Lato to czas, w którym – wydawałoby się – ubraniowy luz pozwala się cieszyć włażeniem na płoty, skakaniem przez kałuże, kieszeniami pełnymi muszelek. Ale co zrobić, gdy córka ciągle dopytuje, czy strój dobrze na niej leży? Gdy chce wyjść na podwórko w bluzce tak zwiewnej, że aż prześwitującej? Kiedy kostium kąpielowy, który wybiera w internecie, ma wszyte fiszbiny? I jak, rozmawiając z nią o znaczeniu ubrań, nie wspierać kultury, która to właśnie w strojach doszukuje się usprawiedliwienia dla przekraczania cudzych granic?

Kiedy moja córka dostała od swojej ulubionej cioci wakacyjny zestaw ubraniowy: spodenki i bluzkę, miałam naprawdę duży kłopot z odpowiednią reakcją na tę sytuację.

– Mamo, zobacz, jaki ładny strój! Ciocia powiedziała, że jest idealny na lato! Chcę go założyć i wyjść na dwór! Teraz! – krzyknęła radośnie.

Uśmiechnęłam się, powstrzymując napływające do głowy słowa i głaszcząc materiał, zastanawiałam się, jaka właściwie powinna być moja reakcja. Przecież nie powiem dwunastolatce, że będzie w tym wyglądała prowokująco, bo szorty są tak cienkie i białe, że aż prześwitujące, a zwiewny topik nawet nie zakrywa pępka.

Chciałabym odpowiedzieć: – Cieszę się, że ci się podoba, w takiej krótkiej bluzeczce poczujesz, że są wakacje – ale te słowa też zupełnie nie przechodziły mi przez gardło.

Zaczęłam za to analizować, czy taka odpowiedź ma w ogóle rację bytu w społeczeństwie, w którym dziś żyjemy?

I co z tą „ubraniową prowokacją”? Ubranie to ubranie, dziecko – jak i każdy/każda z nas – powinno mieć prawo założyć to, co mu się podoba.

Czy jeśli zamknę dyskusję w sformułowaniu: „nie zakładaj tego, bo będziesz wyglądała prowokująco” przemówi przeze mnie lęk i troska czy może brak zrozumienia do autonomii córki? A może coś jeszcze innego? Jestem jednak matką i jako matka chcę ją chronić przed niebezpieczeństwami na wszelkie sposoby – może nieraz niewłaściwie rozpoznając źródła zagrożeń albo niewłaściwie ubierając myśli w słowa. Czy tak byłoby w tym przypadku?

Nie chcę przecież swoimi słowami współtworzyć świata, w którym istnieją prowokujące ubrania.  Chcę bezpieczeństwa dla osoby, którą kocham i o której bezpieczeństwo jestem zobowiązana się troszczyć.

Na szczęście córka, zachwycona prezentem, nie zauważyła mojej konsternacji, a wspierana burzą hormonów z szybkością błyskawicy zmieniła plany ubraniowe. Mnie jednak ta sytuacja dała mocno do myślenia. Zastanawiam się ciągle nad społecznym kontekstem wolności ubierania, której zawsze zaciekle broniłam. Porozmawiałam o tym z mężem. On zerknął na ten letni zestaw i stwierdził tylko: – Nie może wyjść w tym na ulicę! Będzie wyglądać jak Lolita!

Nie zabrzmiało to jak komunikat rodzicielski, który daje wsparcie i rozwiązuje problem. Z pewnością jednak też zakorzenione było w trosce. Może również w zwyczajnym lęku o córkę? Pomyślałam: czy moja córka naraża się w takim ubraniu na większe niż jej koleżanki niebezpieczeństwo niechcianych zaczepek z podtekstem przemocy seksualnej (bo potencjalni agresorzy mogą właśnie na jej strój zwrócić uwagę)? Czy nie powinna w takim razie być bardziej ostrożna i mniej widoczna? Skoro to tylko na nią i jej zachowanie mogę mieć w tej chwili jakikolwiek bezpośredni wpływ. I skąd się w ogóle bierze moje przypuszczenie, że „odpowiedni” strój może stać się jej pancerzem ochronnym? Skąd we mnie to przeświadczenie?

