O wprowadzaniu zasad w karnawale, mówieniu 30 razy „nie” i oddawaniu dziecku odpowiedzialności rozmawiają Alicja Niewęgłowska i Maria Majewska, mamy i trenerki Familylab.

Alicja Niewęgłowska: Od lat jeździmy latem na kilka dni nad morze, w to samo miejsce. Wzdłuż promenady jest mnóstwo budek z goframi i lodami, straganów z zabaweczkami, namiotów z automatami do gry. To takie kuszące rzeczy, a moje dzieci, choć same mówią, że to „festiwal badziewia”, to je uwielbiają. Nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie czasem np. pograły, ale to mogłoby nie mieć końca… Więc ćwiczymy odmawianie.

Marysia Majewska: To pewnie dość intensywny trening? Ja nie znoszę takich miejsc, ale nie dlatego, że będę musiała ciągle odmawiać dzieciom, tylko dlatego, że to jest potwornie przebodźcowujące, i to na różnych poziomach. Cały czas coś miga, gra, brzęczy. Dzieciom trudno się z tym zmierzyć, bo to jednocześnie kusi, nęci i męczy. Właśnie dlatego, w ramach dbania o siebie, zawsze na urlop wybieram takie miejsca, w których jest mało tego typu atrakcji. Dla mnie ważne są cisza i spokój, tak żebym mogła skontaktować się sama ze sobą. Za to moje dzieci lubią te stragany i dlatego umawiam się z nimi, że jednego dnia wybierzemy się rowerami do takiej miejscowości, pójdziemy do restauracji, którą one lubią, pójdziemy na stragany… i to jest dla mnie OK. Mają określoną sumę pieniędzy, którą mogą wydać. I jak któreś chce kupić sobie totalne badziewie, to nie ma miejsca na moje: „Naprawdę chcesz to kupić?”.

Alicja: To jest jakieś rozwiązanie. Ale wakacje to w ogóle specyficzny czas, niezależnie, gdzie je spędzamy.. W ciągu roku szkolnego, kiedy idę z dziećmi do parku, po drodze kupujemy lody. I jak wracamy, one znów o nie proszą. Mówię „nie” i nikt z nim nie dyskutuje. Na urlopie jest już całkiem inaczej…

Marysia: Bo to czas karnawału.

Alicja: Właśnie! Chodzimy później spać, później wstajemy – bo możemy. Dlatego nad morzem mam w sobie luz – a niech sobie zagrają tę partyjkę w cymbergaja. Nawet staramy się zorganizować dwie dwuzłotówki. Zgadzam się z tym, że to bardzo męczące, i kiedy spędzam w namiocie z automatami dłużej niż 15 minut, pęka mi głowa. Ale to jednak dla nich wyjątkowa sytuacja, bo przez resztę roku w ogóle nie mają takich rozrywek.

Czy wprowadzać zasady w karnawale?

Marysia: Niektórzy rodzice, nawet w karnawale, wprowadzają jednak jakieś zasady, np. jedna gra albo jedne lody dziennie. Inni – zupełnie nie. I obie opcje są OK, jeśli wynikają z naszych potrzeb.

Alicja: Ja nie przepadam za zasadami. Czuję, że jak któregoś dnia złamałabym zasadę dotyczącą np. jednego loda dziennie, a to by się na pewno stało, to potem moje dzieci mówiłyby: „Raz już zmieniłaś zasady, dziś też zjedzmy dwa albo trzy lody”. Ale wiem, że wielu rodzicom zasady pomagają.

Marysia: Sama nie lubię sztywnych reguł, ale jak ktoś je lubi i są dla niego naturalne, czemu nie? Mnie zdarza się za to tworzyć wakacyjne rytuały, nie planuję ich wcześniej, po prostu się pojawiają. Kiedy nad morzem znajdziemy np. jakąś przyjemną kawiarnię, to po prostu do niej chodzimy codziennie po południu na ciastka albo lody. I wtedy umawiam się z dziećmi, że gdzie indziej nie kupujemy już ciastek. Z ciastkami się zwykle udaje, z lodami już różnie bywa. Kilka lat temu w miejscu, gdzie spędzaliśmy urlop, do sklepu spożywczego przywożono rano pyszne drożdżówki. Kupowaliśmy je codziennie w drodze na plażę. I nic innego nie było nam potrzebne. To wyszło naturalnie.

Czy tłumaczyć swoje decyzje?

Alicja:  Kiedy nie odmawiam, bo sama czuję, że to wyjątkowy czas, to jest to OK. Ale jak jednak czegoś odmawiam, to co z potrzebą podawania powodów swojej decyzji?

Marysia: No jasne, czas karnawału to jedno, a drugie – że niezależnie od tego wszystkiego coś dla ciebie może być w porządku, a coś innego już nie. Jeśli zgadzasz się, bo naprawdę nie widzisz problemu, to jest to autentyczna zgoda. Gorzej, jeśli boisz się odmówić, bo np. nie chcesz kolejnej awantury. Bo wtedy mówisz „tak” wbrew sobie. Ja, jeśli czuję, że się nie zgadzam na coś albo czegoś nie chcę, to mówię „tak” sobie, co może oznaczać „nie” dla dziecka. I uważam, że nie ma co wchodzić wtedy w uzasadnianie i tłumaczenie swojej odmowy, choć sama jestem do tego przyzwyczajona i często łapię się na tym, że robię to automatycznie. Ale jeśli jestem w dobrej formie i mam zasoby, to nie wdaję się w dyskusje. Jestem matką i decyduję. I spokojnie mogę się zmierzyć z frustracją dzieci, dać im czas i miejsce na nią. Bo ona też jest potrzebna.

