O uczennicach, które się wstydzą prosić o wsparcie, o pierwszej miesiączce, która potrafi zaskoczyć nie tylko dziewczynkę, i o realnym problemie ubóstwa menstruacyjnego opowiada Martyna Baranowicz, aktywistka z Fundacji Różowa Skrzyneczka.

Czy słyszysz czasem, że problem ubóstwa menstruacyjnego w Polsce jest wymyślony?

Kilka lat temu nawet moja wiedza na ten temat była znikoma. Oczywiście miałam świadomość, że niektórych kobiet i dziewczynek nie stać na podpaski lub nie mają do nich dostępu, ale zawsze myślałam, że dotyczy to krajów poza Europą. Nie wiedziałam, że ten problem może też istnieć w Polsce. Dopiero dwa, trzy lata temu w niektórych klubach czy kawiarniach – miejscach mało oficjalnych – zauważyłam koszyczki z produktami higienicznymi dla kobiet. To było genialne! I dopiero wtedy zaczęłam zauważać brak takich koszyczków w innych miejscach. Dziś wiem, że co piąta dziewczynka w Polsce musi opuścić zajęcia szkolne z powodu braku podpaski, a co dziesiąta w ogóle nie wychodzi z domu z powodu miesiączki.

Dlaczego o tym się nie mówi?!

To, że tyle kobiet nie ma dostępu do środków higienicznych, nie jest spowodowane tylko ubóstwem – chociaż czynnik ekonomiczny jest ważny – ale też wstydem. Młode dziewczynki często się wstydzą zapytać o nie rodziców, nauczycieli, kogokolwiek.

Skąd ten wstyd?

To jest bardzo złożone zjawisko, nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, co generuje poczucie wstydu. Na tematy, które podlegają tabu, wpływ mają tradycja, kultura, wychowanie, religia. Do końca nie wiadomo, dlaczego akurat menstruacja – coś, co jest totalnie naturalnym procesem, występującym u połowy ludzkości – podlega tabu.

„Pewnego dnia w szkole dostałam okres, miałam ze sobą tylko jedną podpaskę. Wstydziłam się powiedzieć komukolwiek o tym, że potrzebuję kolejnej sztuki, a najbliższy sklep oddalony był o 10 minut drogi. Niestety przerwa trwała tylko 10 minut, a musiałam wrócić na ważną klasówkę na czas. Stanęłam więc przed wyborem: albo opuszczenie lekcji, albo użycie papieru toaletowego, który przesiąka, podrażnia i może wywołać infekcję. Wybrałam papier toaletowy, modląc się o to, żeby nie przesiąkł. Mój dylemat i brak „odwagi” nie były moją winą: gdyby w Polsce panowała otwarta dyskusja o dojrzewaniu, gdyby można było mówić o miesiączce swobodnie i bez wstydu, pewnie nie miałabym najmniejszego problemu z poproszeniem o podpaskę nauczycielki, koleżanki lub higienistki. Uważam, że w każdej szkolnej toalecie powinna być dostępna podpaska lub tampon. Żeby żadne dziecko nie musiało więcej stawać przed wyborem: edukacja czy miesiączka”.

(Wszystkie cytowane w tekście listy zostały wysłane do Fundacji Różowa Skrzyneczka przez dziewczynki i kobiety w ramach akcji zwrócenia uwagi na problem ubóstwa menstruacyjnego w Polsce i przekazane przez Fundację do Ministra Edukacji; pisownia oryginalna).

Jak dużą grupę dziewcząt i kobiet w Polsce dotyka problem braku dostępu do środków higienicznych?

Z badań wynika, że około 500 tysięcy.

W szkołach problem ten dotyczy 21 proc. dziewczynek, które przez brak dostępu do podpasek czy tamponów opuszczają zajęcia przez jeden dzień menstruacji albo nawet przez cały tydzień.

W listach, które dostajemy, bardzo często pojawiają się historie szkolne o ratowaniu się papierem toaletowym. Czytałam też opowieść nauczycielki, której uczennica przyszła do szkoły w pieluszce dla dzieci, bo nie miała w domu nic innego. Często słyszymy o skarpetkach, które wkłada się w majtki, bo dobrze chłoną. Są różne pomysły na to, co zrobić, gdy nie ma się podpaski. Kobiety niedorosłe, które nie mają swoich pieniędzy, są uzależnione od rodziców. Czasem jest tak, że rodzice chcieliby kupić podpaski, ale nie mają funduszy, ale bywa też tak, że rodzina jest przemocowa i rodzice nie dbają o to, czy córka ma podpaski, czy nie.

