– Ja bym chciał, żeby dzieciaki miały odwagę zadzwonić do rodziców, kiedy czują zjazd, palpitację serca czy cokolwiek innego. Żeby się nie bały, wiedząc, że rodzic nie zrobi dramy, tylko da wsparcie. Pytanie, które zadaję wszystkim rodzicom: czy naprawdę chcesz się odciąć od wpływu na dziecko, jeżeli mówimy o tak ryzykownych i tak niebezpiecznych rzeczach jak substancje psychoaktywne?

– rozmowa z Bogusiem Janiszewskim, autorem Książki o narkotykach, która ukazała się w czerwcu tego roku.

Dlaczego postanowiłeś napisać książkę o dragach?

Razem z redaktorkami poczuliśmy, że to bardzo ważny i wciąż pomijany temat. Wiele tabu zostało w literaturze dziecięcej przełamanych – np. dotyczących seksualności, dojrzewania. Natomiast nie przypominam sobie, by dorośli mieli odwagę szczerze, otwarcie porozmawiać z dziećmi o substancjach psychoaktywnych i uzależnieniach.

A dlaczego tak jest twoim zdaniem?

Myślę, że to wynika z tego, że rodzice sami niewiele wiedzą, nie mają pomysłu, jak ten temat sensownie ogarnąć i się go po prostu boją. Tak też wynika z moich rozmów z terapeutami. Okazuje się, że wielu rodziców nawet jeśli podejrzewa, że coś dziwnego się dzieje z ich dzieckiem, udaje, że tego nie widzi.

Stosują strategię wyparcia.

Nie wszyscy, oczywiście. Ale generalizując, w kontekście narkotyków mamy dwie duże grupy rodziców: wypierających lub atakujących. Ci drudzy mówią: będziesz miał szlaban, to, co bierzesz, cię zabije. Ani jedni, ani drudzy nie tworzą przestrzeni do racjonalnej rozmowy. A to jest temat jak każdy inny.
Najważniejszy argument, by się nim zająć, jest taki: w temacie narkotyków nie wyręczą nas instytucje. Ani nasze państwo, ani generalnie większość państw na świecie nie ma pomysłu, co robić z narkotykami. Amerykanie wydali na walkę z nimi miliardy dolarów i nie przyniosło to żadnego rezultatu. W Europie mamy bardzo mocne instytucje, które zajmują się monitorowaniem, ale nie ma w tej chwili żadnych spójnych programów, które wskazywałyby na to, że udało się rozwiązać problem.

W szkołach tematu narkotyków nie ma – nauczyciele i psychologowie również boją się o nich mówić. No więc co zostało? Został dom. Jeżeli my, rodzice, nie podejmujemy tego wątku, to zostawiamy dzieciaki na łaskę internetu, kumpli i dilerów narkotykowych.

Książka o narkotykach dla dzieci? Jak najbardziej! Fot. Joanna Czeczott

Podobno wielu nauczycieli uważa, że w ich szkołach tego problemu nie ma. Może więc nie ma się czym zajmować?

Często słyszę od nauczycielek i nauczycieli: u nas na szczęście tego problemu nie ma, ale w szkole naprzeciwko już się pojawił. To też jest forma wyparcia. Bo chociażby statystycznie rzecz ujmując, problem jest.
Weźmy przykład e‑papierosów, które w powszechnym pojmowaniu nie są narkotykiem, ale jednak zawierają substancje psychoaktywne. Według ostatnich badań, wiek inicjacji do e‑papierosów to 13,5 roku. Ponad 60% młodych ludzi od 15. do 18. roku życia pali bądź popala e‑papierosy, bardzo często również w szkołach. To jest torowanie ścieżki do jakichś poważniejszych przygód. Bo jeżeli to się podoba, a nauczyciele i rodzice nic z tym nie robią, to młodzi ludzie za chwilę będę próbować czegoś innego.
Wszystkie badania pokazują, że rynek narkotykowy w Europie dynamicznie się rozwija. Narkotyki są coraz czystsze, coraz tańsze, coraz łatwiej dostępne. To znaczy, że nie stworzyliśmy systemowo żadnych barier. Narkotyki są na wyciągnięcie ręki.

