„Zamiatanie pod dywan” – to refren, który powtarzają dziewczynki, gdy mówią „Kosmosowi” o bezczynności dorosłych. O tym, że nawet gdy dzieci opowiedzą o doświadczanej przemocy (lub przemocy, którą widzą), dorośli często ją bagatelizują, nie wierzą, a jeśli uwierzą, nie reagują adekwatnie. Rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół, opiekunowie, sędziowie. Tymczasem żyjemy w kraju, w którym przemoc w wobec dzieci, także rówieśnicza, jest raczej normą niż wyjątkiem. Systemowo zostawiamy dzieci w poczuciu bezradności i samotności.

Już 25 czerwca kolejny tekst Marii HawranekROZMOWA Z PRAWNICZKAMI o tym, jak reagować na przemoc wobec dzieci i przemoc rówieśniczą.

Jak zabić 8‑latka? Na przykład polać go wrzątkiem i umieścić na rozgrzanym piecu węglowym. Umrze trzydzieści pięć dni później. Sprawa Kamilka z Częstochowy, skatowanego przez partnera matki, wywołała powszechne oburzenie nie tylko z powodu bestialskiego zachowania mężczyzny, ale również dlatego, że w poprzedzających tragedię miesiącach w sprawie chłopca trzykrotnie interweniowała policja (w tym raz, kiedy w listopadzie znaleziono go na przystanku autobusowym jedynie w piżamie). Był też pod opieką dwóch miejskich ośrodków pomocy społecznej, w Olkuszu i Częstochowie, ponieważ rodzina zmieniła miejsce zamieszkania. Tej śmierci można było zapobiec, a chłopcu – pomóc.

W kwietniu tego roku kolejna sprawa rozgrzała media: Aleks z Krakowa – w czasie spotkania z premierem Donaldem Tuskiem – powiedział, że był molestowany przez rówieśników w czasie zielonej szkoły, a (wedle jego relacji) dyrekcja szkoły nie zareagowała na zgłoszenie. Postępowanie w tej sprawie prokuratura umorzyła. Sprawie przyglądają się Rzecznik Praw Dziecka i małopolska kurator oświaty.

Również na początku kwietnia na ogólnopolskie portale wpłynęła sprawa molestowania uczennic w wiejskiej szkole pod Lublinem. Sprawcą miałby być nauczyciel religii, techniki i informatyki, wedle relacji dyrektorka nie reagowała na zgłoszenia. Prokuratura rejonowa wszczęła postępowanie, prowadzi je również lokalne kuratorium. Zdaniem rodziców szkoła próbowała tuszować problem.

Niezależnie od tego, jakie będą wyniki tych postępowań, te przykłady to jedynie czubek góry lodowej.

Pod powierzchnią uwagi opinii publicznej zalega ważny i o wiele rozleglejszy problem: dorośli w Polsce nie opiekują się dziećmi, którym wyrządzono krzywdę. Nie słuchają ich, nie wierzą im, nie zapewniają im wsparcia i często zostawiają same sobie.

A dzieci doświadczających przemocy są w Polsce… miliony. Szczegóły poniżej.

Fotografia: Dreamstime

Jak zmierzyć skalę przemocy? Nie oddają jej ani ministerialne, ani policyjne statystyki. Biuro Rzecznika Praw Dziecka w latach 2020–2023 otrzymało 3749 spraw zarejestrowanych pod hasłem „prawo do ochrony przed przemocą” (bez podziału na formy tej przemocy). W skali kraju, w którym żyje ponad 7 milionów dzieci i nastolatków, jest to liczba niewspółmierna do skali problemu. Szczególnie jeśli skonfrontować te dane z ankietami prowadzonymi przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę (FDDS).
Od 2013 roku fundacja co pięć lat diagnozuje skalę przemocy wobec dzieci w Polsce. Bada uczennice i uczniów polskich szkół przy pomocy kwestionariusza wiktymizacji młodzieży, stosowanego do badań zjawiska krzywdzenia dzieci na całym świecie. W ubiegłorocznym badaniu wzięło udział ponad 2 tys. uczniów w wieku 11–17 lat. Po jego przeprowadzeniu powstał raport.[1]LINK do raportu: https://fdds.pl/_Resources/Persistent/0/e/3/9/0e397c8f31d01856cd8d4a9430e56eade6648565/Diagnoza%20przemocy%20wobec%20dzieci%20w%20Polsce%202023%20FDDS.pdf