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!

Zajrzyj do najnowszego 42. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 42 / GOTOWE, START!

No dobrze, to jaka powinna być (nawet nie wzorowa, bo nie oszukujmy się, jesteśmy tylko ludźmi, ale poprawna) reakcja rodzica, który wie, że ponad jedna trzecia dziewczynek w Polsce doświadczyła przemocy seksualnej i że prawie 70 proc. wszystkich zgłoszonych (do czego przecież dochodzi rzadko) napaści seksualnych (w tym na osoby dorosłe!) przytrafia się dzieciom w wieku 17 lat i poniżej? [1]

Czy powinnam powiedzieć dwunastolatce, że takie niebezpieczeństwo jest i będzie stałym elementem jej życia? Nie przechodzi mi to przez gardło, chyba dlatego, że bardzo nie chcę dla niej świata, w którym trzeba w ten sposób myśleć o swoim ciele.

Jednocześnie wiem, że dane z badań wskazują na to, że właśnie w takim świecie żyjemy. I jak z troski nie zająć autorytarnej i władczej pozycji? Czy rozbudzę w córce ostrożność, czy może raczej bunt? Poważnie myślę o zapisaniu jej od września na krav magę, ale co w lecie, na obozie, na wycieczce, na którą pojedzie sama…?

W lustrze spojrzeń innych

Wiem, że ciocia mojej córki nie chciała swoim prezentem wywołać takiego zamętu, czy – wracając do narracji tak mocno osadzonej w kulturze obwiniania ofiar – narazić jej na niebezpieczeństwo. Prawda jest taka, że w większości sieciowych sklepów z ubraniami szorty, bluzki, sukienki dla dziewczynek są krótkie, żeby nie powiedzieć: za krótkie – z punktu widzenia zwykłego komfortu. Taki jest modowy standard.

Nieraz słyszałam od koleżanek, że kupują córkom spodnie w dziale chłopięcym czy męskim, bo tylko tam znajdują modele o długości zapewniającej wygodę.

Zupełnie jakby projektanci potrafili zaprojektować ubrania odpowiedniego rozmiaru dla pięcio- czy sześciolatki, ale czuli, że już gdy dziewczynka zaczyna dojrzewać, trzeba to koniecznie wyeksponować, podkreślić tę zmianę: pokazać udo, pośladek i brzuch, a najlepiej wszystko naraz! Dlaczego tak jest? Kto kreuje taką modę?

Trudno się też dziwić, że w takich króciutkich spodenkach nie ma miejsca na kieszenie, a jeśli już są, to zbyt płytkie i za małe na dziewczyńskie skarby.

Mama jedenastoletniej Tosi, gdy usłyszała moje niepokoje, stwierdziła:

– To odkrywanie prowadzi też do nadmiernego skupienia się naszych dziewczynek na fałdkach, płaskim brzuchu, generalnie na wyglądzie. Tosia ciągle dopytuje, czy wygląda w czymś szczupło, czy dobrze coś na niej leży. Czasem zastanawiam się, po co im właściwie te kuse rzeczy? Czy to tylko kwestia mody z popularnych sieciówek, czy chodzi o to, żeby te ubrania ładnie się opinały? Czy to dodaje dziewczynom odwagi, czy może ją odbiera?

Wiele z nas wie, że duże dekolty, rozcięcia, krótkie spódniczki odkrywają i to, co nam się podoba, i to, co jednak wolałybyśmy – z różnych powodów, często niejasnych dla nas samych – ukryć. Odsłaniamy się, bo to modne, czasem ze względu na chęć przyciągnięcia spojrzeń, czasem w ramach buntu, pragnienia poczucia wolności czy swobody. Dlaczego jednak nasze córki muszą tak szybko zaczynać również to robić? Czy to ich decyzja, czy raczej pewna presja?

