Matki Ukrainy to cykl wywiadów Fundacji Kosmos dla Dziewczynek z kobietami, które uciekły przed wojną do Polski. To próba oddania głosu tym, o których sporo mówimy w trzeciej osobie, ale których nie słyszy się w polskich mediach tradycyjnych czy społecznościowych. A tymczasem one są tu z nami. Nasze rozmówczynie opowiadają o tym, jak układają życie swoje i swoich dzieci w Polsce, jak mierzą się z tym, co zostawiły za sobą, jak ich dzieci adaptują się w zupełnie nowych okolicznościach. Ich macierzyński punkt widzenia jest dla nas szczególnie ważny. Wymyka się eksperckim narracjom i dotyka tego, co w życiu najważniejsze.

„Українські матері” – це цикл інтерв’ю Фундації „Космос для дівчаток” з жінками, які втекли від війни до Польщі. Це спроба надати слово тим, про кого ми багато говоримо в третій особі, але кого не чути в польських традиційних чи соціальних медіа. А поки що вони тут, з нами. Наші співрозмовниці розповідають про те, як вони влаштовують своє життя і життя своїх дітей у Польщі, як вони справляються з тим, що залишили, як їхні діти адаптуються в цілком нових умовах. Для нас надзвичайно важлива їхня материнська точка зору. Вона відходить від експертних розповідей і торкається того, що є найважливішим у житті.

Wywiad z Żanną Wołowiecką, mamą Aleksandry (17), Julii (14), Iwanny (12), Katarzyny (11), Borysa (8) i Złaty (5), która uciekła przed wojną w Ukrainie ze Lwowa do Częstochowy.

Інтерв’ю з Жанною Воловецькою, матір’ю Олександри (17), Юлії (14), Іванни (12), Катерини (11), Бориса (8) та Злати (5), які перед війною в Україні втекли зі Львова до Ченстохови.

Czy spodziewałaś się, że w Ukrainie może wybuchnąć wojna?

Żanna: Nie. Moi rodzice mieszkają w obwodzie chersońskim i kiedy oglądali wiadomości w telewizji, często zapowiadali, że Putin na nas napadnie. Wtedy ja mówiłam, że to przesada, że nie ma co wierzyć we wszystko i psuć sobie humoru złymi wiadomościami. I do ostatniego momentu w to nie wierzyłam. Uważałam, że są to polityczne igraszki. Ale 24 lutego o godzinie siódmej rano zadzwonił tata i powiedział, że rodzice są już pod okupacją rosyjską. My z dziećmi mieszkaliśmy we Lwowie. Pierwszego dnia wojny non stop przeglądaliśmy wiadomości w internecie, w mediach społecznościowych i zupełnie nie rozumieliśmy, co się dzieje. Ale w następnych dniach zaczęłam rozumieć, że nie będzie już tego życia, którym dotąd żyliśmy, że wszystko się zmieni i trzeba podjąć jakieś decyzje, bo mam szóstkę dzieci i muszę im zapewnić bezpieczeństwo. Na początku pragnęłam zostać i pomagać naszym żołnierzom i innym ludziom, ale potem zrozumiałam, że najważniejsze jest bezpieczeństwo dzieci i że nie wiem, czy w Ukrainie będę w stanie je im zapewnić. Rodzice nie są tylko po to, aby dzieci nakarmić, utrzymać, ale także aby zapewnić im szczęśliwe dzieciństwo. Bezpieczne schronienie to jego podstawa. Mój mąż pracował od kilku lat w Polsce, więc zdecydowałam, że pojedziemy do niego.

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN

A jak udało się wam dotrzeć do Polski?