Trudno jest go czytać. Jeszcze trudniej przyjąć te liczby:
– 66 proc. dzieci i nastolatków doświadczyło przemocy fizycznej lub psychicznej ze strony rówieśników. To zdecydowanie więcej niż dziesięć lat temu! Najczęściej była to przemoc fizyczna i psychiczna. Dalej: znęcanie się, napaść zbiorowa oraz przemoc podczas randki. Zdecydowana większość sprawców to były znane dzieciom i nastolatkom osoby (koledzy, koleżanki, sąsiedzi, inne dzieci ze szkoły, rodzeństwo).
32 proc. doświadczyło przemocy ze strony bliskiego dorosłego. W stosunku do badań sprzed dekady zdecydowanie mniej dzieci doświadczyło przemocy fizycznej, jednak wciąż 24 proc. dzieci było kopanych, bitych lub regularnie karanych fizycznie przez bliską osobę, najczęściej ojca lub matkę. A także – uderzanych przedmiotem. Kijem, pasem, nożem.
26 proc. dzieci doświadczyło wykorzystania seksualnego bez kontaktu fizycznego. Czyli czego? Ekshibicjonizmu, słownej przemocy seksualnej (sprawianie przykrości przez mówienie lub pisanie o dziecku rzeczy związanych z seksem), uwodzenia w internecie oraz niechcianego sekstingu (czyli udostępniania innym zdjęć lub filmu przedstawiającego kogoś nago lub prawie nago bez jego zgody).

To trzy najczęściej zgłaszane formy przemocy. Jest ich oczywiście znacznie więcej.
Nasze mózgi są tak skonstruowane, że wolimy czytać o pojedynczych, osobistych historiach. Łatwiej nam się z nimi utożsamić, łatwiej je poczuć i zapamiętać. Dlatego media o nich piszą. Tymczasem to statystyki, nie pojedyncze historie, pokazują skalę zjawiska.
Przekładam więc wskaźniki procentowe na ludzi. Wyobrażam sobie, że patrzę na trzydzieścioro uczennic i uczniów w mojej licealnej klasie. Przede mną siedzi dwadzieścioro dzieci, które doświadczyło jakiejś formy przemocy ze strony kolegów lub koleżanek ze szkoły. Częściej w miastach niż na wsi, ale różnica nie jest wielka (70 proc. versus 63 proc.). Stoję naprzeciw dziesięciorga dzieci, które doświadczyły przemocy ze strony kogoś bliskiego, najprawdopodobniej ojca lub matki. Co najmniej czworo z tej klasy było świadkami przemocy domowej. Przede mną jest osiem osób, które doświadczyły wykorzystania seksualnego bez kontaktu fizycznego, a co najmniej dwie – z jego udziałem. Sprawcami najczęściej byli mężczyźni. Czy to Kasia? Magda? Gosia?

Przemocy ze strony bliskich dorosłych częściej doświadczały dziewczynki, one również częściej były jej świadkami. Częściej były też wykorzystywane seksualnie.

To nie koniec wstrząsających danych.

Według ubiegłorocznego badania co piąta nastolatka i nastolatek się okaleczali, co jedenasta osoba nastoletnia miała za sobą próbę samobójczą. Dziewczyny zdecydowanie częściej. Dlaczego te dane pojawiają się w raporcie? Bo badania jasno wykazują związek między przemocą rówieśniczą a samookaleczaniem się. Między wykorzystaniem seksualnym z kontaktem fizycznym a próbami samobójczymi.