Nie zawsze chodzi o pieniądze czy przemoc domową.

Tak, bardzo wiele osób pisze też o tym, że problem nie jest związany z brakiem pieniędzy na podpaski, tylko okres często po prostu zaskakuje uczennice w szkole. Bo pojawia się po raz pierwszy albo jest nieregularny, a dziewczynki nie mają jeszcze wyczucia, żeby zawsze nosić przy sobie podpaski. Bardzo często w takiej sytuacji idą do pielęgniarki, a jej nie ma. W wielu szkołach pracuje tylko przez dwa dni w tygodniu, a jak jest, to zdarza się, że daje jedną podpaskę na cały dzień. A co, jeżeli ma się obfity okres? To zawsze wiąże się ze stresem, że trzeba będzie nagle wyjść z lekcji, bo coś przecieknie.

Dziewczynki nie szukają wsparcia u koleżanek?

Pożyczenie podpaski od koleżanki często wiąże się ze wstydem. Nie zawsze dziewczynki w wieku 12 lat są na tyle świadome, żeby empatycznie pomóc. Czasem same nie dostały jeszcze okresu i wzbudza on w nich nerwowy śmiech albo chłopcy się o tym dowiadują i cała klasa się śmieje. Publiczne pytanie o podpaskę może się wiązać z tym, że ktoś nas oceni.

Szkoła nie wspiera.

Dziewczynki pisały nam, że trudno znaleźć intymną przestrzeń, żeby poprosić nauczycielkę o pomoc, że trudno jest im to zrobić np. w pokoju nauczycielskim. W prawie żadnej szkole nie można też wychodzić na przerwie do sklepu – to jest zasada, która ma swoje uzasadnienie, ale przez to dziewczynki nie mają możliwości, żeby w razie czego kupić podpaski za swoje kieszonkowe. Czyli nawet te, które nie mają problemu z ubóstwem, też są „skazane” na pielęgniarkę czy koleżanki.

Często dostajemy listy o ucieczkach w czasie lekcji: „Nie dostałam pomocy, nie dostałam podpaski, nie dostałam tabletki na ból brzucha – wracam do domu”.

A jeśli to jest pierwszy okres, to do wszystkiego dochodzi jeszcze stres.

Właśnie, dlaczego ten moment, kiedy dziewczynka dostaje pierwszą menstruację, jest taki ważny?

Z badań wynika, że w wielu domach nie rozmawia się o tym. Często rodzice uważają, że taka wiedza powinna być przekazana w szkole, są też tacy, którzy rozmawiają, ale to jest taka mechaniczna instrukcja: „Podpaski są w szufladzie na dole, masz je założyć tak i tak, i wymieniać co trzy godziny”. A to nie wystarczy. Nadal bardzo mało jest na tyle świadomych rodziców, żeby potrafili się córką zaopiekować.

Z czego to wynika?

Nasze pokolenie, pokolenie naszych rodziców i wcześniejsze nie miały takich rozmów wcale albo miały bardzo sporadycznie. Teraz mówi się o biologii kobiecej, o ciałopozytywności, o akceptacji swojego ciała. Wcześniej zdarzało się, że okres był traktowany jako coś złego i niechcianego albo wręcz przeciwnie – dziewczynki słyszały patetyczne: „Teraz jesteś kobietą, to coś znaczy!”. Uważam, że taki komunikat dla dwunastolatki ma jednak zbyt duży ciężar.

To jak powinien reagować rodzic?

Najważniejsze jest, żeby się córką zaopiekować jak dzieckiem i tak jak dziecku pogratulować. Powiedzieć, że to wydarzenie jest ważne, ale przede wszystkim, że jest dobre. Bo to, co się dzieje w naszym ciele, jest dobre. Koniecznie mówmy o tym bardzo wprost. Nasza fundacja zrobiła takie filmiki dla dziewczynek, które w bardzo delikatny sposób przybliżają temat miesiączki, ich bohaterką jest Menstrulka [1], która opowiada, na czym polega okres, co się dzieje, jak dostajemy pierwszą miesiączkę, itd. Oczywiście chodzi o to, żeby rodzice świadomie pokazali dzieciom te filmiki, a nie się nimi wyręczyli.