Mama trzynastoletniej Zuzi uważa, że – zwłaszcza latem – jej córce powinno być wygodnie, powinna czuć się swobodnie i w kostiumie, i w szortach. – Podkreślone kształty przyciągają uwagę innych, więc dziewczynka w takiej sytuacji musi mierzyć się z oceną i niechcianą obserwacją, która przecież jest źródłem myślenia o ciele w kategorii przedmiotowej – nie chcę tego dla niej. Niech jeszcze ma luz. Dojrzewanie jest tak trudne: odnalezienie się w zmieniającym ciele. Chcę ją w tym wspierać, a widzę, że ubrania, które są dostępne w sklepach, nie dają jej poczucia komfortu. Oczywiście nie zmienia to faktu, że właśnie takie ubrania ona chce nosić. Zgadzam się na nie na plaży, na łódce, na lodach, ale nigdy w szkole. Taki mamy tymczasowo wypracowany kompromis – mówi.

Tu warto przywołać dr Renee Engeln, naukowczynię, która w książce Obsesja piękna [2] wprost stawia pytanie, na które tym tekstem sama próbuję sobie odpowiedzieć i które brzmi: „Jak wpoić jej (córce) zdrowe, pozytywne podejście do seksualności, skoro pierwsza rzecz, jakiej się dowiaduje o swoim dojrzewającym ciele, to to, że z jednej strony naraża ją ono na niebezpieczeństwo, a z drugiej – daje moc kuszenia dorosłych mężczyzn?”.

Nasza kultura ubierania się buduje w dziewczynkach świadomość, że władza płynąca z piękna zależy od cudzego uznania, a to przecież niesie niebezpieczeństwo, że kontrolę nad sobą oddajemy komuś innemu. W tym kontekście postulat „Kosmosu dla dorosłych” ma jeszcze większą moc. Dajmy ciału odpocząć, zabierzmy je na wakacje od oceny innych: podziwu albo krytyki i pożądliwych spojrzeń. Niestety, badania przywoływane przez Engeln, ale też doświadczenia wielu z nas, wskazują na to, że jeśli zaczynamy się przejmować tym, co widzą i myślą o nas inni, zaczyna się w naszym myśleniu proces odseparowywania siebie od ciała. Zaczynamy widzieć je w lustrze spojrzeń ludzi wokół nas. Przestajemy doceniać, a zaczynamy oceniać. Sama przeszłam tę drogę wzdłuż i wszerz, dlatego tak bardzo bym chciała, żeby moja córka poszła w świat z bardziej aktualną mapą. Tylko czy to jest możliwe?

Fotografia: Vitolda Klein, unsplash

Seksowne bikini

To nie jest nowy temat. Blogerzy, aktywiści, zaniepokojone mamy, nawet „The Guardian” [3] nieraz pisali o seksualizacji ubrań dla dzieci w dużych sieciach handlowych, przywołując przykłady koszulki dla trzylatki opatrzonej hasłem „Future WAG” czy topu dla malucha z różowym bikini przyklejonym z przodu. To niepokojące przykłady tego, jak dziewczynki od najmłodszych lat są przygotowywane do wpasowania się w kulturę, w której na obraz kobiety składają się poszczególne części jej ciała: wymodelowane pośladki, długie nogi, płaski brzuch. Kobiety, których wartość polega na seksownym wyglądaniu.

Nie musiałam wchodzić bardzo głęboko w odmęty internetu, żeby natrafić na to ogłoszenie, ale gdy je zobaczyłam, przeszedł mnie dreszcz:

„Seksowne bikini strój kąpielowy dla dziewczyn
Patchwork dzieci plaża strój kąpielowy dla nastolatków dziewczyny
zestaw bikini z fiszbinami dzieci stroje kąpielowe dziewczyna” [4]

Boty nie znają się dobrze na interpunkcji, ale z pewnością nie dopisują słów tam, gdzie ich w oryginale nie było. „Seksowne bikini dla dziewcząt” to produkt, który możesz mieć tu i teraz. Cena nie jest wygórowana i wystarczy jedno kliknięcie.