Jeśli komuś się wydaje, że te liczby są tak duże, że aż nieprawdopodobne, to warto podkreślić, że w rzeczywistości może być jeszcze gorzej. Na udział w badaniu fundacji musi się zgodzić szkoła, czyli dyrektor, rodzice dzieci, wreszcie ankietowane dzieci i nastolatki. Część szkół i rodziców odmawia udziału, co może wynikać z tematu badania. Istnieje ryzyko, że rodzice stosujący przemoc lub zaniedbujący swoje dzieci nie zgadzają się na ich udział. Poza tym niektóre traumatyczne doświadczenia mogły zostać zatarte w pamięci dzieci lub nieuznane przez nie za krzywdzenie. Dzieci i nastolatki mogą też zwyczajnie nie chcieć ujawniać dramatycznych życiowych zdarzeń, mimo że ankieta jest oczywiście anonimowa.

Żyjemy w kraju, w którym przemoc wobec dzieci jest bardziej normą niż wyjątkiem.

Ten tekst nawiązuje do 16. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”. W środku materiał dla dzieci o tym, jak stawiać granice.

NR 16 / PODAJ HASŁO!

Ten tekst nawiązuje do 16. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”. W środku materiał dla dzieci o tym, jak stawiać granice.

NR 16
PODAJ HASŁO!

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę koordynuje pracę dziewięciu Centrów Pomocy Dzieciom (CPD), gdzie mogą one skorzystać ze wsparcia interdyscyplinarnego zespołu psycholożek, prawniczek i prawników, psychiatrów i psychiatrek (trzy znajdują się bezpośrednio pod opieką fundacji, pozostałe są prowadzone przez organizacje pozarządowe i wspólnie tworzą sieć). We Wrocławiu i w Gdańsku pod skrzydłami zespołu jest ok. 50 dzieci. Najmłodsi podopieczni mają 3–4 lata. Jeśli są zbyt mali na terapię, wówczas zespół pracuje z bezpiecznym rodzicem lub rodzicami, by uczyli się adekwatnie reagować na zachowania i potrzeby dziecka. Niektóre dzieci są w terapii przez kilka lat. Jeśli w międzyczasie dorosną, a wciąż potrzebują wsparcia, nadal mogą z niego korzystać.

Zespół centrum spotyka się co tydzień, by omawiać sprawy podopiecznych.
– Wspólnie szukamy najlepszego rozwiązania, najlepszego dla danego dziecka – mówi dr Marta Flis-Świeczkowska, koordynatorka zespołu interdyscyplinarnego CPD w Gdańsku. Po pomoc zgłaszają się rodzice lub prawni opiekunowie dziecka, które jest w trakcie procedury karnej, czyli jest osobą pokrzywdzoną w związku z przestępstwem. Opiekę psychologiczną i w razie konieczności – psychiatryczną – otrzymuje dziecko, ale z podobnego wsparcia może również skorzystać jego opiekun prawny. – Bo rodzic jest ważną bezpieczną osobą w życiu dziecka. By pomóc dziecku, musimy też zaopiekować rodzica – mówi Flis-Świeczkowska.