Sytuacja na granicy nie wyglądała dobrze. Wiedzieliśmy, że są ogromne kolejki, że czeka się po kilka dni na przejście, więc nie miałam pojęcia, jak dam radę sama z dziećmi iść tak daleko. Na szczęście rodzina i inni dobrzy ludzie pomogli nam zdobyć samochód, który pomieścił naszą siódemkę, i 1 marca wyruszyliśmy. Spakowałam mało ubrań czy zabawek, bo chciałam wziąć jak najwięcej wody i jedzenia dla dzieci. Nie miałam pojęcia, jak długo będziemy jechać. Widziałam ludzi, którzy stali z plecakami w kolejkach od kilku dni. Nie mogłam na to patrzeć. Nam udało się w miarę szybko przekroczyć granicę, staliśmy na niej tylko dwanaście godzin. Wybraliśmy przejście graniczne Zosin–Uściług, bo tak nam poradzono. Zarówno po ukraińskiej, jak i po polskiej stronie rozdawano wodę i coś do jedzenia – kanapki, ale też kebab: w Polsce chłopaki z pobliskiej budki wszystkich częstowali. Przy kontroli paszportów rozdawano coś słodkiego dla dzieci. Była też herbata i kawa rozlewana z termosów, ale my nie zatrzymywaliśmy się, by się napić, bo chciałam dojechać jak najszybciej. Szef męża zapewnił nam na początek dwupokojowe mieszkanie i obaj czekali na nas, niepokoili się, czy jesteśmy bezpieczni. Oczywiście później musieliśmy znaleźć większe mieszkanie, jest nas w końcu ośmioro. Ale byłam naprawdę pod wrażeniem, że Polacy tak szybko zorganizowali pomoc dla nas.

Myślałam sobie, jak to jest: jeden sąsiad nas zaatakował, a drugi udzielił schronienia.

Od razu podjęłaś decyzję, że dzieci mają iść do szkoły?

Najpierw wszyscy byliśmy w szoku. Ale po kilku dniach zrozumiałam, że dzieci nie mogą marnować czasu, siedząc w mieszkaniu i nic poza tym nie robiąc, i że muszę im znaleźć szkołę w Częstochowie. W rejonowej nie było już miejsc. W Ukrainie moje dzieci chodziły do szkoły muzycznej, więc zaczęłam się interesować, czy tutaj też są takie szkoły. Znalazłam odpowiednią i zapisałam do niej dzieci – poza najstarszą córką, która uczy się już w liceum, i najmłodszą, która chodzi jeszcze do przedszkola.

Jak dzieci odnalazły się w nowej szkole?

Najstarsza córka przez pięć lat uczyła się waszego języka w Ukrainie, bo chodziła do szkoły z dodatkowym polskim, więc było jej łatwiej dogadywać się z rówieśnikami, nie miała bariery językowej. Ale wszystkie moje dzieci zostały dobrze przyjęte. Nauczycielki bardzo pilnowały, żeby nikt im nie dokuczał. Im ani innym dzieciom z Ukrainy, które wkrótce też pojawiły się w szkole. W Polsce ludzie naprawdę rozumieli naszą sytuację, to, że jest wojna. Oczywiście wszystko zależy od człowieka, jego wychowania, postrzegania świata, jednak ani mnie, ani moich dzieci nie spotkało w Polsce od wybuchu wojny w Ukrainie nic nieprzyjemnego.

No właśnie – kwestia edukacji, wychowania. Czy widzisz jakieś różnice w tych obszarach w Ukrainie i Polsce?

Tak, widzę kilka. Na przykład w ukraińskiej szkole, jaką ja znam, bardzo szybko omawia się tematy i często dzieci nie do końca je rozumieją, uczą się na pamięć. Wydaje mi się, że w Polsce nauczyciele więcej wyjaśniają i zależy im, żeby uczniowie lepiej zrozumieli materiał. W Ukrainie program nauczania jest przeładowany i po prostu nie starcza czasu, żeby wszystko szczegółowo wytłumaczyć. Bardzo często jest tak, że na jednej lekcji przedstawia się dany temat, a na następnej jest już z niego sprawdzian. Nikt nie ma czasu zainteresować się, czy dziecko na pewno wszystko pojęło. Mnie polska szkoła, do której chodzą moje dzieci, przypomina tę, do której w Ukrainie ja chodziłam jako dziecko. Mam wrażenie, że wtedy było więcej czasu na objaśnianie, wychowywanie. Natomiast z lekcjami języków obcych bywa odwrotnie, na przykład na angielskim to w Ukrainie tłumaczy się zagadnienia bardziej szczegółowo.