Jesper Juul mówi o tym bardzo klarownie – dzieci wiedzą, czego pragną, a rodzice wiedzą, czego dzieci potrzebują. Nie zawsze to się pokrywa. I na tym polega trudność przywództwa. Dzieci naprawdę nie przestaną nas kochać, jeśli nie kupimy im kolejnego gofra.

A tłumacząc, podając te nasze racjonalne powody, niejako obciążamy je współodpowiedzialnością za nasze decyzje. Mówimy np. „Nie, bo nie mam pieniędzy, zobacz, ile to kosztuje”.

Alicja: Wyobrażam sobie, że powiem mojej córce: „Nie, bo nie mam pieniędzy”, a ona mi natychmiast powie: „Ale ja mam swoje”.  I to jest szach-mat. Ona dostaje pieniądze od dziadka na swoje zachcianki nad morzem i potem ja, używając tego argumentu, jestem kompletnie niewiarygodna i nieautentyczna. Z drugiej strony – dziecko, które słyszy np. o braku pieniędzy, może myśleć, że czegoś nie rozumie albo się z czymś nie liczy.

Marysia: Może pojawić się w nim poczucie winy. Bo z jednej strony ono ma chęć, która jest niezaprzeczalna, a z drugiej strony słyszy ode mnie, że z tą chęcią jest coś nie tak. A przecież to jest moja odpowiedzialność, na co wydaję pieniądze. Wolę, żeby moje dziecko mierzyło się tylko z tym, że czegoś bardzo chce, ale jego pragnienie nie jest zaspokojone i tyle. Oczywiście zaczyna się wtedy złość, frustracja, czasem negocjacje. Dla mnie ważne jest, żeby to zauważyć, powiedzieć: „OK, widzę, że jesteś zły/zła, bo naprawdę bardzo chcesz tego loda”, i dać dziecku przestrzeń na przeżycie tych emocji i wyrażenie ich. One miną, a dziecko zajmie się czymś innym.

To może jednak stałe zasady?

Alicja: Tu można pomyśleć znów o stałości zasad. Może dzięki niej to by się w ogóle nie działo?

Marysia: Na pewno w niektórych rodzinach może to tak działać, w innych jednak nie. I to jest wspaniałe. Chociaż mam wrażenie, że nawet tam, gdzie są ustalone zasady typu dwa lody dziennie, rodzice i tak czasami muszą się odnieść do prośby o trzecie. Nie znam wielu dzieci, które nie próbowałyby zmieniać zasad albo namawiać rodziców do wyjątku. Więc ostatecznie i tak z odmawianiem przyjdzie się nam zmierzyć.

Alicja: I bardzo dobrze, bo właśnie mówiąc to nasze „nie” albo „tak”, uczymy się wszyscy o swoich granicach. I o tym, że bywa różnie. Ale też że to rodzice są przywódcami stada, oni decydują. Choć bywa to piekielnie męczące i każdy chyba czasem marzy o jakimś magicznym sposobie, żeby nie musieć się z tym mierzyć.

Marysia: Mam dużo wyrozumiałości dla siebie i innych rodziców. Pamiętam, jak byłam kiedyś nad morzem sama z trójką dzieci. One miały wtedy półtora roku, pięć i pół i siedem lat. I w drodze na plażę musiałam codziennie powiedzieć „nie” z 30 razy. Nie – nie kupię loda, gofra, piłki. Miałam potem ochotę tylko leżeć na piasku. Marzyłam, żeby już nikt się do mnie nie odzywał, i miałam takie poczucie, że powrót tą samą drogą mnie całkowicie przerośnie.

A co z innymi? Czy dopasowywać się do ich zasad?

Alicja: Jest jeszcze jeden wątek. Inne rodziny, z którymi spędzamy wakacje.

Marysia: To prawda, czasem znajomi rodzice mówią „nie” swoim dzieciom w sytuacji, w której ty swoim chcesz powiedzieć „tak”.  Np. odmawiają im lodów, a ty nie masz nic przeciwko kolejnej kulce. I teraz – wobec kogo masz być lojalna? Wobec siebie, swoich dzieci czy tych znajomych? I w drugą stronę – oni mówią „tak”, a ty chcesz powiedzieć „nie”.

Alicja: Zastanawiasz się, jak wypadniesz jako matka, która odmawia dzieciom wakacyjnej przyjemności.

Marysia: Myślę, że w takiej sytuacji przede wszystkim dobrze być w zgodzie i w kontakcie ze sobą. Jakoś sobie to ułożyć w głowie: „OK, oni się zgodzili, a ja się nie zgadzam i uważam, że to jest OK. To wywoła frustrację u moich dzieci, ale jakoś się z tym zmierzę”. Mam takie doświadczenia, że jeśli ta odmowa jest naprawdę moja, to przez to jakoś przejdziemy. Można się też oczywiście wcześniej umówić z dziećmi albo ze znajomymi – ale tu naprawdę uważnie przyglądałabym się, jaka za tym stoi motywacja. Kogo nie chcę zawieść, czy nie chodzi przypadkiem tylko o mój wizerunek? Ale rozumiem ludzi, którzy w każdej sprawie mają zupełnie inaczej niż ja. Uważam, że najważniejsze to umieć znaleźć równowagę.

Alicja: Także w czasie karnawału.

Zapoznaj się z najnowszym 45. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 45 / DO DZIEŁA!

Zapoznaj się z najnowszym 45. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 45 / DO DZIEŁA!