Są dni, kiedy telefon milczy, ale rzadko się takie zdarzają. Czasem dzwoni nawet kilka razy dziennie. W Gdańsku, Wrocławiu, Białymstoku i innych miastach.
Centrum prowadzi też szkolenia z reagowania na przemoc dla specjalistów, od pracowników szkół – pedagogów, psychologów, nauczycieli, ale też opieki medycznej. I kampanie społeczne, jak dostępna na stronie „Reaguj”.
– Niestety jest taka tendencja, że dzieciom się nie wierzy. Mamy przekonanie, że dzieci wymyślają, kłamią, są sugestywne. Natomiast badania sprzed prawie dwudziestu lat dotyczące wykorzystania seksualnego[2]https://www.researchgate.net/publication/5971019_Coaching_children_about_sexual_abuse_A_pilot_study_of_professionals’_perceptions pokazują, że tak naprawdę fałszywych oskarżeń wysuniętych przez dzieci jest 2–6 proc. Czyli de facto nic – mówi Flis-Świeczkowska. – Natomiast spraw, gdzie się dzieciom nie zaufało, jest zdecydowanie więcej. Świadczą o tym chociażby nasi klienci, którzy pojawiają się w ośrodku już po pobycie w szpitalu psychiatrycznym, gdzie byli z powodu próby samobójczej. I tym szpitalu zgłaszali, że mieli doświadczenie przemocy kilka lat wcześniej, że zgłaszali to mamie, tacie, wychowawczyni, psychologowi w gabinecie, i nikt nic z tym nie zrobił.

Dlaczego rozmawiamy akurat o wykorzystaniu seksualnym? Ponieważ zarówno do wrocławskiego, jak i do gdańskiego centrum najczęściej trafiają takie sprawy. Doktor Flis-Świeczkowska, wykładowczyni Katedry Prawa Karnego Procesowego i Kryminalistyki na Uniwersytecie Gdańskim, zajmuje się nimi również naukowo. Właśnie kończy opracowywać badania dotyczące wtórnej wiktymizacji dzieci. Przeanalizowała około dwustu spraw z całej Polski, które zakończyły się prawomocnym wyrokiem w przypadku dwóch przestępstw: zgwałcenia małoletniego i seksualnego wykorzystania małoletniego (lata 2019–2022).
– Sprawcą w większości wypadków był ojciec albo dziadek. Zgodnie z opiniami psychologów, seksuologów i psychiatrów w 90 proc. wypadków nie był to pedofil preferencyjny. To nie mieści nam się w głowach. Również sędziom – zauważa.
Zwraca uwagę na wiele sytuacji, w których krzywda dzieci zostaje podważona.
Na przykład: do ujawnienia wykorzystania seksualnego dochodzi w trakcie rozstania rodziców. Skarga dziecka zostaje uznana za wymyśloną z uwagi na konflikt między nimi.
Albo: dziecko nie chce zeznawać przed sądem – i ma do tego prawo. Ale prokurator czy sąd woleliby usłyszeć jasne oświadczenie. Tymczasem dziecku trudno jest powiedzieć o tych doświadczeniach, szczególnie w tak stresującej sytuacji.
– Często dzieci nikt nie informuje, co się będzie działo w czasie przesłuchania, kto jest kim, co może się wydarzyć, na przykład, że może zostać wniesiony akt oskarżenia albo nie, i to nie będzie ich wina – mówi Flis-Świeczkowska. – Dziecko powinno wiedzieć, co je czeka i jakie ma prawa. Że w pokoju przesłuchań powinny być chusteczki i woda. Że może poprosić o przerwę, wyjść do toalety. Że może odpowiadać: nie wiem, nie pamiętam, nie jestem pewna, pewny.
Jedna z podopiecznych gdańskiego ośrodka zeznawała w sprawie karnej trzy razy, choć powinna tylko raz. Jej zeznania się nie nagrały. W gabinecie terapeutycznym wprost powiedziała: mam poczucie, że nikt mi nie wierzy. Ciągle muszę opowiadać o tym samym, a na dodatek ciągle muszę spotykać się z tatą, mimo że to on mnie skrzywdził.
Jak to możliwe?
– Sprawy rodzinne i karne nie są kompatybilne – odpowiada Flis-Świeczkowska. – Sąd rodzinny uznaje, że wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa dziecku, w sprawie którego toczy się sprawa karna, jest wyznaczenie spotkań w obecności kuratora. A dla dziecka każdy kontakt z rodzicem – sprawcą, czy telefoniczny, czy osobisty, jest po prostu krzywdzący. Nie respektuje jego podmiotowości. Nawet sytuacja, w której rodzic – sprawca dzwoni domofonem do domu, nawet gdy bezpieczny rodzic mu nie otwiera, wywołuje u dziecka lęk.

