Co wiesz o Ekipie, arianatorach, prankach i net worthach? I do czego ta wiedza może ci się przydać? (Uwaga! Na końcu tekstu – słowniczek).
– Dziewczyny, czy rozumiecie, o co chodzi z tą Ekipą? Już wszystko mi o nich dzieci opowiedziały, obejrzałam filmiki, wysłuchałam piosenek. Nawet fajne, ale wciąż nie mam pojęcia, na czym ten fenomen polega – wzdycha koleżanka podczas spaceru z kijami.
– No właśnie ja też nie rozumiem! – dodaje druga. – Oni na tych filmikach niczego specjalnego nie robią. Spotykają się z jakimiś gwiazdami albo noszą cały dzień ciuchy w jednym kolorze. Myślałam, że te lody Ekipy to jakaś ściema albo gra. Ale one są na rynku!
– Są! – potwierdzam. – Mam w domu papierki po nich. Moim dziewczynom cudem udało się je kupić.
– Niezły marketing, co? – podsumowuje koleżanka numer jeden.
Tiktokerzy i gamerki
Podejrzewam, że takie rozmowy odbywały się ostatnio w wielu polskich domach. Nie tylko zresztą polskich, bo podobne rozterki dotyczą rodziców prawdopodobnie na całym świecie. Tyle że miejsce Ekipy zajmuje inny produkt czy osoba. Influencerzy to zjawisko obejmujące cały glob, a przynajmniej tę jego część, która ma stały dostęp do internetu.
Osoby znane z tego, że są znane, pokazują w mediach społecznościowych, jak żyją, dostarczając swoim followersom co i rusz nowych wrażeń. A „przy okazji” sprzedają firmowane przez siebie produkty. Mam wrażenie, że od ponad roku, czyli od czasu, kiedy zaczęła się pandemia, a dzieci przykleiły się do komputerów, ich siła rażenia poszybowała w kosmos.
Aktywność influencerów i influencerek, a więc youtuberów/youtuberek, instagramerów/instagramerek, tiktokerów/tiktokerek czy gamerów/gamerek intensyfikuje się wraz ze wzrostem popularności serwisów społecznościowych, głównie wśród młodych ludzi. Sprzyjają też temu coraz większe profity towarzyszące popularności w internecie – potwierdza moje przypuszczenia Łukasz Wojtasik z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, który o dzieciach w sieci wie chyba wszystko.
No tak, a skoro jest coraz więcej chętnych do śledzenia poczynań „gwiazd” w mediach społecznościowych, takich treści powstaje coraz więcej i więcej. W cenie jest popularność, fejm.
– Influencerzy to jest zjawisko. Czy jest dobre, czy złe, zależy od treści, które te popularne i wpływowe osoby publikują, oraz od tego, czy ich odbiorcy potrafią je krytycznie ocenić. Dla dzieci bez pomocy osób dorosłych bywa to trudne – stwierdza Wojtasik i przechodzi do wskazówek dla nas, rodziców: – Powinniśmy na te treści, z którymi mają do czynienia w sieci nasze dzieci, nałożyć rodzicielski filtr.
Arianator
Kiedy zapytałam na Facebooku o to, jakich influencerów followują* (już sobie wyobrażam, jak profesor Bralczyk kpi z tego wyrażenia) dzieci moich znajomych, najpierw posypały się te grzeczne, szlachetne postaci: Greta Thunberg, Jane Goodall, Arlena Witt. Padły też imiona gamerów i programistów.
Dopiero po chwili jedna z koleżanek, Alicja, napisała: „Albo mamy tu rodziców małych dzieci, albo promil odpornych na net wybrańców, albo ostre wyparcie. Moja córka jest arianatorem*, kupowaliśmy gadżety w sklepie Dominika Rupinskiego*, wiem też, co to Team X* (żałuję). Cóż, kocham jak swoje, przejdzie…”.
Kiedy pytam o jej reakcję na te fascynacje dziecka, mówi, że stara się nie wygłaszać swoich krytycznych opinii na temat idoli córki, żeby nie stracić dostępu do jej świata.