Pierwsza miesiączka jest ważniejsza dla psychiki dziewczynki, niż nam się może wydawać?

Tak, dziewczynka powinna jej doświadczać w poczuciu bezpieczeństwa i ciepła. To, jak razem z bliskimi przez nią przejdzie, jak będzie zaopiekowana, może wpłynąć na całe jej życie, na to, jak będzie się czuć w swoim ciele. Jeżeli pierwsza menstruacja będzie dla niej negatywnym wydarzeniem, jeśli poczuje, że stało się coś złego, bo rodzice np. okazują wstyd czy lęk, to dziewczynka może karać się za to bardzo długo. Jeśli pomyśli, że coś jest z nią nie tak, to może wpływać na to, jak postrzega swoje kobiece ciało. Wydaje mi się, że tak trochę w Polsce się dzieje – dużo dziewczynek jest zawstydzonych swoimi ciałami. A jeżeli odcinamy się od swojego ciała, bo się go boimy czy wstydzimy, to może mieć konsekwencje w przyszłości, np. w obszarze życia seksualnego. To wszystko jest bardzo ze sobą połączone – menstruacja i akceptacja swojej kobiecości.

W takim razie jak taka ważna rozmowa może przebiegać? Jaki komunikat powinno dostać dziecko od rodziców czy opiekunów?

Czuję, że nie musimy używać eufemizmów i uciekać od określenia „menstruacja” tylko faktycznie mówić, że to jest krew. Warto podkreślić, że to nic złego, jak jej dotkniesz, że nie ma nic złego w jej zapachu. Ważny jest ten element odciążenia. Dziewczynka powinna dostać jasny komunikat, że menstruacja jest normalna, że dobrze ją zaakceptować i polubić, bo jest związana z naszym ciałem. Powinna dostać czułość i same ciepłe słowa. Przytulenie i miłość.

„Pamiętam, że bardzo wstydziłam się mamie powiedzieć o tym, że mam okres, mama też sama nie przyszła do mnie w tej sprawie. Byłam młoda, nie miałam pieniędzy na podpaski. Zamiast podpasek dawałam do majtek skarpety poskładane, aby nic nie przeciekło. Czasem wyjęłam mamie z portfela drobne i kupiłam sama. Ale jak się wstydziłam kupić to moje… Dziś mam 15-letnią córkę, okres traktujemy jako rzecz normalną, kupuję jej podpaski, rozmawiamy itp. Ale mimo wszystko ona się sama wstydzi kupić podpaski w sklepie…”

A czy tata też powinien brać udział w takiej rozmowie?

Myślę, że oboje rodziców powinno się w nią zaangażować. Kiedy menstruacja zostaje tylko w kręgu kobiet, to później w koedukacyjnych szkołach dziewczynki wstydzą się o niej rozmawiać przy chłopcach. Tata powinien powiedzieć wprost, że menstruacja jest w porządku, że to naturalna sprawa, i nie pokazywać po sobie wstydu czy lęku. Już sam fakt zwykłej rozmowy będzie dużym wsparciem. Wydaje mi się, że najważniejszym punktem rodzicielstwa jest taka bezwarunkowa akceptacja, i w tym przypadku podejście empatyczne też jest niezbędne. I jeśli coś się dzieje, np. dziewczynka zabrudzi spodnie swoją krwią i się tego wstydzi, to jest to idealny moment, żeby okazać jej wsparcie i szacunek.

Rodzice chyba powinni się do tej rozmowy przygotować.

Moim zdaniem tak. Okres potrafi zaskoczyć. Jeżeli dziewczynki nie są na niego przygotowane, to krew może wyglądać dla nich zbyt drastycznie i może to być trudny moment. A rodzice mogą przecież powiedzieć: „Jesteś już w tym wieku, że pierwsza miesiączka może się wydarzyć w każdej chwili, i jeśli nas nie będzie przy tobie, to na wszelki wypadek noś w plecaku podpaskę”. Nie chodzi o to, że każdy rodzic musi mieć super medyczną wiedzę na temat funkcjonowania organizmu, ale trzeba przygotować się na to, że jak twoja córeczka dostanie pierwszy okres, to nie przestraszysz się i nie zawstydzisz. Fajnie, jak mama wtedy opowie, jak to było, gdy ona dostała pierwszy okres. Że to jest takie połączenie, bo wszystkie kobiety mają miesiączkę – twoja siostra, kuzynka, ciocia.

