pobyty uczestniczek z Podlasia i innych mniejszych miejscowości czy wiosek. Te dziewczynki często mają większy kontakt z przyrodą, czasem imponują nam swoją wiedzą i siłą. Mówimy ciągle o dziewczynkach, ale od ubiegłego roku piszemy, że nasze obozy są dla osób w spektrum dziewczyńskości, bo przyjeżdżają też do nas osoby niebinarne i w ten sposób robimy dla nich miejsce.

Jak już porąbiecie drewno, przyniesiecie wodę ze studni, rozpalicie ogień i ugotujecie obiad, to co robicie?

Agnieszka: Stałym punktem są kręgi, w czasie których rozmawiamy o tym, jakie są nasze potrzeby, marzenia, i staramy się wspólnie stworzyć plan na następny dzień. Ponieważ w naszym kolektywie zajmujemy się różnymi rzeczami – są wśród nas artystki, trenerki, edukatorki, psycholożki, terapeutki, biolożki, masażystki, aktywistki – przedstawiamy uczestniczkom cały wachlarz możliwości. Nie ma przymusu brania udziału w zajęciach, ale umawiamy się z uczestniczkami na otwartość – żeby sprawdzały, na czym dane zajęcia polegają, zanim z nich zrezygnują.

Agnieszka Klepacka prowadzi zajęcia z łuku; fot. Małgorzata Klemens / Wypuszczone

Wiem, że wy, Ewa i Agnieszka, obie jesteście masażystkami. Jakie zajęcia jeszcze prowadzicie?

Agnieszka: Na przykład z łuku. Malujemy tarcze, które wizualizują nasze strachy. Potem są ruchowe zajęcia, które pomagają nam odnaleźć tę strunę w ciele, która ułatwi nam strzelanie, malujemy też twarze i ciała w barwy wojenne. Dziewczyny wymyślają okrzyki i pieśni dodające otuchy strzelającym. I na końcu skupiamy się na strzelaniu. Albo raz, jak po burzy był stres w ciałach, zrobiłyśmy sobie masaże w kręgu. Prowadzimy również łagodny mindfulness, nazwałabym to kontemplacyjnym byciem w lesie. Zajęć ruchowych też mamy dużo.

Ewa: W tym roku chcę wprowadzić taniec w lesie – interpretowanie ciałem ruchów i dźwięków w przyrodzie, bo w lesie staramy się uruchomić inne zmysły niż wzrok – węch, dotyk. Pogłębiamy uważność, rozwijamy ciekawość, czułość. Prowadzę też spotkania z samą sobą poprzez sztukę inspirowaną przyrodą, np. tworzenie obrysu ciała – w przestrzeni, w ruchu, poprzez taniec, czucie, które następnie przenosimy na papier. Działania różnią się zależnie od kierunku, w jakim pójdzie grupa. Często osoby traktują to lekko, ale kiedy już stają nad obrysem siebie, to naprawdę pragną wypełnić go tym, co jest w nich. Powstają niezwykle poruszające, głębokie prace. Później o tym rozmawiamy. Czasem ktoś uwalnia w ten sposób jakiś niepokój, kompleks, poczucie odrębności albo swoją queerowość. Nie planujemy jednak żadnych zajęć bez porozumienia z uczestniczkami. Naszym najważniejszym celem jest, by miały przestrzeń na kontakt ze sobą i osobisty kontakt z przyrodą.

Ewa Woźniak w czasie zajęć; fot. Małgorzata Klemens / Wypuszczone

Dziewczynki, a już szczególnie nastolatki, są dziś bombardowane przekazami na temat tego, jak powinny wyglądać. Z jakim nastawieniem do swojego ciała przyjeżdżają? I czy ono się jakoś zmienia w czasie trwania obozu?

Ewa: Rok temu na jednym z pierwszych kręgów wniesiona została potrzeba rozmowy o zaimkach. Jedna osoba queerowa odkrywała, że ma inną tożsamość niż kobieca, co manifestowało się w jej wyglądzie. Dla niektórych to było naturalne, niektóre osoby nawet eksplorowały w czasie pobytu, jak to jest być on, ona, ono, dla innych to było całkowicie nowe. Dla mnie też to było odkrywcze.

Poza tym bycie w przestrzeni bez luster, gdzie jest ziemia i las, sprawia, że twarze łagodnieją, a to, jak nasze ciało wygląda, schodzi na dalszy plan. Ważne jest, jak ciało się ma – to trampolina do czucia się pięknie, a nie wyglądania pięknie.