– Próbuję problematyzować, ale nie wznoszę się na wyżyny ironii, do jakiej jestem zdolna – tłumaczy.
To problematyzowanie polega na przykład na tym, że pokazuje córce osoby bez makijażu i mówi, że wyglądają w porządku. Albo dyskutują o aspektach biznesowych działalności influencerów, czyli o tym, jak zarabiają na swoich filmikach, koszulkach czy kosmetykach.
O tym, jak trudno nam czasem zaakceptować internetowych idoli naszych dzieci, rozmawiam też z Marcinem Matychem, znanym jako Dr Nerwica. Jest on nie tylko lekarzem i psychoterapeutą, ale też tatą. Najpierw oboje załamujemy ręce nad poziomem filmików i błyskotliwością komunikatów niektórych influencerów i influencerek. Nie mamy przy tym wątpliwości, że brzmimy jak typowi boomerzy*. Potem pytam go o to, jak wyglądają jego rozmowy na ten temat z 10-letnim Maksem.
– Raczej pytam syna, niż krytykuję – słyszę w odpowiedzi. – Na przykład oglądaliśmy ostatnio razem prank*, w którym jeden gość polewał drugiego wodą. Pośmialiśmy się. A po chwili ja mówię: „Wiesz, Maks, tak się zastanawiam, jak ten polewany gość się czuł. Sam nie wiem. Bo ja bym się obawiał, że będą jakieś konsekwencje. Co ty o tym myślisz?”.
Marcin Matych podkreśla, że lepsze jest w takiej sytuacji otwierające pytanie niż ostry komentarz w stylu: „Co ty tu za bzdury oglądasz?!”. Efekt tego drugiego będzie taki, że dziecko więcej nam niczego nie pokaże.
Jest to więc dokładnie takie myślenie jak mojej koleżanki Alicji – matki młodego arianatora. Że lepiej być obok i wiedzieć, nawet jeśli tego nie pochwalamy, niż kategorycznie oceniać. A od jednoznacznej oceny lepsza będzie rozmowa, czy raczej ich długi – byle niezbyt męczący dla dziecka – ciąg.
Właśnie to miał pewnie na myśli Łukasz Wojtasik, mówiąc o nałożeniu rodzicielskiego filtra na treści, z którymi nasze dzieci mają kontakt w sieci. Weźmy filmiki czy posty influencerek lajfstajlowych, na których wzorują się młodsze nastolatki. Mają po 11–12 lat, a chcą się malować, czesać i ubierać jak dorosłe kobiety. Przyznaję, że nie umiem przyjąć tego ze spokojem, nie umiem mieć do tego dystansu.
– Pewnie, seksualizacja, kult ciała – to są nieodpowiednie treści dla dorastających dziewczynek – przytakuje mi Łukasz Wojtasik. – Ale jeśli dzieci je oglądają… bo przecież oglądają, nie łudźmy się, to zamiast się krzywić i zakazywać, rozmawiajmy z nimi o seksualności, różnorodności, ciałopozytywności. Tłumaczmy, dlaczego jedne treści są naszym zdaniem dobre, a inne złe. Dlaczego jedne postawy są pozytywne, a inne szkodliwe. Kiedy nauczymy dzieci krytycznego korzystania z sieci, wtedy z mniejszym prawdopodobieństwem będą ulegały szkodliwym treściom i wzorcom.
Fotografia: Artem Podrez, Pexels
Fanostwo
Alicja zwróciła mi uwagę na jeszcze jeden ciekawy aspekt followania influencerów i influencerek.
– Doceniam aspekty twórcze fanostwa. Podoba mi się na przykład to, że Basia robi swoje edity*, zamiast patrzeć na cudze. Próbuję pchać ją w stronę aktywności, nie biernej konsumpcji.
To prawda, że to, co robią influencerzy i influencerki, może stać się inspiracją do własnej działalności. Inna znajoma opowiadała mi niedawno, że jej dzieci zainteresowały się gotowaniem dzięki gwiazdom z TikToka.
– Dziś robiłyśmy pyszną nutellę z przepisu jednej z nich – mówi.