Pewnie większość rodziców też uzna, że to niedopuszczalne, ale co z tego, przecież nasze dzieci często serfują po internecie same czy z rówieśnikami, a szukanie stroju kąpielowego to z pozoru niewinne zajęcie, jak dla mnie wystarczy, żeby zatruć głowę. Dziewczynka nie musi seksownego bikini wcale kupować; dość, że będzie podziwiać jego zdjęcie.

Takie obrazy wkradają się do głów naszych córek i tworzą (być może podświadome) wyobrażenie o tym, jak powinny wyglądać na plaży. Seksownie!

Wierząc, że lepiej zapobiegać niż leczyć, pokazałam to ogłoszenie córce. To był też pretekst do naszej rozmowy o odsłanianiu.

– Mamo, tu jest specjalne coś, żeby powiększyć piersi! – powiedziała – ale jak można dziecku wpychać coś takiego do stanika?! – podobała mi się ta opinia, więc dopytywałam dalej, po co dziewczynce taki kostium?
– Może jej się to podoba, może chce, żeby koleżanki jej zazdrościły, że ma bikini, które wygląda jak dla dorosłej osoby, bo przecież widać, że powiększa biust! – odpowiedziała.
– Założyłabyś go, żeby zrobić wrażenie? – pytam i w duchu dziękuję jej za każde wypowiedziane wcześniej słowo.
– Jest niewygodny, a skoro ma metal [fiszbiny], można w nim czuć się jak robot.

Bomba rozbrojona.

Uważam, że ubranie może, a nawet powinno wyrażać naszą osobowość. Dobrze, jak dzieci eksperymentują z kolorami, fasonami, wzorami, ale stanik z wypełnieniem? Co to za eksperyment? Dziewczynkom w wieku nastoletnim osobowość się dopiero kształtuje, to jest proces, a one same często jeszcze nie do końca wiedzą, jak chciałyby wyglądać.

Pytanie, które znowu warto tu sobie postawić: co wpływa na to, że dziewczynka podejmuje decyzję, że chciałaby wyglądać jak dorosła kobieta?

I czy to rzeczywiście jej własna decyzja, czy może narzuca jej ją międzynarodowy projektant, odzieżowa korporacja, media społecznościowe – albo patriarchalne społeczeństwo

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!

Wzbudzić zachwyt

Kiedy wykorzystujemy ubranie jako coś, co ma wzbudzać pożądanie albo zazdrość, może okazać się, że szybko tracimy dobre samopoczucie. Zawsze przecież znajdzie się na przyjęciu czy na plaży ktoś, kto – naszym zdaniem – lepiej wygląda w modnym akurat kroju kostiumu albo wzbudzi większe zainteresowanie w grupie. Co wtedy? Gdy ciężar akceptacji siebie przerzucamy na ubranie i na podobanie się innym, to nasze dobre samopoczucie zaczyna być zależne od ich opinii. Od akceptacji, oceny albo po prostu kaprysów grupy. To wszystko sprawia, że przestajemy mieć kontrolę nad tym, jak się czujemy.

Jasne, nie ma nic złego w tym, że chcemy ładnie (cokolwiek to dla nas znaczy) wyglądać czy pokazać wygimnastykowane ciało na plaży. Często to jest zresztą cel naszych sportowych wysiłków i zdrowych nawyków żywieniowych.

Myślę, że wiele młodych dziewczyn właśnie z takim wyobrażeniem ciała – jako czegoś, nad czym trzeba pracować, a ono ma robić wrażenie na innych – ruszy w świat. Zadba o to telewizja, reklama i ulubiona serialowa bohaterka. Może my powinniśmy zadbać o to, by poznały też drugą stronę medalu? Tylko jak dotrzeć do źródła problemu?