Agnieszka: Ostatnio jedna z uczestniczek, dwunastolatka, której ciało jest mocno owłosione, mówiła, że zanim przyjechała na obóz, miała z tym duży problem. Goliła sobie ręce, ukrywała je w bluzkach z długim rękawem. Na obozie zobaczyła nasze niewydepilowane nogi czy pachy. To był pierwszy raz, kiedy widziała kobiety z włosami na całym ciele, i zrozumiała, że takie osoby mogą być fajne. Teraz już nie goli włosków, chodzi odkryta. Myślę, że różnorodna grupa, którą tworzymy, na wiele sposobów pozwala eksplorować temat cielesności. Kontakt uczestniczek z naszym kolektywem może poszerzać ich obraz kobiecości.

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!

A kiedy przyjeżdżają pierwszego dnia, to są zaabsorbowane swoim wyglądem?

Agnieszka: Starsze dziewczynki mają na początku potrzebę stylizowania się, która z biegiem dni maleje. Pojawia się u nich więcej poczucia wolności – stylizacje stają się bardziej zabawą, przebieranką, eksploracją; pożyczają sobie rzeczy, o których mówią, że wcześniej nigdy by ich na siebie nie założyły.

Ewa: Eksplorujemy przestrzeń, która nazywa się „wolność w zgodzie ze sobą z szacunkiem do innych”. W jej ramach podejmujemy zgodne z nami na ten moment decyzje. Makijaż, fryzura, ubranie mogą być ścieżką do wyrażania siebie.

Nie mówimy: nie róbcie makijażu, bo nie będziecie dzikie. Mówimy: róbcie makijaż, jaki chcecie i kiedy chcecie.

Chodzi o to, by nie czuć przymusu: nie wyjdę po bułki bez make’upu, bo co ludzie powiedzą. Mogę wyjść sauté albo wymalowana jak na imprezę, zależy, co dziś sobą chcę powiedzieć sobie czy światu.

Fot. Małgorzata Klemens / Wypuszczone

W jaki sposób uczestniczki budują poczucie sprawności swojego ciała?

Ewa: Już same codzienne czynności, jak pójście po wodę, są przygodą – trzeba iść z ciężką taczką kilkaset metrów. Wytwarza się szacunek do własnej siły fizycznej. Nie realizujemy specjalnie zadań typu: to teraz wchodzimy na drzewa. Ale żeby np. przygotować bramę wjazdową z wikliny, trzeba na drzewo wejść. Okazje pojawiają się naturalnie.

Poczucie stada, które się wytwarza, sprawia, że jak dziewczyny widzą, że któraś nie daje rady, podbiegają i pomagają.

Miałyśmy dziewczynkę z Białowieży, fizycznie kruchą, delikatną, która okazała się potężną księgą wiedzy o lesie i żyjących w nim istotach. Była cicha, ale jej milczenie nie wynikało z kompleksów, tylko z uważności i zasłuchania. Ona wiedziała, jak porąbać drewno i je rozpalić. Dla wielu z nas stała się przewodniczką.

Agnieszka: To jest stopniowy proces. Pamiętam z ostatniego obozu, w jaki sposób uczestniczki ruszały się na początku, a w jaki pod koniec pobytu. Pojechałyśmy tamtego dnia nad wodę; dziewczyny same zaplanowały cały dzień, a my pomogłyśmy go im zorganizować, to było wspaniałe. Tam, nad wodą, zwróciłam uwagę, że w ich ruchach pojawiło się dużo więcej spontaniczności i swobody, a nawet otwarcia na czułość. Jedna z nich powiedziała mi, że czuła się bardzo dobrze na tym obozie i że nigdy wcześniej nikt nie traktował aż tak serio tego, co mówi. Nikt nigdy do takiego stopnia nie brał jej potrzeb pod uwagę. To, że osoby mają moc sprawczą w kreowaniu tego, co się na tym obozie dzieje, jest wyzwalające również cieleśnie i wpływa na to, jak się poruszają.

Czy te warsztaty zmieniają coś w życiu dziewczynek na dłuższą metę? Piszą wam o tym? Mówią?

Ewa: Raczej nie utrzymujemy kontaktu w ciągu roku. Ale na kolejnym obozie, gdy te same osoby wracają, odnoszą się do wartości, o których już wspomniałyśmy: poczucia sprawczości, odkrywania siebie, czułości.