W kontekście edukacji seksualnej pokutuje takie błędne przekonanie, że jeśli wprowadzimy ją do podstawówki, będziemy seksualizować dzieci. Może z narkotykami jest podobnie?

Tak się składa, że miesiąc temu wyszła moja książka dla młodszych dzieci o dojrzewaniu. Za chwilę jadę do jednej ze szkół na spotkanie autorskie w klasach 1–3 podstawówki. I o czym my tam będziemy rozmawiać? Na przykład o intymności. Co to jest? Czyje jest moje ciało? Na co mogę pozwolić innym w kontekście mojego ciała? I na co ja mogę pozwolić sobie względem innych? Bo jeżeli dzieciak zrozumie, że ma granice i co może zrobić, kiedy te granice zostaną przekroczone, to dajemy mu coś w rodzaju planu działania w sytuacji, kiedy ktoś będzie próbował stosować wobec niego przemoc.
Analogicznie, jeżeli zaczniemy dzisiaj rozmawiać z dzieciakami o tym, co to jest uzależnienie, jak działa, czemu w ogóle ludzie biorą narkotyki, możemy je jakoś na te sytuacje przygotować. Pisanie tej książki było dla mnie odkrywcze pod względem złożoności świata narkotyków. I tego, jak wobec niego jako dorośli jesteśmy systemowo bezradni.

Bardzo mnie cieszy, że w twojej książce jednym z narkotyków jest… alkohol.

Nazwa „narkotyki” to pojęcie dość potoczne, fachowcy sugerują, by mówić o substancjach psychoaktywnych. A to są takie substancje, które zmieniają naszą świadomość. W tym sensie substancją psychoaktywną jest też kofeina, nikotyna czy THC zawarte w marihuanie.

Kulturowo pewne substancje zaaprobowaliśmy, a innych nie. Oficjalnie Unia Europejska monitoruje ponad 900 substancji psychoaktywnych, naturalnych i syntetycznych.

To pokazuje, z czym mamy do czynienia – i od razu wskazuje, że nie możemy wrzucać wszystkich tych substancji do jednego wora. Bo musiałyby się w nim znaleźć depresanty, stymulanty, psychodeliki, dopalacze i opioidy, a to przecież bardzo różne substancje, które, mówiąc potocznie, różnie wchodzą, dają różne efekty, a ich spożycie wiąże się z różnym stopniem ryzyka uzależnienia.
Alkohol to ważny wątek w naszym kraju, bo 90% dorosłych bardziej bądź mniej pije. Alkohol jest dostępny w domu, a to jest potężna substancja psychoaktywna. Niektórzy uważają, że to najgroźniejszy narkotyk. Chociażby z tego względu, że jest dostępny i powszechnie akceptowany. Nawet na ołtarzu w niedzielę rytuał odprawia się za pomocą alkoholu. W związku z tym dla dzieci sytuacja, w której dorosły znieczula się alkoholem albo nim rozbawia, jest naturalna. To pewne jak w banku, że będą go próbować.

Zapoznaj się z najnowszym 44. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 44 / SZAFA

Zapoznaj się z najnowszym 44. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 44 / SZAFA

I co w związku z tym zrobić?

Mogę powiedzieć, co sam zrobiłem. Jestem admiratorem alkoholu, który często gościł w naszym domu. I jak moje dzieci zaczęły dorastać, to im powiedziałem: słuchajcie, wzrastałyście w oparach alkoholu. To nie były opary dysfunkcyjnej rodziny, ale ten alkohol towarzyszył wam często i widzieliście, że z alkoholem kojarzą się miłe rzeczy – impreza, zabawa. W związku z tym jesteście dodatkowo podatni na uzależnienie od alkoholu, bo już macie ten wzorzec. Uważajcie na to. Miejcie świadomość, że alkohol zaprasza was do zabawy, której możecie w pewnym momencie nie kontrolować.
Lepiej moim zdaniem powiedzieć coś takiego, niż udawać, że nie ma problemu. Nasze dzieciaki to nie są głąby, wiedzą, co się dzieje. Jeżeli wejdziemy z nimi w dialog, to mamy szansę na wpływ.