Wygląda więc na to, że nawet dzieci, których sprawy trafiły do organów ścigania – a przecież nie wszystkie trafiają – nie mogą liczyć na wysłuchanie i zapewnienie poczucia bezpieczeństwa. Do tego sprawy zwykle toczą się kilka lat. Rekordowo długa sprawa podopiecznej gdańskiego centrum trwa już ósmy rok, dziewczynka zdążyła osiągnąć pełnoletniość. Przez cały czas trwania procesów dzieci nie mogą emocjonalnie domknąć swoich historii.

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

Dowodów na to, że nie traktujemy krzywdy dzieci poważnie, dostarcza również raport Fundacji Court Watch Polska Wymiar sprawiedliwości wobec przemocy domowej[3]2022, https://courtwatch.pl/wp–content/uploads/2022/03/RAPORT_wymiar_spr_wobec_przemocy_domowej.pdf, który obejmuje także przemoc wobec dzieci. Według raportu przypadki przemocy przez służby są traktowane rutynowo, bez zrozumienia specyfiki problemu, a przeciwdziałanie tej przemocy i oddziaływanie na sprawców jest niewystarczające. W przypadku co piątej z analizowanych spraw stwierdzono, że dzieci nie były traktowane jako osoby pokrzywdzone, choć zamieszkiwały wspólnie z osobą oskarżoną. „Trudno uznać, że faktycznie nie były one ofiarami przemocy. Przemoc osób dorosłych wobec dzieci nadal pozostaje w dużej mierze niewidoczna dla instytucji państwowych i wymiaru sprawiedliwości”, czytamy w raporcie.
– Również z naszych doświadczeń wynika, że dzieci nie zawsze są wysłuchane przez dorosłych – mówi mi Aneta Dominiak-Gnojnicka, koordynatorka Centrum Pomocy Dzieciom Fundacji NON LICET we Wrocławiu. – Często to najbliżsi dorośli są osobami krzywdzącymi, więc dzieci mają ograniczone zaufanie albo wcale nie mają zaufania do dorosłych. Ale muszę podkreślić, że nie ma jednej reguły. Również w szkołach dzieci nie zawsze są słyszane, a problem przemocy rówieśniczej bywa bagatelizowany. Nierzadko zdarza się, że krzywda dzieci nie jest zauważona przez dorosłych w porę.
– Brakuje nam systemu ochrony dzieci jako takiego. Liczę na to, że standardy ochrony małoletnich przyniosą tutaj pożądaną zmianę – mówi Flis-Świeczkowska i ma na myśli nowe przepisy Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, czyli tzw. ustawą Kamilka, które weszły w życie w lutym tego roku.

Każda placówka, w której przebywają dzieci – również muzeum czy kółko zainteresowań – ma sześć miesięcy, by opracować jasną i konkretną procedurę, co robić, gdy dziecko zgłasza przemoc.

Trudno w to uwierzyć, ale do tej pory to, czy taka procedura była, czy nie, zależało od dobrej woli danej instytucji.
– Mam nadzieję, że te standardy przyczynią się do tego, że sprawy dzieci nie będą zamiatane pod dywan, a adekwatnych reakcji ze strony dorosłych będzie więcej – mówi Flis-Świeczkowska.
– I że nie będą tylko kolejnym dokumentem, ale naprawdę przemyślanymi procedurami, które będą znali wszyscy pracownicy – dodaje Dominiak-Gnojnicka, koordynatorka centrum we Wrocławiu. – I które będą dostępne również dla dzieci. Dostępne, czyli napisane zrozumiałym dla nich językiem.

