O tym, dlaczego to ważne, żeby dzieci mogły samodzielnie eksplorować dziką przyrodę, co jest ciekawego w padlinie i czy kupa musi być „fuj”, opowiada pracująca w Polsce od ponad 20 lat hiszpańska badaczka, dr hab. Nuria Selva Fernandez z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.

Zajmujesz się badaniem największych europejskich drapieżników – niedźwiedzi. A wcześniej badałaś wilki. Zainteresowanie przyrodą wyniosłaś z domu?

Kiedy byłam mała, bardzo dużo czasu spędzałam nad morzem albo w leśnej chacie u babci. Często chodziliśmy na grzyby. Mój tata jest Katalończykiem, a w Katalonii, podobnie jak w Polsce, to ważna tradycja. Zawsze mieliśmy dużo zwierząt – najpierw kaczki i żółwie, potem pieski.

Żeby chronić niedźwiedzie, analizujesz m.in. ich odchody. Myślisz, że dzieci warto zaciekawić także tym, co w naszej kulturze uważane jest za brzydkie i straszne, bo śmierdzi albo jest w stanie rozkładu?

Dzieci – widziałam to wiele razy – uwielbiają oglądać kupy czy ciała martwych zwierząt. To je ciekawi. Syn mojej koleżanki bardzo lubi zwierzęta. Podnosi wszystko, co znajdzie, każdego owada. Jej reakcja zawsze jest taka sama: „Fuj, zostaw to!”. Myślę, że to „fuj” to coś, co my, dorośli, wkładamy dzieciom do głów. Zwykle automatycznie, choć niecelowo, zaszczepiamy im, że padlina czy kupa są wstrętne. To wielki błąd. Bo kupa może być mega ciekawa! Można z niej wyczytać mnóstwo informacji. Chodzi więc o to, żeby nie mówić: „To jest niedobre”, nie zabijać w dzieciach ciekawości, nie ingerować. Niech same zdecydują, co je interesuje.

Ciebie tak wychowano?

Moi rodzice nigdy nie mówili, że w przyrodzie coś jest niedobre albo „fe”, może dlatego wciąż mam w sobie tę dziecięcą ciekawość. Wszystko mnie interesuje! Nawet plastik, który widzę, kiedy jestem nad morzem. Od razu zaczynam go zbierać, liczyć, segregować. To zaciekawienie jest bardzo przydatne w pracy naukowczyni.

W połowie lat 90. przyjechałaś do Polski, do Puszczy Białowieskiej, żeby napisać na temat padliny pracę magisterską. Co cię w niej tak bardzo zainteresowało?

To, że nikt jej wtedy nie badał. Nie było wiadomo, jak bardzo duże drapieżniki, takie jak wilki, pomagają innym zwierzętom przeżyć zimę. To były dla mnie niesamowite odkrycia. Za każdym razem, kiedy znajdowałam jakąś padlinę, trafiałam na kolejny nowy, nieznany trop. Ten moment, kiedy odkrywasz coś sama, jest niezwykle fajny. Nie że nauczyciel mówi ci, jak coś działa, tylko że ty sama coś odkrywasz. Dlatego bardzo ważne wydaje mi się też, żeby rodzice czasem zostawiali dzieci same sobie. Kiedy byłam mała, chodziłam do lasu sama. Same z kuzynkami budowałyśmy domki na drzewach. Dzieci potrzebują doświadczać przyrody i eksplorować ją bez opiekunów. Tego dziś brakuje. Nauka samodzielności to ważna część ich rozwoju.

Co jeszcze poradziłabyś opiekunom i edukatorom – jak zachęcać dzieci do kontaktu z przyrodą?

Radziłabym od czasu do czasu po prostu zabierać je do lasu na wycieczki. Ważne jest, żeby miały z przyrodą stały kontakt, nawet jeśli nie będzie to zupełnie dzika przyroda. W Indiach, gdzie mieszka ponad miliard osób, ludzie są po prostu wszędzie. Byłam tam niedawno. Zafascynowało mnie, że mają tak duży szacunek dla każdego żywego organizmu. Któregoś dnia zostałam zaproszona do pewnej rodziny na obiad. Obserwowałam, jak jedno z dzieci delikatnie łapało w dłonie ważki, które wleciały do pomieszczenia, i wynosiło je na zewnątrz. To było piękne. Dawanie przykładu, pokazywanie, że powinniśmy szanować każde życie, to rola rodziców. To jest właśnie ta praca do wykonania na co dzień.