Co teraz biorą nastolatki?

Rynek zmienia się bardzo, bardzo szybko. Z substancji, nazwijmy to, półlegalnych, jakimś przerażającym hitem są wspomniane e‑papierosy. W całej Europie i również w Polsce numerem jeden jest cały czas marihuana. To jest najpowszechniejszy specyfik, szacuje się, że jedna czwarta populacji miała z nią do czynienia.

Można powiedzieć: całe szczęście. W sensie lepiej marihuana niż…

Fentanyl. Oczywiście. Ale jej spożycie też nie pozostaje bez konsekwencji, szczególnie w przypadku osób nieletnich, których mózg jest jeszcze niedojrzały.
Wśród młodzieży popularnością cieszy się mefedron – podbija energię, daje lekki efekt halucynogenny, jest pochodną amfetaminy. Tani, łatwo dostępny.
Jednak największy problem w moim odczuciu są tzw. NSP, nowe substancje psychoaktywne. Kiedyś nazywaliśmy je dopalaczami, ale to jest nazwa dość myląca, bo dopalacz kojarzy nam się z podbijaniem energii, a one niekoniecznie tak działają.

Co roku pojawia się na rynku kilkadziesiąt nowych substancji, które dealerzy zazwyczaj rozpoznają bojem – nie ma testów w laboratoriach czy na zwierzętach, to wrzuca się towar na rynek i sprawdza, jak działa. Jest dobrze, to zaczynamy masową dilerkę. Jest źle – pojawiają się zgony czy zaburzenia – to szukamy innej receptury.

Czyli nie wiadomo co dzieciak w ogóle bierze. To jest wyzwanie również dla toksykologów, którzy mają antidota na różne substancje, ale jeśli nie wiedzą, co zostało komuś podane, mogą działać jedynie objawowo.
Dlatego tym bardziej wydaje mi się istotne przygotowanie młodego człowieka na to, co może się stać, jeśli już zdecyduje, żeby coś wziąć.

I jak zadbać o to, by to się źle nie skończyło.

Dokładnie. Czyli jeżeli już decydujesz się na marihuanę, no to niech to będzie marihuana ze sprawdzonego źródła, a nie tak zwany maczan.

Maczan?

Zwykła marihuana, która nie ma właściwości psychoaktywnych, maczana w płynie o takich właściwościach. Po takim maczanie można stracić przytomność. Rozmawiałem z użytkownikami, którzy tego doświadczyli.
Jest jeszcze inny ważny obszar, czyli to, co dziecko znajdzie w domowej apteczce.

Na przykład?

Benzodiazepiny, czyli na przykład słynne xany. Zdarza się, że to rodzice podtykają dzieciom pierwsze uspokajające tabletki, żeby dziecko się wyluzowało przed egzaminem. A to są substancje, które bardzo szybko uzależniają i szybką włączają tolerancję, co oznacza, że trzeba ich brać coraz więcej. Bardzo trudno wychodzi się z uzależnienia.

Zdarza się, że to rodzice podtykają dzieciom pierwsze uspokajające tabletki. Fot. Joanna Czeczott

Wielu dorosłych w Polsce nieświadomie uzależnia się od tabletek nasennych.

Wszelkie substancje, które są podebrane ze szpitala czy z apteki, chociażby takie jak fentanyl, wykorzystywany w szpitalach do znieczuleń albo łagodzenia bólu u pacjentów onkologicznych, są niezwykle niebezpieczne. W Stanach Zjednoczonych tego typu substancje, głównie opioidy, są odpowiedzialne za ponad 100 tysięcy zgonów rocznie. Opioidy to wszystkie pochodne morfiny i heroiny.

To są wszystko twarde argumenty za tym, by o narkotykach rozmawiać z dziećmi.

Starasz się to robić, wychodząc im naprzeciw również w warstwie językowej. Piszesz o sraczce, rzygach, Cioci Samo Zło. Czy jakiś nastolatek zrobił ci proof reading?

Pierwsze już były, usłyszałem, że książka jest swag.