Czyli ten temat powinien być po prostu obecny w domu? Jeśli mamę boli brzuch z powodu okresu, może wprost o tym powiedzieć dzieciom.

Tak, obecność okresu w domu jest super. Jedna z nas w Różowej Skrzyneczce ma małe dzieci i prosi je np. o przyniesienie jej podpaski z szuflady. Dzieci się tego nie wstydzą, dopiero społeczeństwo spycha miesiączkę do sfery tabu.

Jeśli w swoim domu ukrywamy podpaski, jeśli kupujemy je w sklepie, tylko jak jesteśmy same – to jest alarmujące. Musi być w nas swoboda, żeby okres był dla wszystkich naturalny – dla brata, dla ojca, dla świata.

Zmianę musimy zacząć od siebie.

To jest kluczowe. Wcześniej na tyle mało rozmawiało się o menstruacji, że wszyscy mamy w sobie pewne blokady. Ja też dopiero od niedawna zaczęłam mówić głośno o tym, że mam okres.

W tej kawiarni – gdzie siedzimy – twoje słowa brzmią jak manifest.

W miejscu pracy zawsze, zanim powiesz, że masz okres, to się zastanowisz. Dlaczego? Może fajnie jest zacząć od tego, żeby się nie zastanawiać. Jeżeli kogoś to zawstydza albo krępuje, to jest to jego problem, ty masz swoje ciało.

„Pamiętam czasy gimnazjum, gdy podczas lekcji WDŻ i tematu miesiączkowania nauczycielka bała się wypowiedzieć słowo na „m”. Pewnego dnia moja koleżanka dostała okres na początku lekcji. Niestety nie miała przy sobie podpasek. Oddałam jej swoje, jednak ciężko wytrzymać z jedną podpaską cały dzień. Pamiętam, że poszła zażenowana do higienistki, a ja razem z nią, gdyż miał być za chwilę WF. KOBIETA JĄ WYŚMIAŁA. Bo przecież „okres to nie choroba”. Dziewczyna bała się zrobić najmniejszy ruch na zajęciach, by tylko coś nie przeciekło lub żeby nie rozbolał ją bardziej brzuch. A do tego chamskie teksty nauczyciela i patrzenie na tyłek. Dlaczego o tym piszę? Bo jest to problem setek dziewczyn. O ile nie tysięcy. Ale jednak jest to ciągle temat tabu. Do tego stopnia, że dziewczyna boi się zapytać dziewczyny, czy pożyczy jej podpaskę. Dlaczego szkoła i inne publiczne placówki nie mogą być „safe space for girls”? Mam dość ukrywania oczywistych reakcji organizmu i seksistowskich tekstów, przez które dziewczyny z uboższych rodzin boją się pójść do szkoły, gdy mają okres. Sama do takich należałam. I do teraz próbuję wyjść na prostą. Bez terapii się nie udaje”.

Jak Fundacja Różowa Skrzyneczka wspiera dziewczyny?

Powołałyśmy teraz do życia helpline, która jest na naszej stronie w formie formularza (https://www.rozowaskrzyneczka.pl/miesiaczkowy-helpline). Tam można nam anonimowo zadać pytania, a psycholożka albo ginekolożka – w zależności od problemu – odpowiadają lub oddzwaniają. Skrzyneczki działają doraźnie, dlatego drugim naszym filarem jest edukacja i ta kwestia jest dla nas bardzo ważna. Skrzyneczka pobudza do rozmowy, wiemy to, bo mamy bardzo dużo zapytań ze szkół o warsztaty. Staramy się je organizować. Problem ubóstwa menstruacyjnego i braku dostępu do środków higienicznych powinien być jednak w Polsce rozwiązany systemowo, co też próbujemy forsować jako fundacja.

Domyślam się, że nie jest to proste?

Politycy to najczęściej mężczyźni, więc sami z siebie się tym nie zajmą, bo nie czują, że to jest problem. Ale rzeczywiście powoli wprowadzamy ten temat na „polityczne salony”. Chociaż najpierw trzeba zbudować świadomość społeczną, żeby politycy stwierdzili, że warto się tym zająć. W Polsce nie chodzi tylko o menstruację, ale też o antykoncepcję. Biologia kobieca jest kluczem do naszej płodności, a te problemy w społeczeństwie zawsze były na samym dnie. Też przez to, że bardzo długo kobiety nie wchodziły do polityki. Teraz mamy trochę polityczek w rządzie, ale jeszcze niedawno historia polityki była tylko męska.