Ważna jest też dla nich możliwość obcowania z innymi dziewczynkami i kobietami – bo wiek zaciera się w tym wspólnym doświadczeniu.

Na ostatnim kręgu przed wyjazdem piszemy na karteczkach, co chcemy sobie przekazać na dalszą drogę. Często czytamy: nie czułam wieku, masz duszę nastolatki, świetnie się z tobą rozmawia. Zatraca się hierarchia i władza, pojawia się współpraca i szacunek do doświadczeń, które mamy. Dziewczyny odkrywają, że wigor życiowy jest przypisany do otwartości i ciekawości, nie do wieku.

Jak rozbroić 7 dziewczyńskich lęków i oswoić miesiączkę latem

Jak rozbroić 7 dziewczyńskich lęków i oswoić miesiączkę latem

Skąd w was w ogóle potrzeba, by organizować takie obozy?

Ewa: Jako nastolatka nie miałam możliwości tego rodzaju doświadczeń i nastolatka we mnie domaga się takich przygód. Widzę też, jak potrzebne jest bycie w przyrodzie w każdym wieku. Cudownie jest to obserwować i poprzez różne działania towarzyszyć im w odkrywaniu ich wrażliwości i mocy. Sama też wówczas dużo rzeczy odkrywam. Jestem tam dla spotkania osób, przyrody i jakiejś prawdy o sobie.

Agnieszka: Tam tworzymy świat, w jakim chciałybyśmy żyć. Mówimy o tym na miejscu – że to przestrzeń do przetestowania takiego świata. Ostatnio na jednym z pierwszych kręgów uczestniczki zauważyły, że przez to, że są w gronie osób w spektrum kobiecości, czują się bezpiecznie.

W czasie tych obozów można odkryć siostrzeństwo – sposób bycia z osobami swojej płci zorientowany na wspólnotę, nie rywalizację i zawiść. Ważny jest też kontakt z dziką przyrodą, a przez to z dzikością w nas – naszym prawdziwym ja.

Myślę, że w wieku nastoletnim ten kontakt jest bardzo ważnym kompasem. Ja właśnie w takim wieku zorientowałam się, że przyroda mnie wzrusza, jest dla mnie inspiracją i siłą. Dla osób, które żyją w mieście, możliwość poszukania tego razem z innymi może być ważna.


Fot. Małgorzata Klemens / Wypuszczone

Coraz więcej jest teraz obozów dla kobiet, wpisujecie się w pewien nurt.

Ewa: To, co my proponujemy, wynika z tego, czego doświadczamy, z naszych wrażliwości i różnorodności, którymi się cieszymy. Ważnym tematem jest rzeczywistość i uziemienie – odkrywanie uroków bycia tu i teraz, w kontakcie ze sobą czy naturą. Dzięki temu uczestniczki otwierają się i pogłębiają kontakt ze sobą. Same proponują tematy.

Wystarczy stworzyć przestrzeń swobody, być w lesie z osobami, które się szanują i wzajemnie słuchają, a wszystko może się wydarzyć. I u nas to nie czcze gadanie, ale doświadczenie.

Przyznam się, że po zakończeniu obozu, tak na co dzień, czuję tęsknotę za tym, co się na nim dzieje.

Sama mam ochotę przyjechać na wasz obóz. Myślę, że analogiczny przydałby się również chłopakom – oni przecież także potrzebują eksplorować siebie, swoją wrażliwość i przyrodę.

Agnieszka: Zdecydowanie! Dlatego mamy pomysł na przyszły rok, by zrobić dwa obozy wędrowne – osobno dla chłopaków i dla dziewczynek, i obie grupy po kilku dniach się spotkają.

Ewa: Ja to marzę też o takich obozach dla mnie – o spotkaniu czułych kobiet i czułych mężczyzn. Wszystkim nam tego potrzeba.

Agnieszka KlepackaEwa Woźniak są częścią kolektywu ekofeministycznego Wypuszczone, zajmującego się organizacją obozów wzmacniających dla dziewczynek i dla kobiet. Agnieszka zajmuje się współczesnym masażem tajskim, jest artystką wizualną, działaczką Obozu dla Puszczy. Ewa jest masażystką lomi lomi, scenografką, artystką wizualną i aktywistką.

Więcej o Wypuszczonych na: https://www.facebook.com/wypuszczone