Czemu boimy się lasu? Chodzi o ciemność, zwierzęta, owady, nieznane odgłosy? Las jest jak kraina archetypów. Czają się w nim potwory, ale – dobra wiadomość – są tylko w naszej głowie! Żeby przełamać ten lęk, warto go najpierw zrozumieć. A potem powolutku przezwyciężać.

Kiedy byłam mała, bałam się szczypawek. Zbierając czarne porzeczki w naszym ogródku działkowym, bardzo się martwiłam, że wejdą mi na ręce i… Nie mogę sobie przypomnieć, co w zasadzie miały mi zrobić, ale chyba przerażały mnie okazałe szczypczyki na ich odwłoku i sama nazwa.

Skorka pospolitego zaczęto określać szczypawką chyba właśnie na podstawie przekonania, że może człowieka dotkliwie ukąsić. Nic podobnego! Ostre narzędzie służy mu jedynie do imponowania samiczkom, a także nacinania fragmentów roślin, którymi się żywi. Faktycznie, żaden skorek nigdy mnie nie uszczypnął… Teraz, kiedy znajdę jakiegoś pomiędzy przyniesionymi skądś owocami, wypuszczam go na dwór.

W lesie raczej nie spotykałam szczypawek. Nie pamiętam też, żebym czegoś szczególnie się tam obawiała. Zawdzięczam to rodzicom, którzy swobodnie wchodzili w różne leśne zakamarki bez choćby cienia lęku. Możliwe, że trochę niepokoiły mnie pająki, które szybko przebiegały pomiędzy liśćmi i moimi stopami. Ich zwinność, ciemny kolor i fakt, że tak szybko się poruszały, sprawiały, że nie czułam się z nimi do końca komfortowo. Musiało minąć wiele lat, żebym zamiast z niepokojem odstawiać stopę, koło której się pojawiały, zaczęła się im przyglądać z zaciekawieniem.

Fotografia: Annie Spratt, unsplash.com

Las emocji

Pamiętam, kiedy już jako dorosła kobieta pierwszy raz szłam sama tropem wilków. Słońce zaszło co najmniej godzinę wcześniej, a ja zabłądziłam w nieznanym mi lesie, w obcych górach (mieszkałam wtedy w Warszawie). W którymś momencie je zobaczyłam – klasyczne, wręcz eleganckie ślady wilczych łap świeżo odbite w mokrym śniegu, układające się w łańcuszek zwany sznurowaniem. Dwa dorosłe wilki szły tą drogą przede mną tylko chwilę wcześniej.

Ogarnęło mnie uczucie ekscytacji, a moje ciało przeszył dreszcz. Gdzieś z tyłu głowy – może na poziomie komórkowym, w pamięci genowej ­– czaił się pierwotny niepokój, ale na zewnątrz przepełniały mnie ciekawość i podniecenie.

Zastanawiałam się, czy patrzą teraz na mnie spomiędzy drzew, tak dobrze zakamuflowane, że nie mam szansy ich dostrzec, za to one doskonale słyszą każdy mój ruch i świetnie czują zapach. Pomimo jakiegoś strachu chciałam, żeby były w pobliżu. Nie wiem co prawda, jak zareagowałabym, gdybym faktycznie zobaczyła ich błyszczące ślepia.. Przypuszczam, że gęsią skórką na ciele, ale i potężną radością.

Zaledwie noc wcześniej usłyszałam ich wycie, w oddali, ale wyraźnie. Uchyliłam okno pokoiku, w którym nocowałam, i nasłuchiwałam. Wycie było przepiękne, magiczne, wprawiające duszę w wibracje. Podejrzewam, że coś upolowały, bo odzywały się po kolei, najpierw dorośli, a potem wspólnie – wilcza młodzież. Albo dopiero się na to polowanie skrzykiwały. W tym momencie towarzyszył mi tylko zachwyt, bo byłam bezpieczna – w ciepłym domu, „chroniona” czterema ścianami. Tak w każdym razie przetwarzała to moja głowa. Bo większość naszych lęków rozgrywa się właśnie w niej – zaczyna i kończy w naszej podświadomości albo w wyobraźni. Często z rzeczywistością mając niewiele wspólnego.

Kasia Simonienko, psychiatrka, autorka książek poświęconych leśnym kąpielom, m.in. LasoterapiaNerwy w las, powiedziała mi kiedyś: „Las jest jak podświadomość, można w nim znaleźć skarby, różne zasoby, ale i potwory: lęki, wyparte przekonania. Działa jak wielka kraina archetypów, ale kiedy dobrze się go pozna, okazuje się, że nie ma się czego bać. To wzmacnia poczucie wewnętrznej siły”.

Istnieje nawet specjalny nurt pracy z młodzieżą, wykorzystujący potencjał, jaki niesie w sobie natura – wilderness therapy, czyli terapia poprzez dziką przyrodę. Polega na tym, że grupa wyszkolonych opiekunów, w tym terapeutów, zabiera młodych ludzi w dzicz, gdzie przez kilka dni muszą sobie radzić bez cywilizacji, polegając tylko na sobie nawzajem i na sobie samych. To doświadczenia, które działają na zasadzie: skoro poradziłam sobie z rozpaleniem ognia/burzą w lesie, poradzę sobie ze wszystkim!