Świetnie to znam, bo u nas w domu też ciągle próbujemy ciekawych dań z całego świata, które moje dziewczyny podejrzały na TikToku i które potem same zrobiły. Nie mówiąc o tym, że instrukcje są po angielsku, którym, jak obserwuję, posługują się z coraz większą swobodą. Dzięki słuchaniu i czytaniu postów (krótkich, bo krótkich, ale jednak) anglojęzycznych influencerów poprawiły się ich lingwistyczne kompetencje.
Wiem też od znajomych, że dzieci uczą się od swoich idoli. Gamerzy i gamerki tego, jak przechodzić kolejne etapy gry i eksplorować ich różne funkcje. Młode programistki i młodzi programiści programowania. Artyści i artystki – malowania. Choć trudno nam to pojąć, dzieci naprawdę zdobywają wiedzę w mediach społecznościowych.
Rok temu podczas totalnego lockdownu dzięki córkom odkryłam, że na TikToku jest ortodontka, która doradza osobom noszącym stałe aparaty, jak sobie z nimi radzić, gdy nie można pójść do specjalisty. Kilka miesięcy później okazało się, że moje dziewczyny wiedzą więcej o wynikach wyborów prezydenckich w USA z TikToka niż ja z mediów!
Zdążyłam się też zorientować, że dzieci wiedzą mnóstwo o zarobkach gwiazd mediów społecznościowych. Ze swobodą operują pojęciem net worth*, znają rankingi najzamożniejszych influencerów i influencerek, ich roczne dochody, wartość firm przez nich założonych, wysokość kontaktów reklamowych (które nazywają „współpracą”). Pamiętają przy tym, kto ma ile obserwujących na TikToku i Instagramie, i kalkulują, komu w jakim tempie ich przybywa. Jest to więc potężna dawka informacji, które potrafią nie tylko przyswoić, ale też analizować. Właściwie czym to się różni od wyników sportowych, które zapamiętują ich rodzice czy dziadkowie? – zastanawiam się.
– W tym internecie to nie jest samo zło – mówi w podobnym tonie Marcin Matych. – A w ogóle to przestańmy narzekać. To nie są gorsze czasy, zawsze są jakieś czasy.
– My w dzieciństwie zbieraliśmy puszki – śmieje się Łukasz Wojtasik.
– I papierki po czekoladach – dodaję.
Rzeczywiście. Czy to było bardziej wartościowe i rozwijające niż oglądanie i naśladowanie gwiazd internetu?
Fotografia: Gustavo-Fring, Pexels
Bądźmy z nimi w sieci
Po serii rozmów o influencerach upewniam się w tym, że to naszą, rodziców, rolą jest to, żeby nauczyć dzieci internetu. Nauczyć odróżniania prawdy od nieprawdy, wybierania rzeczy zgodnych z naszymi wartościami, krytycznego myślenia.
Ale żeby to robić, musimy się orientować, co robią w internecie nasze dzieci. Tymczasem, jak wynika z wiedzy Łukasza Wojtasika z FDDS, większość rodziców nie ma pojęcia, co dokładnie robią i oglądają w internecie ich córki i synowie. – Zwykle wiemy tylko, że grają lub siedzą na YouTubie czy TikToku – mówi wprost.
Coś w tym jest, prawda? Martwimy się, że dzieciaki marnują czas na bezwartościowe treści, że podpatrują, a potem naśladują ludzi, którzy – naszym zdaniem – nie robią niczego, co zasługuje na uwagę. Tymczasem o wiele poważniejszym problemem jest to, że mogą się tam natknąć na treści niebezpieczne. Patostreamerzy*, libacje alkoholowe, przemoc, groźne pranki i challenge’e*. Jak ochronić nasze córki i synów przed takimi treściami i ich wpływem?
Z młodszymi dziećmi sprawa jest nieco prostsza: filtrowanie treści i kontrola rodzicielska może rozwiązać problem. Z nastolatkami to już większe wyzwanie. Nie da się ich kontrolować, bo ich życie jest w sieci. Co więc robić?