Grafika: Monika Polańska-Sowińska

Bez tej rozmowy nie pozwól jej wyjechać. Twoja córka i molestowanie

Bez tej rozmowy nie pozwól jej wyjechać. Twoja córka i molestowanie

Grafika: Monika Polańska-Sowińska

Do kogo dzieci zwracają się, by opowiedzieć o swojej krzywdzie? Zgodnie z raportem FDDS najczęściej do mamy, dalej do rówieśników spoza rodziny, taty, rodzeństwa lub innego dziecka w rodzinie, innego dorosłego z rodziny, psychologa lub pedagoga oraz nauczycielki lub nauczyciela. 8 proc. dzieci i nastolatków przyznaje, że nie miało ani jednej osoby, do której mogłoby się zwrócić. Czyli co najmniej dwoje dzieci w mojej trzydziestoosobowej klasie nie ma nikogo, komu ufa. Co to oznacza? Że muszą sobie radzić same. Albo nie radzić.

– Jeden z głównych wątków w naszych rozmowach z dziećmi to pytanie: na ile dorosły jest osobą godną zaufania? Na ile można wierzyć dorosłym, jeśli oni nie wierzą mnie? – mówi mi dr Anna Szczepaniak, psycholożka, psychoterapeutka i koordynatorka zespołu klinicznego Centrum Pomocy Dzieciom FDDS, która specjalizuje się w pracy z wczesnodziecięcą traumą relacyjną. – Dzieci są bezradne i zależne od pierwszych dni życia, do przetrwania potrzebują dorosłego, który zaspokoi ich podstawowe potrzeby fizyczne i psychiczne: uwagi, miłości, akceptacji, bezpieczeństwa, przewidywalności i przynależności. To, jak nasi rodzice zaspokajali te potrzeby, warunkowało rozwój naszej osobowości i nasze przekonania o świecie – tłumaczy. – Na przykład jeśli dziecko płacze i rodzic na to reaguje, zaciekawia się i szuka przyczyn płaczu, tworzy się tzw. zaufanie epistemiczne – wobec opiekuna, ale i innych. Na tej podstawie tego typu reakcji dziecko czuje się widziane, ważne, ale i przewiduje, że świat jest miejscem bezpiecznym. Na równie wczesnym etapie życia wykształca się przekonanie o sobie samym (zręby samooceny), czy jestem godny miłości i zaufania? Jeżeli dziecko od początku spotyka się z odrzuceniem, brakiem zaciekawienia ze strony dorosłych, traci nadzieję, że jego potrzeby zostaną zauważone, i w końcu przestaje je sygnalizować.

Są zatem takie dzieci, które miały uważność dorosłego i one w momencie krzywdy będą się zwracać do dorosłego o pomoc. Ale są i takie, które od początku miały w tym obszarze deficyty, więc nie mają przekonania, że w ogóle zostaną usłyszane..
Pytam psycholożkę, co przeżywa dziecko, które doświadczyło krzywdy, powierzyło ją dorosłym, a ci dorośli nie zareagowali na to adekwatnie. Czyli na przykład: nie uwierzyli, wyparli, zbagatelizowali, zaprzeczyli, zamrozili się sparaliżowani brutalną opowieścią albo poszli tylko w działanie – uruchomili całą machinę prawną, ale zostawili dziecko samo z emocjami, jakie przeżywało.
– Bywa tak, że dorosły nie jest w stanie wesprzeć dziecka, bo sam jest w lęku lub bezradności. A my, dorośli, nie lubimy czuć się bezradni. Radzimy sobie z nią np. przez pokazywanie złości, intelektualizację lub działanie. Dzieci z bezradnością radzą sobie w taki sposób, że między innymi przeżywają poczucie winy. Nieświadomie, oczywiście. Poczucie winy daje im jakiekolwiek poczucie sprawczości – chociaż to moja wina. Konsekwencje takiego braku wsparcia ze strony dorosłego lub braku wiary w opowieść dziecka powodują ogromne spustoszenie w jego umyśle, załamanie bezpieczeństwa, a nawet zagubienie w prawdzie – pojawia się pytanie: a może ja to sobie wszystko wymyśliłam?

To jest opuszczenie dziecka w jego prawdzie.