Swag?

Swag to jest na przykład rodzaj ubioru, który zwraca uwagę i powoduje, że młodzi ludzie chcą ten styl w jakiś sposób naśladować. Jak rozumiem, to oznacza, że ta książka może zostać przyjęta przez młodzież. Staram się w niej puszczać do młodych oko. Natomiast czy taki dziaders jak ja rzeczywiście umie to zrobić? To się okaże w praniu. Cieszę się, że wydawnictwo dało nam wolną rękę nie tylko w kwestii języka, ale też warstwy wizualnej – komiksy i rysunki to jest jazda po bandzie. Dużo jest dialogów, których większość dorosłych prawdopodobnie w ogóle nie zrozumie. Są ściągnięte z rozmów z młodymi ludźmi, z portali młodzieżowych, portali narkotykowych i slangowych. Każdy z czterech minikomiksów zawartych w książce jest oparty na prawdziwych wydarzeniach. Na przykład historia z chłopakiem, który pobił rodziców, udusił bodajże chomika, wybiegł na ulicę, zaczął skakać po samochodach, a kiedy przyjechała policja, odgryzł policjantowi palec, po czym na toksykologii pobił pielęgniarkę i następnego dnia się obudził ze słowami: halo, gdzie ja jestem, co się stało, gdzie jest mama? Tak właśnie działają NSP, czyli nowe substancje psychoaktywne.

Mam wrażenie, że jako nastolatka czytająca tę książkę poczułabym się podmiotowo traktowana. Na przykład w momencie, w którym piszesz: po czym poznać rozsądnego rodzica: nie krzyczy, nie straszy, nie grozi, nie szantażuje, nie manipuluje, nie udaje, że nic się nie dzieje.

Przyznam się, że to jest trochę podpucha. W istocie ten rozdział dedykuję przede wszystkim rodzicom. Zależy mi, żeby go przeczytali. Bo oczywiście w tej książce jest zachęta: weź, nastolatku, pogadaj z rodzicami. Ale prawdopodobieństwo, że nastolatek to zrobi, jest stosunkowo niewielkie. Bardziej liczyłbym na rozsądek rodziców. I to jest taka trochę dla instrukcja dla rodziców, jak mają się w tej sytuacji zachowywać, a dla młodego czytelnika – czego może oczekiwać od rodziców.

No to co ma zrobić rodzic w tej sytuacji?

Po pierwsze: otworzyć temat. I to jak najwcześniej. Bo nie trzeba, wręcz nie należy rozmawiać z dzieciakami w duchu „narkotyki to jest samo zło, to cię zabije” i tak dalej. Nastolatek tego nie posłucha. Rodzic nie jest też już dla niego autorytetem. Autorytetem jest youtuber albo kolega z klasy.
Możemy jednak zacząć ten temat włączać do codziennych rozmów. Co jest co, jak to działa, do czego się danej substancji używa, jakie w naszej rodzinie były doświadczenia związane z braniem narkotyków. Dlaczego to jest ważne? Bo otwiera możliwość rozmowy, ośmiela dzieciaka. I daje nadzieję, że w sytuacjach kryzysowych, kiedy coś się zacznie dziać, będzie on w dialogu z rodzicami. To jest kluczowe. Jeżeli my swoim zachowaniem jako rodzice odetniemy się od dzieci – a to jest bardzo proste w tym wieku, bo naturalnie nastolatek się odcina – to może z tego wyniknąć bardzo dużo kłopotów.

Ja bym chciał, żeby dzieciaki miały odwagę zadzwonić do rodziców, kiedy czują zjazd, palpitację serca czy cokolwiek innego. Żeby się nie bały, wiedząc, że rodzic nie zrobi dramy, tylko da wsparcie. Pytanie, które zadaję wszystkim rodzicom: czy naprawdę chcesz się odciąć od wpływu na dziecko, jeżeli mówimy o tak ryzykownych i tak niebezpiecznych rzeczach jak substancje psychoaktywne?

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

Poradnik PDF

Jak budować odporność psychiczną dziewczynek?

Tym bardziej mając świadomość, że nikt nas w tej kwestii nie wyręczy.