– Tym bardziej trzeba rozmawiać – odpowiada Łukasz Wojtasik. – Uważny kontakt z dziećmi jest kluczowy. Jeżeli są w domu, komentujemy otaczającą nas rzeczywistość, rozmawiamy o wartościach, jeżeli mówimy, że przemoc jest zła, że trzeba szanować ludzi, to nawet jak dziecko obejrzy w sieci przemocowe sceny, to nie będzie ich naśladowało, będzie potrafiło zareagować.
– Tylko nie zawsze my, dorośli, się o tym dowiemy – wzdycham.
– Nie będziemy nigdy w pełni na bieżąco z tym, co dzieci robią w internecie – przyznaje Wojtasik. – Ale warto próbować o tym rozmawiać. Na ile się da. „Jakich youtuberów oglądasz? Co ciekawego mają do powiedzenia? Co w tej grze cię tak fascynuje? Wbrew pozorom dzieci lubią się dzielić swoim światem online, jeżeli jesteśmy autentycznie ciekawi i otwarci.
Dla mnie najważniejszy wniosek z tej całej rozkminy brzmi: towarzyszyć dzieciom w ich internetowych peregrynacjach. Nawet jeśli nie bardzo mają na to ochotę, nie poddawać się. A jak już się to uda, nie oceniać tego, co je aktualnie fascynuje. Co nie znaczy, że nie można o tym rozmawiać – wręcz przeciwnie, trzeba, byle tak po ludzku, nie ex cathedra.
A jak ktoś dalej nie może pogodzić się z tym, że jego syn chce wydać całe swoje oszczędności na buty sygnowane przez gwiazdę albo córka próbuje robić przed wyjściem na rower sceniczny makijaż jak jej idolka, pozostaje mu zawsze zacisnąć zęby i poczekać. To kiedyś minie. Tak jak moda na lody Ekipy, które w końcu przestały być sensacją. Ich smak nie oszałamia, a papierki po nich – jak to papierki – lądują w koszu.
Słowniczek (opracowała Marianna Żylik, córka autorki tekstu)
Arianator – fan, fanka piosenkarki Ariany Grande.
Boomer – lekceważące określenie osoby dorosłej, która nie rozumie młodych ludzi.
Challenge (ang. ‘wyzwanie’) – rodzaj gry w sieci, do której zaprasza się kolejne osoby, a która polega na wykonywaniu jakiegoś zadania, np. Ice Bucket Challenge, selfie z najwyższego miejsca w okolicy czy… udawanie mrożonego kurczaka. Pomysły bywają zabawne, ale i niebezpieczne – jak np. nakładanie na głowę wypełnionej wodą prezerwatywy czy zjedzenie kapsułek do prania.
Dominik Rupinski – młodzieżowy influencer i youtuber.
Edit – przygotowany (zedytowany) przez siebie materiał (np. filmik, zdjęcia lub montaż zdjęć) do zamieszczenia w mediach społecznościowych.
Followować – obserwować czyjeś konto/profil w mediach społecznościowych.
Net worth (ang. ‘wartość netto’) – wartość marki osobistej w internecie oceniana m.in. na podstawie liczby followersów, liczby lajków, liczby udostępnień materiałów publikowanych przez daną osobę w sieci.
Patostreamer – od słów „patologiczny” i „streamer” (osoba, która transmituje na żywo w sieci); ktoś, kto zamieszcza w internecie treści, w których pokazuje niebezpieczne, obsceniczne, obraźliwe czy wulgarne zachowania lub działania, a także zachęca do takich działań. Są to np. libacje alkoholowe, przemoc, groźby, agresja, a nawet zachowania seksualne.
Prank – żart, psikus zrobiony komuś, nagrany i opublikowany w sieci.
Team X i Ekipa – projekty internetowe w których grupa influencerów mieszka w jednym domu i wspólnie nagrywa filmy na YouTube’a i TikToka, piosenki, teledyski itp., podbija zainteresowanie sobą kolejnymi działaniami publikowanymi w mediach społecznościowych, ponadto produkuje firmowane przez siebie ubrania, gadżety, produkty (w tym słynne lody).