Jeśli dziecko wcześniej żyło w przekonaniu, że może ufać dorosłym, jego świat wywraca się do góry nogami. Jeśli tego przekonania nie miało, ale np. za namową rówieśnika zdecydowało się powierzyć krzywdę dorosłym i znów spotkało się z nieadekwatną reakcją, wzmacnia się w nim przekonanie, że jest mało wartościowe i nie zasługuje na uwagę, zaufanie, a nawet miłość. A taka okoliczność może wpływać na kształtującą się osobowość dziecka oraz może skutkować innymi zaburzeniami psychicznymi.

Jak się zorientować, że dziecko przeżywa taką sytuację?
– Utrata bezpieczeństwa daje często wyraz w objawach depresji, wycofaniu z życia albo też złości i buncie wobec dorosłych. Dziecko może też reagować objawami natury psychosomatycznej, czyli z ciała – bóle brzucha, głowy, zaparcia, problemy ze skórą. Dorosły reagujący tylko na objawy somatyczne owszem, opiekuje się ciałem, ale emocjami dziecka – bywa, że już nie. Co robi dziecko? Nieintencjonalnie wzmacnia objawy somatyczne, jako forma komunikacji, by zdobyć uwagę i troskę dorosłego. Pamiętajmy, że trauma jest zapisana w ciałach dzieci. Te małe ciałka też opowiadają nam historie. Czas, byśmy zaczęli nimi zaciekawiać i je czytać.

Znasz kogoś, kto doświadcza przemocy domowej? Sprawdź, co zmienia się w nowelizacji

Znasz kogoś, kto doświadcza przemocy domowej? Sprawdź, co zmienia się w nowelizacji

Do centrów FDDS trafiają dzieci, w sprawie których toczą się lub zaraz będą się toczyć karne postępowania. A jak wygląda codzienna sytuacja dzieci w szkołach? Pytam o to Aleksandrę Dulas, edukatorkę seksualną i terapeutkę pracującą z młodzieżą. W 2017 r. otrzymała odznakę „Za Zasługi dla Miasta Łodzi” za działalność na rzecz miasta godną szczególnego uznania. Od osiemnastu lat pracuje z młodzieżą, od czterech lat jest również nauczycielką etyki i WOS‑u w dwóch łódzkich szkołach prywatnych, gdzie pełni też rolę pani od psychoedukacji i wspierania uczniów.

– Szkoła jest takim miejscem, gdzie dzieciaki doświadczają dużo złego. Od dorosłych i od rówieśników. To nie jest przestrzeń bezpieczna, nawet w tych szkołach, które starają się być przyjazne do dzieci – uważa Dulas.

Co zgłaszają jej dzieci?
Że ciągle ktoś coś od nich chce.
Że dorośli oczekują, że po ośmiu czy dziesięciu godzinach w szkole ze śpiewem na ustach przystąpią do odrabiania zadań domowych, chociaż padają ze zmęczenia.
Że ciągle ktoś na nie krzyczy, albo w domu, albo w szkole. Ciągle słyszą, że czegoś nie zrobiły – od nauczycieli albo od rodziców.
Że nauczyciele straszą jedynkami.
– Widzę wielką zmianę samoświadomości w dzieciach. Już się tak nas, dorosłych, nie boją. Powiedzą: pan nas niefajnie traktuje, pani na nas krzyczy, zawsze boimy się na klasówkach, to nie jest OK – opowiada Dulas. – Jeden z uczniów, którego mam w terapii, napisał pismo do dyrektorki swojej szkoły, ponieważ uważał, że pani od matematyki źle się do niego zwracała. Powołał się w nim na prawa antydyskryminacyjne. I pani od matematyki więcej się krzywdząco do niego nie odezwała. Znajomość praw może ich uchronić przed niektórymi trudnymi sytuacjami, dlatego uczę o nich na WOS-ie. Narzekamy na pokolenie Z, że stawia granice, że nie chce za dużo pracować, a ja myślę: no super, wreszcie!
Pytam Dulas o przemoc rówieśniczą.
– Jest bagatelizowana częściej niż zauważana – uważa terapeutka. Opowiada mi, co od dorosłych często słyszą dzieci, które jej doświadczają. Przy czym pamiętajmy, że jakiejś formy przemocy rówieśniczej doświadcza 20 na 30 osób w klasie.
„No przecież spróbuj się jakoś dogadać”.
„Spróbuj się nie wyróżniać”.
„Może nie epatuj tak swoją tożsamością seksualną?”
„Ubierz się inaczej”.
„Spróbuj inaczej siedzieć albo myśleć”.
„Nie wymądrzaj się”.
„Jakoś to będzie”.
„Jeszcze te dwa lata do końca szkoły, przeczekasz”.
– I dziecko próbuje sobie radzić, a ponieważ grupa go odrzuca, to radzi sobie coraz gorzej, więc grupa jeszcze bardziej je odrzuca. Szkoła nie reaguje albo reaguje w taki sposób, że na równi traktuje sprawcę i tego, kto doświadcza przemocy. Pyta: co ty takiego robisz, że oni ci to robią? To jest bardzo częsta reakcja – opowiada Dulas.