Dla mamy jedenastoletniej Igi te poszukiwania były trudne i wiele przewartościowały:

– Najtrudniejszy moment dorastania mojej córki był wtedy, gdy mój mąż powiedział Idze, że „nabiera kształtów”. Ona odebrała to jako komunikat „jesteś gruba” i się popłakała. Skąd jej się to wzięło?! Oczywiście winy upatruję w sobie, w moim braku akceptacji ciała i fakcie, że tak dużo ćwiczę.

Zawsze wydawało mi się, że daję córce dobry wzorzec, ale dziś wiem, że powinien iść za tym jasny komunikat: „ćwiczę i robię to dla zdrowia”, a nie ciągłe zastanawianie się, czy mam płaski brzuch, ile schudłam itd. Okazuje się, że moja córka właśnie taki przekaz zapamiętała. Nie to, że jestem wysportowana i zdrowsza, ale że jestem niezadowolona z ciała, że chcę być chudsza na lato. Pamiętam, jak kiedyś na wakacjach przebrałam się w kostium kąpielowy, spojrzałam na swój brzuch i powiedziałam: „Chyba jednak odstawię ten gluten”. To był niby żart, ale dziś wiem, że dla Igi to był komunikat, że matka ćwiczy codziennie i dalej jest niezadowolona. Moja córka odpowiedziała wtedy tak: „Mamo, jesteś patyczak, zobacz lepiej na mnie!”, co uświadomiło mi, że przekroczyłam tę cienką granicę, za którą ona może mieć problem z akceptacją, i to przez moje kompleksy!

Czy komunikat większości trenerek fitnessowych nie jest oparty na braku akceptacji ciała? „Idą wakacje, będziesz musiała wejść w bikini – ćwicz!”. Do tego dochodzi też wykluczanie poszczególnych części ciała: „Też nienawidzę swoich boczków! Dajmy im wycisk!”. Jakby to była osobna, samodzielnie funkcjonująca część – a nie część ciebie.

– Wydaje ci się, że pokazujesz dziecku, jak prowadzić zdrowy tryb życia, a faszerujesz mu głowę zdaniami typu: „Boczki, fałdki i oponka to zło wcielone! Uporajmy się wreszcie z nimi!”. Pamiętam, jak Iga podeszła do mnie, kiedy ćwiczyłam z Chodakowską w domu, marudząc głośno na kolejne powtórzenia, i powiedziała: „Mamo, ona jest w komputerze, ona cię nie słyszy”. Tak, trenerka mnie nie słyszała, ale moja córka owszem… Dziś nosi w sobie te moje myśli. Zaczęła coraz mniej jeść i coraz bardziej się pilnować, i to mnie już niepokoi – puentuje mama jedenastolatki.

Uniwersytet Stanowy w Ohio [5] docenianie ciała wymienia jako kluczowy element jego pozytywnego obrazu w naszej głowie. Gdy umiemy docenić nasze ciało za to, jakie daje nam możliwości – za to, że jest źródłem miłych doznań podczas kąpieli w morskiej pianie, górskiej wędrówki w deszczu, szalonego biegu po łące czy sportowego treningu – to zyskujemy wyższą samoocenę, a co za tym idzie – więcej optymizmu.

Jestem pewna, że wiele mam zna tę prawdę, ale często gubimy ją z oczu. Skupiając się na oczekiwaniach innych, na naszej potrzebie bycia akceptowaną i na krzywdzącym dla nas wyobrażeniu tego, jak powinno wyglądać nasze ciało.