Może ten pośpiech w nauczaniu wynika też z tego, że w Polsce młodzież kończy szkołę ponadpodstawową, tę obowiązkową, mając dziewiętnaście lat, a w Ukrainie siedemnaście–osiemnaście. Na przykład moja najstarsza córka miała w tym roku skończyć ostatnią klasę liceum i iść na studia! Tymczasem w Polsce zapisano ją do klasy rok niżej. No i jeszcze jedna różnica, która przychodzi mi do głowy, to taka organizacyjna: kiedy mieszkaliśmy w Ukrainie, dzienniki elektroniczne dopiero zaczynały się pojawiać, a w polskiej szkole, do której chodzą moje dzieci, są już od dawna.

Jak spędzaliście w Ukrainie czas wolny? Jak spędzacie go w Polsce?

W Ukrainie moje dzieci po szkole dużo ćwiczyły grę na instrumentach, a ja ich słuchałam. Dwie moje córki – Iwanna i Katarzyna – grały na bandurze, czyli ukraińskim instrumencie ludowym, na którym gry w Polsce raczej się nie uczy. W Polsce zamiast na bandurę obie zapisały się na gitarę. Barys nadal gra na fortepianie, ale we Lwowie mieliśmy instrument w domu – tutaj nie mamy na niego miejsca. Najstarsza, Aleksandra, gra na flecie, a Julia wcześniej grała na perkusji, ale teraz poszła na saksofon, bo bardzo chciała spróbować. Dzieci w Ukrainie chodziły też na strzelnicę – to był ich ulubiony sport. Ich trener był mistrzem świata, bardzo go lubiły i tych spotkań na pewno najbardziej im teraz w Polsce brakuje. Często jeździliśmy latem na kempingi nad morze do moich rodziców. Za tym też bardzo tęsknimy. Odkąd przyjechaliśmy do Polski, ja wciąż nie mogę uwierzyć, że nasze życie musiało się tak zmienić z dnia na dzień. Pewnie dlatego na początku w ogóle nie chciało mi się bawić, jeździć na wycieczki. Zwłaszcza że był taki czas, kiedy przez miesiąc nie miałam żadnego kontaktu z rodzicami, nie wiedziałam nawet, czy żyją. Odłączono im internet i wszystkie inne drogi komunikacji. Ukraińskiego operatora sieci telefonicznej już na tamtym terenie nie ma. Dowiedziałam się, co z rodzicami, dopiero dzięki koleżance z Chersonia, która kupiła tam rosyjski starter i zaniosła moim rodzicom. Jakiś czas temu tu, w Polsce, zatrzymały się u nas dwie znajome ukraińskie rodziny z obwodu chersońskiego. W trzech pokojach spało w sumie szesnaście osób – nasza ósemka i te dwie rodziny po cztery osoby każda. Chciałam pomóc im się zaadaptować, pomogłam załatwić dokumenty, szukałam razem z nimi nowego mieszkania. Moje starsze córki gotowały w tym czasie dla wszystkich, sprzątały. Jestem im za to niezmiernie wdzięczna. Jeździliśmy kilka razy na grilla, nad jezioro, ale na dłuższe wycieczki nie było czasu. I tak zleciało nam lato.

Czym się zajmowałaś w Ukrainie? Te talenty muzyczne dzieciaki mają po tobie?

Nie, ja na niczym nie gram i nie jestem specjalnie muzykalna. Ale w Ukrainie byłam bardzo aktywna, uczestniczyłam w wielu wydarzeniach organizowanych przez stowarzyszenie dla dużych rodzin, w zajęciach dla kobiet – na przykład spotkaniach z liderkami, kobietami biznesu. W domu byłam mamą na pełny etat, ale jak dzieci były w szkole, starałam się rozwijać, dbać o siebie, mieć swoje sprawy i własne zainteresowania. Jestem ekspertką w dziedzinie wellness oraz antiaging. Miałam swoich klientów, pomagałam ludziom być młodymi, zdrowymi i pięknymi przez długie lata. Miałam wielkie plany w związku z rozwojem swojego biznesu, które musiałam odłożyć przez wojnę.

Zatem wiele zmieniło się też dla ciebie.