W krainie Baby-Jagi

Las to kraina archetypów, „tego, co pierwotne, dzikie, związane z nieokiełznaną naturą, niepodlegającą kontroli i wolną” – napisała znajoma psychoterapeutka Małgosia Rychert-Kita. Dodała: „W baśniach las często jest miejscem zanurzania się bohatera w samego siebie – tego nierozpoznanego. Lęk może być spowodowany skojarzeniem wchodzenia w coś nieznanego, więc potencjalnie niebezpiecznego. Dla ludzi żyjących w miastach las często jest czymś zupełnie zaskakującym. Nieoczywistym. Jest cichy, myśli i emocji nie zagłusza zgiełk. Zmusza do konfrontowania się ze sobą”.

Także słynny amerykański pisarz i dziennikarz Richard Louv w swojej książce Ostatnie dziecko lasu pisze o tym, że współcześnie to sam las często staje się obcym, „Babą-Jagą, zastępującą inne, trudne do zidentyfikowania powody do strachu”. W ten sposób to, czego się boimy, przestaje być abstrakcyjne, zyskuje namacalną formę. Czasem wciela się w istoty – na przykład napiętnowane w naszej kulturze wilki, a je, w przeciwieństwie do nierozpoznanych problemów emocjonalnych, można „zwalczyć”.

Fotografia: David Clifford, unsplash.com

Nie wywołuj licha z lasu

Nie ma co się dziwić, że te strachy w nas żyją. Od dawien dawna las reprezentował obcego, miało się w nim czaić coś groźnego i niebezpiecznego, zwykle w ciemności albo gęstym borze. Te opowieści pochodzą z czasów, kiedy zamieszkaliśmy w osadach, otoczeni ścianami z drewna, ale już ściętego, zaczęliśmy hodować zwierzęta, którym zagrażały te żyjące w kniejach, mniejsze i większe drapieżniki, przedstawiane od wtedy jako bestie.

Kolejnymi strachoopowieściami syciła nas kultura, z czasem również ta popularna. Podstępna wiedźma, obowiązkowo z brodawką na nosie – Baba-Jaga – zawsze mieszkała w chatce w głębi lasu, do której zwabiała dzieci… Z czasem ten motyw przejęła kinematografia. Przemysł filmowy zorientował się, że na strachu przed lasem można świetnie zarabiać, powstały m.in. takie filmy jak Blair Witch Project – w skrócie to las, zagrożenie i ludzie przerażeni odgłosem trzaskających gałązek!

Owszem, w lesie często coś trzaska, kiedy jakiś zwierzak nastąpi na suchy patyk, piszczy, trzeszczy… Fani takich produkcji kinowych byliby jednak przede wszystkim zdziwieni tym, jak spokojnie jest w lesie nocą. Choć oczywiście wiele się tam wtedy dzieje i komuś, kto nigdy nie słyszał głosu puszczyka, puchacza, ryczącego jelenia czy nawet liska i nie umie ich rozpoznać, mogą się one wydawać przerażające. Ale nawet jeśli są przerażające, nie są niebezpieczne, nie same w sobie. Często więc lęk przed lasem jest zaszczepiony – przez dziadków, rodziców, kulturę, ale irracjonalny i wyolbrzymiony. Zdarza się, że przybiera ekstremalną formę – panicznego strachu nazywanego hylofobią. Ale czasem też najzwyczajniej w świecie wynika z tego, że nie mamy doświadczenia w kontakcie z lasem.

Nazwać i oswoić niepokoje

Jak sobie radzić z tym lękiem? – Po pierwsze, uświadomić go sobie. W końcu przemawiają przez nas nasze najbardziej pierwotne instynkty – radzi Małgosia Rychert-Kita. – Dobrze dać im czułość i uwagę. Czego się boję? Czy mój lęk jest racjonalny? Czy chcę sobie z nim jakoś poradzić, czy wolę iść na spacer do parku? W las można wchodzić powoli, stopniowo. Podczas kolejnych wizyt pogłębiając i krok po kroku oddalając się od głównych ścieżek.

Jednym z najpiękniejszych doświadczeń w leśnej przygodzie może być zabawa w uważność – mówi psychoterapeutka. – Siadamy pod drzewem i wyostrzamy kolejne zmysły. Najpierw patrzymy uważnie. Na strukturę drzew, na ściółkę, na krzaczki i żyjątka. To zdumiewające, ile rzeczy można zobaczyć, kiedy NAPRAWDĘ się patrzy…

Potem zamykamy oczy i wyostrzamy słuch… Las jest pełen tajemniczych szelestów, szumu wiatru wśród konarów drzew, odgłosów owadów, zwierząt.