Poczuj lato w każdym zakątku swojego ciała – kosmiczne podpowiedzi do wydrukowania

Poczuj lato w każdym zakątku swojego ciała – kosmiczne podpowiedzi do wydrukowania

Kontekst kulturowy

Uproszczenie, generalizacja czy tradycja usprawniają nasze funkcjonowanie w świecie, kategoryzowanie daje możliwość bieglejszego poruszania się w nim i rozumienia go. Część rodziców to jednak taki trudny gatunek, który lubi podważać zastane obyczaje albo chociaż podawać je w wątpliwość, zmieniać normy i wychowawcze reguły – wszystko to dla dobra dzieci.

Gdy chcemy zmienić wzorzec myślowy, pomocna bywa zmiana kontekstu kulturowego. Uświadomienie sobie, że coś, co było akceptowane kiedyś, dziś jest niedopuszczalne, albo odwrotnie. Weźmy taką opaleniznę. Kiedyś wyróżniała z tłumu ludzi pracujących na roli, podczas gdy damy z wyższych sfer chowały się pod parasolkami, kapeluszami i rękawiczkami w poczuciu, że z piegami nie zostaną wpuszczone na salony. Chwilę później wszystko się odwróciło. Bladzi robotnicy pracowali w fabrykach i kopalniach, więc opalenizna stała się oznaką bogactwa i wakacyjnych przywilejów klasy wyższej. Z kolei w starożytności greckie i rzymskie kobiety wybielały swoją skórę farbą ołowiową albo kredą, bo za atrakcyjną uważano śmiertelną bladość, podobnie zresztą było w epoce elżbietańskiej. W krajach azjatyckich do dziś tak definiuje się piękno, kobiety stosują kremy wybielające, a nawet zastrzyki. Opalenizna bywa również postrzegana jako akt kobiecej odwagi.

Łatwo przytoczyć podobne przykłady dotyczące innych aspektów wyglądu: figury, długości włosów, grubości talii, wysokości czoła. Wniosek jest jeden – wszystko jest względne. Definiowanie piękna ciała jest względne. Kanony są zmienne.

To myślenie i pisanie sprowadziło mnie do miejsca, w którym stwierdziłam, że nie ma jednej prawdy, jednego kanonu, jednej odpowiedniej reakcji na chęć założenia przezroczystej bluzki przez córkę. Co więc może robić zaniepokojona mama? Myślę, że warto rozmawiać z innymi mamami. Rozkładać problem na czynniki pierwsze, obserwować własne impulsywne reakcje i zwracać uwagę na to, jak rezonują w głowach naszych córek.

Zawsze uważałam, że najważniejszą rzeczą, jaką mogę przekazać dzieciom, jest świadomość, że mogą zmienić zdanie, że coś może im się raz podobać, a później mogą tego nie chcieć – i że nikt nie jest nieomylny. Nawet mama.

Dziś powiedziałam mojej córce, że mam takie postanowienie, żeby zabrać ciało na wakacje od oczekiwań kulturowych i społecznych, od norm i zasad. Spytała, co przez to rozumiem, więc odpowiedziałam, że będziemy się opalać (byle nie w seksownym bikini!) albo chować pod parasolem w zależności od humoru, a nie pogody, a nawigacją będzie dla nas poczucie wolności i bezpieczeństwa. W odpowiednio zdrowym balansie.

PS Pakujemy walizki. Komplet od cioci został w domu. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze. Pewnie żadna z nas nie wie…

Bibliografia:

[1] Dane z USA: Statystyki, Fakty i liczby : Nieletni mają wyższe wskaźniki wiktymizacji na tle seksualnym niż dorośli. W roku 2000 wskaźnik nieletnich w wieku od 12 do 17 lat był 2,3 razy wyższy niż dorosłych.

[2] Dr Renee Engeln, Obsesja piękna, W.A.B., str. 66

[3] The Guardian

[4] „Nie podoba Ci się? Nic nie szkodzi. Nieważne, czego szukasz i ile możesz wydać na ten cel – wszystko, co potrzebne, kupisz na platformie AliExpress, dobrze się przy tym bawiąc”:

[5] https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/30067399/