Jak twoi rodzice to robili?

Kiedy byłam mała, zdarzało mi się czasem założyć którejś z moich kaczek ubranko, mama zawsze wtedy powtarzała, żebym była ostrożna, mówiła, że to może ją boleć. Nie pozwalała mi robić tego, co mi się podoba, tylko dlatego, że byłam dzieckiem albo że jako człowiek jestem ważniejsza niż kaczka.

Czym dla ciebie jest przyroda?

Przyroda to dzikość. Coś, czym się nie zarządza i nie gospodaruje. Plantacje drzew albo pola kukurydzy nie są dla mnie przyrodą. Oczywiście człowiek jest wszędzie i nie unikniemy tego, że mamy na nią wpływ. Chodzi o to, żeby było jak najwięcej miejsc, w których ona może się sama regulować.

Rysunek, na którym jest bohaterka wywiadu Nuria Selva Fernandez Ilustracja: Alicja Wasilka-Krygier

Gdyby pojawiła się taka opcja, porzuciłabyś cywilizację i wróciła do życia w dzikiej przyrodzie?

Lubię miasta. Kraków jest super, dużo się tu dzieje kulturalnie, muzycznie, naukowo, przeszkadza tylko ten cholerny smog. Jak mieszkasz w lesie, jesteś od tego wszystkiego odcięta. Może odkąd istnieje internet, trochę mniej, jednak sieć nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Kiedy mieszkasz blisko przyrody, a z dala od cywilizacji, twój wpływ na środowisko jest paradoksalnie o wiele większy, niż kiedy mieszkasz w mieście. Żeby się gdziekolwiek dostać, potrzebujesz samochodu, nawet żeby zrobić najprostsze zakupy. Lepiej, żeby milion osób mieszkało w mieście niż na przykład w okolicy Puszczy Białowieskiej. Populacja ludzka rośnie, więc coraz więcej z nas będzie mieszkać w miastach. One powinny być jak najbardziej zielone. Tak żeby ich mieszkańcy nie musieli uciekać w Tatry czy w inne oddalone o 100 czy 200 km miejsca, jeśli chcą mieć kontakt z przyrodą. W niektórych miastach już tak jest – myślę o parkach albo lasach miejskich, gdzie mieszkają wiewiórki, dzięcioły, kuny, dziki. Ale powinniśmy też bardziej dbać o parki narodowe i rezerwaty. Chodzi o to, aby faktycznie chronić tam przyrodę. Teraz w większości z nich powstają nowe dukty, dopuszcza się do wycinki drzew, nawet do polowań. Powinniśmy też zwiększać obszary, które są pod ochroną.

Kontakt z przyrodą cię uspokaja?

Tak, i daje poczucie bezpieczeństwa. Kiedy chodzę po lesie, zaczynam podróżować w głowie, dużo myślę, dużo widzę. Za każdym razem wracam ze świetnymi pomysłami. Nie nazwałabym tego medytacją czy spotkaniem z samą sobą. Mnie po prostu zachwycają wszystkie te zapachy, to, jak wyostrzają mi się zmysły stymulowane tylko tym, co naturalne. Brak hałasu cywilizacji, to, że słyszę swój własny chód. Raz na jakiś czas potrzebuję uciec w prawdziwą dzikość. Do miejsc, gdzie wszystko funkcjonuje samo. Wystarcza mi świadomość, że gdzieś tam są niedźwiedzie, wilki, rysie, nawet jeśli ich nie spotykam. To pomaga mi odciąć się od wszelkich deadline’ów, projektów, sprawozdań.

Nuria Selva Fernandez jest też bohaterką działu “Kobieta z mocą” w 15. numerze “Kosmosu dla dziewczynek”.

Ten tekst nawiązuje do 15. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 15 / ZIEMIO I ♥ YOU

Ten tekst nawiązuje do 15. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 15
ZIEMIO I ♥ YOU