Według wyliczeń kobieta ma w swoim życiu 350–450 razy menstruację i na środki do higieny intymnej wydaje w sumie 36 tysięcy złotych. Sporo.

Oczywiście używamy różnych środków higienicznych, ale możemy to zaokrąglić do tej kwoty. I to jest kolejna nierówność – osoba, która nie ma menstruacji, nigdy nie wyda tych pieniędzy. To jest kwota, która nie dotyczy mężczyzn.

Wydaje mi się też, że wiele kobiet, którym nigdy nie zabrakło na podpaski, nie wie, że taki problem w społeczeństwie istnieje.

Tak, nie mamy do końca świadomości problemu, bo podpaski nie wydają się drogie. I taki argument cały czas pada. Skoro idę do sklepu i widzę, że podpaski kosztują 2 zł, to jak jest możliwe, że ktoś nie ma na to pieniędzy? Myślimy tak, bo nam nigdy nie zabrakło, a przecież są takie momenty w życiu wielu ludzi, że nawet te 2 zł to jest dużo… Mężczyźni czasem wysyłają nam screeny waty i informację, że kosztuje złotówkę. Ale to jest brak świadomości, że taką watę trudno wykorzystać jako podpaskę, przecież też chodzi o nasz komfort! To nie jest tak, że dla najbiedniejszych najsłabsze środki – chodzi o równość.

Co jeszcze słyszycie?

Że nie warto zajmować się czymś takim, że to rozdawnictwo. Albo pytanie: „Co dla mężczyzn, skoro dla kobiet będą darmowe podpaski? To może darmowe maszynki do golenia?”. To dość absurdalne porównywać zarost i menstruację… Ale uważam, że komunikat: „Zróbmy coś razem jako społeczeństwo, dajmy coś z siebie, żeby osoba, która tego nie ma, mogła to wziąć” zawsze wzbudza kontrowersje. Choć, jak w przypadku wszystkich charytatywnych akcji, nie ma przymusu akcesu, to niektórzy o tym zapominają. Prawda jest taka, że działamy ze zbiórek i zrzutek (tu możesz nam pomóc: https://zrzutka.pl/p3syb2). Bywa też, że ktoś zgłasza się do nas i oferuje swoje wsparcie.

„Jestem pielęgniarką w szkole podstawowej od 20 lat. W szufladzie biurka zawsze miałam i mam podpaski. Tę szufladę dopełniam w sposób ciągły, bo okres moich dziewczynek jest ciągły. Niemalże każdego dnia któraś przychodzi i prosi o pomoc. Często są to sytuacje dramatyczne. Dziewczynki przychodzą z płaczem, bo nie wiedzą, co się dzieje (to te z pierwszą miesiączką). Ta podpaska ratuje je w sytuacji kryzysowej. Gdybym ich nie miała, dziewczynki opuszczałyby lekcje”.

W Polsce wisi już 2 tysiące różowych skrzyneczek z darmowymi podpaskami i tamponami, a ile powinno ich być?

Dużo więcej. W szkołach jest około 1,5 tysiąca, reszta w urzędach, kawiarniach, teatrach.

Ale szkoły są dla nas priorytetem, bo uważamy, że na początku właśnie młode dziewczynki, osoby, które nie mają własnych pieniędzy, powinny mieć dostęp do środków higienicznych.

Podstawówek w Polsce jest ponad 14 tysięcy, więc jeszcze sporo przed nami. Chociaż stawiamy sobie pytanie, czy akcja, która działa całkowicie oddolnie, ma szansę objąć cały kraj?

Jak można pomóc? Jeśli ktoś – po przeczytaniu tego artykułu – chciałby zamówić taką skrzyneczkę np. do szkoły, jak ma to zrobić?

Najlepiej do nas napisać przez stronę internetową www.rozowaskrzyneczka.pl lub odezwać się na naszym Facebooku. Skrzyneczka razem z wysyłką kosztuje 85 zł i ta kwota przekazywana jest do producenta, który wysyła ją bezpośrednio do miejsca, gdzie ma wisieć. My dosyłamy broszurki, naklejki i materiały edukacyjne. Jeśli ktoś jest zainteresowany takim wsparciem, to przekażemy mu wszystkie informacje – jak dokonać wpłaty czy dostać fakturę.

