Sporo powiedziano już o wychowaniu niemowlęcia i nastolatka, ale czy wiemy coś o matkowaniu dorosłym dzieciom? Jak być rodzicem człowieka pełnoletniego? Gdzie kończą się nasze zobowiązania, a zaczyna dorosła relacja? Czy mamy naszemu dziecku u progu dorosłości pomagać i jak dalece? Czy jest gorsze i bardziej niszczące stwierdzenie niż: „ja w twoim wieku?” Ani się obejrzysz, a te pytania będą dotyczyć także ciebie.
O tym i o innych aspektach relacji z dorosłym dzieckiem pisze Laurence Steinberg w książce You And Your Adult Child. How to Grow Together in Challenging Times, a ja postanowiłam wynotować dla nas najważniejsze i najbardziej odkrywcze postulaty autora. Książka ma charakter poradnikowy, ale warto radzić się mądrzejszych i bardziej doświadczonych: autor ma 38-letnie doświadczenie jako rodzic, jest psychologiem i neuronaukowcem specjalizującym się w badaniach nad rozwojem młodzieży i relacją rodzic–dziecko.
Mózg człowieka pozostaje plastyczny mniej więcej do 25. roku życia. To oznacza, że warto się w tym czasie nadal uczyć, bo łatwo przyswaja się wiedzę – ale także, że młody dorosły jest podatny na uzależnienie i inne niekonstruktywne zachowania.
Jak w tym okresie towarzyszyć dziecku?
Fotografia: Laurence Steinberg, You And Your Adult Child. How to Grow Together in Challenging Times (Simon and Schuster, 2024)
Porady zawarte w książce Steinberga można sprowadzić do kilku prostych zasad.
Młodzi ludzie prawdopodobnie myślą o swoich rodzicach rzadziej niż starzejący się i samotni rodzice myślą o nich. I należy to uszanować. To pierwsza sprawa.
Zdarza się jednak, że to dorosłe dzieci, zwłaszcza po gwałtownych rozstaniach, szukają u rodziców porady i więzi. Zanim zastosuje się jakieś kategoryczne rozwiązania, lepiej starać się usłyszeć zdanie dziecka i zapewnić je o jego samodzielności.
Należy unikać stwierdzeń typu: „ja w twoim wieku”. Świat się zmienia, wymagania wobec młodych ludzi również, a takie zdanie prawie zawsze brzmi lekceważąco i deprecjonuje rozmówcę. Gdy domagamy się szacunku, musimy sami najpierw szanować swoje dziecko.
A poza tym – to jeden z najważniejszych wniosków z tej książki – usamodzielnienie się kosztuje dziś więcej pieniędzy i czasu (nawet do dziesięciu lat) niż za naszej młodości.
Kiedy ty i twoje dziecko jesteście na wojnie, nikt nie wygrywa – przypomina nam autor w rozdziale o odcięciu się od rodziców, wielomiesięcznym, a raczej wieloletnim wygaszeniu tej relacji (ang. estrangement). Ale uwaga! To częściej dzieci uważają się za odcięte od rodziców niż rodzice od dzieci. Według rodziców sytuacja może być w jak najlepszym porządku. Przy czym napięte relacje z rodzicami wcale nie oznaczają ich odcięcia. Steinberg radzi nam także, że kompromis wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo nikt wtedy nie jest zadowolony. Lepiej wypracować porozumienie w rozmowie wszystkich zainteresowanych (tak, często przyszłych teściów). A także – że sprawiedliwie wobec rodzeństwa nie zawsze znaczy po równo, tylko według potrzeb i możliwości.
Czy warto iść na studia to rozdział specyficzny, bo dotyczący płatnej edukacji w Stanach Zjednoczonych. Nam tu, w Polsce, przypomina, że bezpłatne studia wyższe to jeden z największych przywilejów.
Książka dzieli się na kilkanaście intuicyjnych rozdziałów i podrozdziałów, jak np. miłość i seks (także coming out), ślub i wesele, pieniądze i zakres wsparcia w dorosłości, opisywane już odcięcie, powrót dorosłego dziecka do domu, dziadkowanie itd.
Czy moje dziecko kwitnie, czy się męczy? – nosi tytuł jeden z rozdziałów. Autor cytuje stare powiedzenie, że rodzic jest tak szczęśliwy jak jego najmniej szczęśliwe dziecko. I wraca do głównej zasady zawartej w tej książce: wypowiadaj się, jeśli koniecznie musisz, ale co do zasady staraj się zachowywać swoje opinie dla siebie.
W sumie najbardziej podobał mi się ton tej książki – rady i sugestie, wypowiadane łagodnym tonem osoby, do której mamy zaufanie z racji jej wieku i doświadczenia. Pewnie wszyscy tęsknimy za tego rodzaju przekazem w dobie braku autorytetów.