Tak. Tutaj nie mam tylu zajęć, nie mam swoich znajomych ani przyjaciół. Zmieniło się moje otoczenie, które w Ukrainie sama sobie formowałam przez wiele lat. Kiedy żyjesz normalnym życiem, sama dobierasz przyjaciół, decydujesz, z kim spędzasz więcej czasu, a z kim mniej. Ja tutaj tak nie mam. Nie znam języka, czuję się trochę wyizolowana. Jednocześnie tu, w Polsce, moje dzieci potrzebują więcej uwagi, niż potrzebowały przed wojną, choćby pomocy w lekcjach, które bądź co bądź odbywają się w obcym języku. Myślę, że potrzebuję jeszcze czasu, żebym mogła poczuć, że wszystko jest odpowiednio zorganizowane.

Masz pięć córek. Czy czujesz jakieś różnice w traktowaniu dziewczynek i kobiet w Polsce i w Ukrainie?

Myślę, że ta kwestia nie zależy od miejsca czy kraju, tylko od konkretnych ludzi. Podejście do życia, wartości, zasady, którymi się człowiek kieruje – decydują o wszystkim. Bo to nasze zasady przekazujemy dzieciom. Jest takie powiedzenie: „nie wychowujcie dzieci, wychowujcie siebie”. Dzieci uczą się od nas i do nas – rodziców – się upodabniają.

Czy rozmawiasz z dziećmi o wojnie?

Starsze córki cały czas sprawdzają w internecie, co się dzieje w Ukrainie, czytają wszystkie wiadomości. Ja w pewnym momencie przestałam oglądać i słuchać – nie byłam w stanie. Nie mogę ciągle płakać, mieć wahań nastroju, bo muszę być silna dla moich dzieci.

Czy kiedy skończy się wojna, chciałabyś wrócić do Lwowa?

Tak. Choć priorytetem jest dla mnie bezpieczeństwo dzieci. W drugiej kolejności ich szkoła. Dwie córki i tak planowały przyjechać do Polski na studia, więc pewnie będą chciały zostać na czas nauki. Zrozumiałam, że nasz dom jest tam, gdzie cała rodzina jest razem.

Teraz, kiedy dzieci się tu uczą i mąż ma tu pracę, nasz dom jest w Polsce.

Wcześniej, kiedy mąż pracował w Polsce, a my byliśmy w Ukrainie, widywaliśmy się rzadko i to było bardzo trudne. Teraz mąż ma możliwość więcej czasu spędzać z rodziną i te chwile są dla nas bardzo cenne. Jak tylko w Ukrainie będzie bezpiecznie, będzie możliwość nauki i pracy, to oczywiście wrócimy. I pewnie wtedy będziemy tęsknić za życiem w Polsce, bo jest nam tu dobrze i powoli przywiązujemy się do tego miejsca.

Za czym jeszcze tęsknicie?

Tęsknimy po prostu za Ukrainą, Lwowem, za naszym morzem i arbuzami z Chersonia. Dzieciaki tęsknią za przyjaciółmi.

Ja im powtarzam, że bardzo ważne, żeby się uczyły, skończyły studia, zdobyły wiedzę oraz zawód i wróciły do Ukrainy. Bo jak skończy się wojna, wszystko trzeba będzie zacząć od nowa.

To jest moja misja – żeby w Polsce moje dzieci zdobyły wykształcenie i mogły odbudować nasz kraj. A ja tęsknię najbardziej za spokojem i normalnym życiem. Przestałam zajmować się sobą, nie rozwijam się. Po prostu żyję z dnia na dzień i dziękuję Bogu za to, że z moją rodziną, która została w Ukrainie, nic się nie stało. Zawsze potrafiłam się cieszyć małymi rzeczami – słońcem, uśmiechem, codziennymi obowiązkami – ale teraz czuję, że to utraciłam, że wraz z wybuchem wojny zamieszkał we mnie wielki smutek. Mam poczucie straconego szczęścia. Ale też nadzieję, że je znów odnajdę.

Я маю бути сильною заради своїх дітей

Чи Ти сподівалась, що в Україні може розпочатися війна?