Krok po kroku w dzikość

Ja ze swoimi lękami mierzyłam się stopniowo, coraz głębiej i głębiej wchodząc w dziką przyrodę. Kilka lat potem, kiedy pierwszy raz szłam sama wilczym tropem, wybrałam się, znów sama, w inne góry, w miejsce, gdzie rośnie sporo drzew owocowych. Był koniec września, wiedziałam już, że niedźwiedzie o tej porze najadają się jabłkami i śliwkami na zimę. Momentami szłam bardzo dzikimi ostępami leśnymi, na przełaj, wkoło pełno gęstych krzaczorów. Nie pozostało mi nic, jak tylko co jakiś czas podśpiewywać albo wydawać z siebie nieco niepewne „hop hop!”, jak nauczył mnie wcześniej pewien znajomy biolog.

Bo najgorsze, co można zrobić, to dzikie zwierzę zaskoczyć – wtedy nieważne, czy mamy do czynienia z borsukiem, kozłem sarny, czy dzikiem, przestraszony i w szoku, może spróbować zaatakować. Na szczęście dla nas większość zwierząt ma naprawdę świetnie wyczulone zmysły, doskonały słuch, węch albo wzrok i panicznie się nas boi, dlatego uciekają, zanim my zorientujemy się, że były w pobliżu. Po kilku samodzielnych wyprawach zauważyłam jedną prawidłowość – nie przestałam „bać się” bliskiego, niespodziewanego spotkania z niedźwiedziem, ale nie myślałam o nim już tak dużo, coraz odważniej szłam w las. Wynikało to z tego, że wiedziałam, jak mam się zachować w sytuacji spotkania z tym zwierzęciem, po części także z coraz lepszej znajomości jego zwyczajów, aż wreszcie ze zwyczajnej wprawy i oswojenia z lasem, w którym mieszkają największe dziko żyjące drapieżniki Europy.

Fotografia: Sebastian Unrau, unsplash.com

Wiedzieć i sprawdzać

Jeśli więc wy sami albo wasze dzieci nie czujecie się w lesie pewnie lub boicie się jakiegoś jego konkretnego elementu czy mieszkańca, spróbujcie najpierw jak najwięcej się o nim dowiedzieć. Jeśli chodzi o jakieś zwierzę, poczytajcie, kiedy jest aktywne, co robi w ciągu dnia, a co nocą, co je i gdzie mieszka. Sprawdźcie, jak należy się zachować w razie spotkania z nim – w ten sposób będziecie na nie lepiej przygotowani. Jest szansa, że w trakcie tych poszukiwań zapomnicie o lęku i uruchomicie ciekawość szperaczki i odkrywczyni.

A jeśli lęk dotyczy ciemności, na początek wybierajcie się do lasu za dnia albo po zmroku, w większej grupie i z latarkami. Może z czasem odważycie się ją na chwilkę zgasić, żeby zapatrzyć się na rozgwieżdżone niebo?

Przy wsparciu innych

Na początek dobrze jest skorzystać z czyjegoś wsparcia i przewodnictwa, np. w formule warsztatu ekologicznego. – Osoba prowadząca takie zajęcia może zadawać pytania i aranżować warunki, w których będziecie odkrywać różne rzeczy, pozwala „adeptowi” dzielić się swoim przeżyciami, wątpliwościami, lękami – powiedział mi kiedyś Ryś Kulik, dr psychologii, który prowadzi warsztaty „Leśne Zgromadzenie”. Przyznał, że on również swoje lęki oswajał stopniowo. – Przyroda, oprócz tego, że jest piękna i przyjazna, bywa też niebezpieczna, groźna, potrafi być – mówiąc po ludzku – źródłem cierpienia – zauważa Kulik.­ – Cała nasza cywilizacja to próba zmniejszenia ilości cierpienia, dlatego żyjemy w kapsułach, bo tu warunki są zawsze takie same, nic złego nas tu nie spotka.

Tyle że nie spotka nas także nic niezwykłego! A czy w lesie faktycznie może was spotkać coś złego? Tak jak wszędzie! Ale unikniecie tego, jeśli będziecie zachowywali się odpowiedzialnie i rozważnie – nie będziecie podchodzili zbyt blisko zwierząt, idąc przez gęsty młodnik, będziecie wystarczająco „głośni”, tak aby zwierzęta mogły was usłyszeć i uciec, nie będziecie dotykali ani jedli roślin, których nie znacie. Z czasem na tyle oswoicie się za lasem, że wszystko to stanie się naturalne.

***

Poznałam kiedyś dziewięcioletnią dziewczynkę, która bardzo bała się mrówek. Mimo to przyjechała na obóz do lasu. Kiedy do niego wchodziła, zawsze zakładała czerwone gumiaczki. Po kilku dniach obcowania z mrówkami na co dzień, obserwacji tych zwierząt i tego, jak inni np. biorą je na dłonie, powiedziała, że już się ich nie boi, i faktycznie przestała nerwowo strzepywać je z butów. Bądźcie jak ta dziewięciolatka. Bójcie się i róbcie!

Ten tekst nawiązuje do 23. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 23 / IDŹ W DZICZ

Ten tekst nawiązuje do 23. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 23
IDŹ W DZICZ