– Trzeba pamiętać, że wszystko może stać się powodem odrzucenia: ktoś się uczy dobrze albo źle, ma ADHD, ma spektrum autyzmu, ma dysleksję, ma super ekstra ciuchy, bo jest dobrze sytuowany, albo ma słabe ciuchy, bo jest z biedniejszej rodziny, ma okulary albo nie ma, jest blondynką albo brunetką, ma ciemną skórę.
Każdy z nas ma w sobie taki kawałek, którego się trochę wstydzi. Nie dlatego, że jest obiektywnie zły, tylko dlatego, że można z niego szydzić. Ale to nie jest powód, by nas obwiniać za posiadanie tego kawałka – tłumaczy. Ostatnio od jednej z dziewczyn w terapii, która została odurzona i zgwałcona, usłyszała, że rodzice spytali, w czym podano jej narkotyk – i czy to był alkohol. Bo jak alkohol, to jednak jest jej wina. Powątpiewali też, czy na pewno do gwałtu doszło, bo przecież chłopcy byli z dobrych domów.

– W naszym społeczeństwie szukamy winy w osobie, która doświadcza krzywdy, a to w sprawcy trzeba jej szukać. I to on powinien ponieść karę – podkreśla Dulas.
Dlaczego zamykamy oczy na krzywdę, jaka spotyka dzieci od rówieśników?
– Żeby zacząć przeciwdziałać przemocy, trzeba najpierw uznać: w mojej klasie jest przemoc. Nazwać to. Tymczasem nauczyciele i nauczycielki nie są dla siebie w szkołach wsparciem i to jest realny problem. Nauczyciel, który powie drugiemu: nie radzę sobie, często usłyszy: a ja sobie radzę. Poza tym w pokoju nauczycielskim jest często większy mobbing niż w klasie. Jeśli nie umiemy sobie poradzić z nim wśród dorosłych, jak mamy pomóc dzieciom?
Zwraca uwagę na jeszcze jeden, głębszy problem. Jej zdaniem nie potrafimy adekwatnie zareagować na przemoc rówieśniczą wobec dzieci, bo nie potrafimy uznać, że sami choć raz w życiu byliśmy jej sprawcami.
– Nie umiemy się z tym zmierzyć, bo sprawia nam to dyskomfort – uważa Dulas. – I tak długo, jak sobie tego nie przerobimy, że przemoc istnieje, że niemal każdy z nas jej doświadczył i każdy był kiedyś jej sprawcą, a nie tylko obserwatorem, tak długo będziemy zamykać na nią oczy.

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!

Pomóż nam wydawać „Kosmos dla dziewczynek” – pismo, które dla mnóstwa dziewczynek jest prawdziwym skarbem!