Ні. Мої батьки живуть у Херсонській області, і коли вони дивилися новини по телебаченню, вони часто заявляли, що путін на нас нападе. На той час я говорила, що це перебільшення, що не потрібно вірити всьому і псувати собі настрій поганими новинами. І до останнього моменту я в це не вірила. Я думала, що це політичні ігри. Але 24 лютого о сьомій ранку зателефонував тато і сказав, що мої батьки вже під російською окупацією. Ми з дітьми мешкали у Львові. У перший день війни ми безперервно переглядали новини в Інтернеті, в соціальних мережах і абсолютно не розуміли, що відбувається. Але в наступні дні я почала розуміти, що вже не буде того життя, яким ми доти жили, що все зміниться і треба приймати якісь рішення, тому що у мене шестеро дітей і маю їм запевнити безпеку. Спочатку я хотіла залишитися і допомагати нашим воїнам та іншим людям, але потім я зрозуміла, що найголовніше – це безпека моїх дітей і що я не знаю, чи зможу забезпечити їх в Україні. Батьки не існують тільки для того, щоб нагодувати дітей, їх підтримувати, але й забезпечити їм щасливе дитинство. Надійний притулок – це основа. Мій чоловік кілька років працює у Польщі, тому я вирішила, що ми поїдемо до нього.

А як вам вдалося потрапити до Польщі?

Ситуація на кордоні виглядала не найкраще. Ми знали, що є величезні черги, що треба чекати декілька днів щоб пройти кордон, тому я не уявляла, як мені вдасться самій з дітьми йти так далеко. На щастя, родина та інші добрі люди допомогли нам придбати автомобіль, який міг би змістити нашу сімку, і 1 березня ми вирушили в дорогу. Я спакувала дуже мало одягу та іграшок, тому що хотілося взяти якомога більше води та їжі для дітей. Я навіть не уявляла, як довго ми будемо їхати. Я бачила людей, які стояли в черзі з рюкзаками декілька днів. Я не могла на це дивитися. Нам вдалося досить швидко перетнути кордон, стояли ми лише дванадцять годин. Ми обрали прикордонний перехід Зосін – Устилуг, нам так порадили. Як з української, так і з польської сторони роздавали воду і щось поїсти – бутерброди, а також кебаби: у Польщі нас частували хлопці з поближньої будівлі. При паспортному контролі дітям роздавали солодощі. Також був чай та кава, яку наливали з термосів, але ми не зупинялися, щоб випити, бо мені хотілося доїхати якнайшвидше. Директор мого чоловіка на початок надав нам двокімнатну квартиру і вони обидва чекали на нас, хвилювалися, чи ми в безпеці. Звичайно, згодом нам довелося знайти більшу квартиру, нас все-таки восьмеро. Але я була дійсно вражена, що поляки так швидко організували допомогу для нас.

Я собі подумала, як це так: один сусід напав на нас, а інший дав притулок.

Ти одразу прийняла рішення, що діти повинні йти до школи?

Спочатку ми всі були приголомшені. Але через кілька днів я зрозуміла, що діти не можуть витрачати час, сидячи в квартирі і нічого не роблячи, і що я маю знайти їм школу в Ченстохові. У місцевій школі вже не було місць. В Україні мої діти ходили до музичної школи, тож я почала шукати, чи є такі школи і тут. Я знайшла відповідну і записала туди своїх дітей – окрім старшої доньки, яка вже навчається у ліцеї, і наймолодшої, яка ще ходить до дитячого садочка.

Як діти освоїлися в новій школі?

Старша донька п’ять років вивчала вашу мову в Україні, бо ходила до школи з додатковим вивченням польської мови, тому їй було легше ладнати з однолітками, вона не мала мовного бар’єру. Але всіх моїх дітей прийняли добре. Вчительки уважно слідкували за тим, щоб їх ніхто не дражнив. Ні їм, ні іншим українським дітям, які незабаром також з’явилися в школі. У Польщі люди дійсно розуміли нашу ситуацію, те, що триває війна. Звичайно, все залежить від людини, її виховання, світосприйняття, однак нічого неприємного ні зі мною, ні з моїми дітьми в Польщі з початком війни в Україні не сталося.

От власне – питання освіти, виховання. Чи помічаєш якісь відмінності у цій галузі в Україні та Польщі?