Jakie jeszcze grupy społeczne, poza uczennicami, szczególnie dotyka problem ubóstwa menstruacyjnego?

Są to dziewczynki i kobiety w domach dziecka, więzieniach i ośrodkach dla uchodźczyń. Te miejsca staramy się wspierać, bo wprawdzie są tam podpaski, ale reglamentowane. Dostajesz jakiś swój zasób, ale cały czas czujesz stres, że nie wystarczy ci do końca okresu. Staramy się wysyłać tam środki higieniczne, żeby był naddatek, który daje komfort.

Ubóstwo menstruacyjne dotyczy też dorosłych kobiet, które mają domy, rodziny.

To są trudne sprawy do zbadania – nie wiemy, ile dokładnie jest takich kobiet. Ale historie, które poznajemy, pokazują, że są takie przypadki. Myślę, że może być ich dużo – warto przyjrzeć się w tym kontekście skali przemocy domowej, która jest już lepiej zbadana. Możemy to sobie tak połączyć, że jeżeli mężczyzna jest przemocowy, to prawdopodobnie zawłaszcza też pieniądze domowe. I jeżeli kobieta dostaje wydzielone przez swojego męża czy partnera pieniądze, to może jej nie starczać na podpaski albo może stwierdzić, że ważniejsze jest ugotowanie dobrego obiadu dzieciom niż jej potrzeby. I załatwia sprawę, korzystając z najtańszych środków higienicznych, nawet takich jak papier toaletowy czy wata. O takich sytuacjach dowiadujemy się w fundacji.

Według badań 75 proc. mężczyzn nie rozumie tego, że kobieta może gorzej się czuć, kiedy ma okres. To jakaś zatrważająca liczba.

A ile razy rozmawiałaś o okresie z mężczyzną? Z mężem, bratem, ojcem, kolegą? Ogólnie rzadko odbywają się takie rozmowy. Kobiety często ukrywają okres nawet przed swoim partnerem. Kiedy boli nas brzuch, to czy on idzie do sklepu i kupuje podpaski? Nie chodzi o zmuszanie go do czegoś, ale o krok w stronę większej świadomości. Mężczyzna, który to robi bez wstydu, może budzić podziw w oczach kobiet.

Mężczyźni zawsze byli wykluczani z tego kręgu, a może oni wcale nie chcą być wykluczani? Czy zawsze trzeba szeptać i iść na bok, jak się mówi o okresie?

Przez to mężczyźni mają błędne wyobrażenia o menstruacji, nie wiedzą, na czym polega, jak długo trwa, skąd się wydobywa…

Czy podpaski w toaletach publicznych to zmienią?

System, w którym żyjemy i w którym długo wychowywaliśmy dzieci, sprawia, że chłopcy naturalnie wchodzą w swoje ciała. Ciało chłopięce jest czymś uniwersalnym, a to dziewczynka czegoś nie ma albo ma w nadmiarze. To, że nie ma podpasek w toaletach publicznych, wynika z tego, że społecznie dopasowujemy wszystko do męskich ciał. Do ciał, które nie mają okresu i bólów okresowych, są silne, szybkie i sprawne. Dlatego bardzo ważne jest to, żeby dziewczynki czuły, że ich ciało jest w pełni normalne. Jeśli zobaczą, że gdziekolwiek nie pójdą – do szkoły, teatru czy kina – podpaski są w toaletach, to będą miały poczucie, że są mile widziane w tym świecie i że są ważne dla społeczeństwa, że się o nie dba.

Martyna Baranowicz – ur. w 1992 w Toruniu, artystka, feministka i aktywistka. Ukończyła malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Obecnie jest w trakcie studiów Gender w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Członkini fundacji Różowa Skrzyneczka. Mieszka i tworzy w Warszawie.

Projekt Różowa Skrzyneczka/ PINK BOX znalazł się wśród 10 najlepiej ocenionych projektów na rzecz poprawy jakości życia w Unii Europejskiej The Innovation in Politics Institute.

Przypisy:

[1] Edukacyjne filmiki o menstruacji dla dzieci: https://www.facebook.com/rozowaskrzyneczka/videos/393158318568088

Zapoznaj się z najnowszym 44. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 44 / SZAFA

Zapoznaj się z najnowszym 44. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 44 / SZAFA