Так, я бачу декілька. Наприклад, в українській школі, яку я знаю, це дуже швидко обговорюються теми і часто діти не до кінця їх розуміють, вчать напам’ять. Мені здається, що в Польщі вчителі більше пояснюють і турбуються про те, щоб учні розуміли. В Україні навчальна програма перевантажена і на все просто не вистачає часу, щоб пояснити детальніше. Дуже часто трапляється так, що на одному занятті подається тема, а на наступне заняття вже тест з цієї теми. Ніхто не встигає поцікавитися, чи дійсно дитина все зрозуміла. Мені польська школа, до якої ходять мої діти, нагадує ту, до якої ходила я у дитинстві в Україні. У мене склалося враження, що тоді було більше часу для пояснення, виховання. Натомість з заняттями іноземної мови все навпаки: англійською мовою, наприклад, саме в Україні більш детально роз’яснюють матеріал.

Можливо, така швидкість у навчанні пов’язана ще й з тим, що в Польщі середню школу, яка є обов’язковою, молодь закінчує у дев’ятнадцять років, тоді як в Україні – у сімнадцять-вісімнадцять років. Наприклад, моя старша донька повинна була цього року закінчити випускний клас середньої школи і вступити до Університету! Натомість у Польщі її зарахували до класу на рік молодшого. І є ще одна відмінність організаційного характеру, яка спадає на думку: коли ми жили в Україні, електронні щоденники тільки починали з’являтися, тоді як у польській школі, де навчаються мої діти, вони використовуються вже давно.

Як ви проводили вільний час в Україні? Як проводите його в Польщі?

В Україні мої діти багато займалися після школи грою на музичних інструментах, а я їх слухала. Дві мої доньки – Іванна та Катерина – грали на бандурі, українському народному інструменті, на якому в Польщі швидше за все не вчать грати. У Польщі замість бандури, обидві записалися на гітару. Борис досі грає на фортепіано, але у Львові інструмент був у нас в дома, тут не маємо для нього місця. Найстарша, Олександра, грає на флейті, а Юлія раніше грала на барабанах, але зараз взялася за саксофон, бо дуже хотіла спробувати. Діти в Україні також ходили в тир – це був їхній улюблений вид спорту. Їхній тренер був чемпіоном світу, дуже його любили, і цих зустрічей, безумовно, їм найбільше зараз бракує у Польщі. Влітку ми часто їздили на кемпінги на море до моїх батьків. Нам цього теж дуже не вистачає. Відтоді, як ми приїхали до Польщі, я досі не можу повірити, що наше життя могло так сильно змінитися з одного дня на інший. Напевно тому, мені спочатку взагалі не хотілось гратися, їздити на екскурсії. Особливим був час, коли я місяць не мала жодного зв’язку з батьками, навіть не знала, чи вони живі. Їхній Інтернет та всі інші засоби зв’язку були відключені. Український оператор телефонного зв’язку на цій території більше не працює. Про своїх батьків я дізналася тільки завдяки подрузі з Херсона, яка купила там російський стартовий пакет і привезла його моїм батькам. Якийсь час тому, тут, у Польщі, у нас зупинилися дві знайомі українські родини з Херсонщини. Загалом у трьох кімнатах нас спало шістнадцять осіб — нас восьмеро і ще дві сім’ї по чотири особи в кожній. Я хотіла допомогти їм адаптуватися, допомагала оформляти документи, шукала з ними нове помешкання. Мої старші доньки за цей час готували для всіх, прибирали. Я надзвичайно вдячна їм за це. Декілька разів їздили на шашлики, на озеро, але на більш тривалі виїзди часу не вистачало. Так промайнуло літо.

Чим Ти займалась в Україні? Ці музичні таланти діти перейняли від Тебе?

Ні, я ні на чому не граю і не настільки музикальна. Але в Україні я була дуже активною, брала участь у багатьох подіях, які організовувала асоціація для багатодітних сімей, у заходах для жінок — наприклад, зустрічах з жінками-лідерками, бізнес-леді. Вдома я була мамою на повну зайнятість, але коли діти були в школі, я намагалася розвиватися, доглядати за собою, мати свої справи та свої інтереси. Я є експертом у сфері wellness та anti-aging. Я мала своїх клієнтів і протягом багатьох років допомагала людям бути молодими, здоровими і красивими. У мене були великі плани щодо розвитку свого бізнесу, які довелося відкласти через війну.

Тож і для Тебе багато чого змінилося.

Так, тут у мене не так багато занять, тут немає моїх знайомих, немає моїх друзів. Змінилося моє оточення, яке в Україні я сама сформувала протягом багатьох років. Коли ти живеш нормальним життям, сама обираєш собі друзів, сама вирішуєш, з ким проводити більше часу, а з ким менше. У мене тут цього немає. Я не знаю мови, відчуваю себе трохи ізольовано. Водночас, тут, у Польщі, мої діти потребують більше уваги, ніж потребували до війни, навіть якщо це допомога з уроками, які, зрештою, проводяться іноземною мовою. Думаю, мені ще потрібен час, щоб відчути, що все організовано належним чином.

У Тебе п’ять дочок. Чи помічаєш відмінності у ставленні до дівчат та жінок у Польщі і в Україні?

Я думаю, що це питання не залежить від місця чи країни, а від конкретних людей. Підхід до життя, цінності, принципи, якими керується людина — вони все вирішують. Тому що це наші принципи, які ми передаємо нашим дітям. Є така поговірка: „не виховуй дітей, виховуй себе”. Діти вчаться у нас і стають схожими на нас – своїх батьків.

Чи розмовляєш Ти зі своїми дітьми про війну?

Мої старші доньки постійно перевіряють в Інтернеті, що відбувається в Україні, читають всі новини. Я в якийсь момент припинила дивитися і слухати — не витримала. Я не можу весь час плакати, мати перепади настрою, тому що я повинна бути сильною для своїх дітей.

Коли закінчиться війна, чи хотіла б Ти повернутися до Львова?

Так, Хоча пріоритетом для мене є безпека дітей. Потім — їхня школа. Дві мої доньки все одно планували приїхати до Польщі на навчання, тож, напевно, хотітимуть залишитися для продовження навчання. Я зрозуміла, що наш дім там, де вся родина разом.

Тепер, коли діти тут навчаються, а чоловік має тут роботу, наш дім — у Польщі. 

Раніше, коли чоловік працював у Польщі, а ми були в Україні, ми бачилися рідко і це було дуже важко. Тепер мій чоловік має можливість більше часу проводити з сім’єю і ці моменти для нас дуже цінні. Як тільки в Україні буде безпечно, буде можливість навчатися і працювати, тоді, безумовно, ми повернемося. Тоді ми, очевидно, будемо сумувати за життям у Польщі, тому що нам тут комфортно і ми потроху звикаємо до цього місця.

За чим ви ще сумуєте?

Ми просто скучили за Україною, за Львовом, за нашим морем і за херсонськими кавунами. Діти сумують за своїми друзями.

Я пояснюю їм, що дуже важливо, щоб вони навчалися, отримали диплом, здобули знання, професію і повернулися в Україну. Бо коли закінчиться війна, все доведеться починати спочатку. 

Це моя місія — щоб мої діти отримали освіту в Польщі і змогли відбудувати нашу країну. А найбільше мені не вистачає спокою і нормального життя. Я перестала дбати про себе, я не розвиваюся. Я просто живу з дня на день і дякую Богу за те, що з моєю родиною, яка залишилася в Україні, нічого не сталося. Я завжди вміла радіти дрібницям — сонцю, посмішкам, щоденним справам, але зараз відчуваю, що втратила це, що з початком війни в мені оселився великий смуток. У мене відчуття втраченого щастя. Але одночасно сподіваюся, що я їх знову віднайду.

Patron cyklu / Партнером циклу є

Mariana Tarchanyn – w Ukrainie pracowała jako nauczycielka języka polskiego, literatury polskiej i historii w kilku szkołach, autorka projektu: “Każdemu, kto tonie należy podać rękę. Niezwykłe życie Ireny Sendlerowej”. Filolożka języka angielskiego i polskiego, tłumaczka, prowadzi kursy języka polskiego jako obcego. 

Мар’яна Тарчанин – в Україні працювала вчителькою польської мови, літератури та історії у кількох школах, авторка проєкту: „Кожному хто потопає необхідно протягнути руку допомоги. Неймовірне життя Ірени Сендлер”. Філологиня англійської та польської мов, перекладачка, проводить курси польської мови як іноземної.