Okres nastoletni to jest taki czas, że życie może się zupełnie odwrócić na lewą stronę. Dlatego choć nie jestem specjalnym zwolennikiem legalizacji substancji psychoaktywnych, jestem zdecydowanym przeciwnikiem ich penalizacji, a zarazem wielkim fanem edukacji. Nie ma innej drogi. W moim odczuciu największe zagrożenie w tej całej historii z narkotykami to bierność rodziców. Nie ma innej ścieżki jak praca z dzieckiem.
A drugie największe zagrożenie to brak świadomości konsekwencji natury prawnej. Rodzice nie zdają sobie sprawy, że jeżeli ich osiemnastoletni syn poda skręta z marihuaną swojemu koledze, który ma szesnaście lat, i przyuważy to policja, to może zostać oskarżony o przestępstwo udzielania substancji psychoaktywnej osobie nieletniej. Grozi za to kara od trzech do ośmiu lat więzienia. Czyli błahy z pozoru akt może wywrócić życie młodej osoby do góry nogami.

Myślę, że kłopot polega na tym, że my, dorośli, jesteśmy często hipokrytami.

Totalnie! Dorośli piją legalnie potężną substancję psychoaktywną, jaką jest alkohol, palą papierosy, czyli spożywają nikotynę, a z drugiej strony piętnują każdy przejaw podobnego zachowania u swoich dzieci. Nie wiem, czy wiesz, że kofeinę, substancję zawartą w kawie, można legalnie kupić w postaci białego proszku. Czy wiesz, jaka ilość tej substancji jest śmiertelna?

Nie wiem.

Jedna łyżeczka z małym czubkiem, spożyta naraz. To jest ekwiwalent około 100 kaw, taki kop może spowodować eksplozję naszego układu krwionośnego i zatrzymanie serca. Pastylki kofeinowe są do kupienia w aptece, używa się ich w stanach wzmożonego wysiłku, treningu na siłowni czy w sytuacjach, gdy z powodu nadwrażliwości żołądka nie chcesz pić kawy.

Dokładnie opisujesz efekty każdej popularnej psychoaktywnej substancji. Niezwykle ważne wydaje mi się m.in. to, by rozumieć, co może się stać po psychodelikach.

A tu może się wydarzyć wszystko! Więc należy przygotować się do tego chociażby w taki sposób, żeby mieć tak zwanego sittera, czyli trzeźwą osobę, która będzie przy tobie czuwała przez te kilka godzin, kiedy substancja działa. Bo dzieciaki nie wiedzą, że psychodelik potrafi działać osiem, a nawet dwanaście godzin. A potem są jeszcze tak zwane flashbacki, czyli idziesz ulicą i nagle coś ci przed oczami wyskakuje. To może zdrowo przestraszyć. Choć chyba „zdrowo” nie jest tu najlepszym określeniem.
Po spożyciu psychodeliku często zaczynasz czuć niepokój. Bywa, że za tym idzie potrzeba izolacji. Jeśli jesteś w centrum szaleństwa na koncercie, możesz wpaść w panikę. Po co to naszym dzieciom?

Podpowiadasz nastolatkom, jak odmówić rówieśnikom. Myślisz, że odmawianie rzeczywiście się uda?

Szczerze mówiąc, najbardziej bałbym się wpływu rówieśniczego. Te moje odmowy są takie trochę na sucho.

Uważam, że szkoła powinna stworzyć sytuacje edukacyjne, w których dzieciaki ćwiczą wypowiadanie takich słów. Trenują odmawianie, odpowiednie zachowanie, przegadują konsekwencje odmowy – czyli odrzucenie przez grupę.

To jest bardzo trudne, bo zdarzają się sytuacje, w której ta odmowa de facto nie jest możliwa.

Wtedy znowu dobrze, żeby zwrócili się do dorosłych, chociażby po fakcie.

No właśnie. Albo żeby przynajmniej nie bawili się w eksperymenty. I żeby mieli świadomość, że coś, co działa na kolegę w określony sposób, na nich może zadziałać inaczej, na przykład dużo mocniej. Przywołuję przykład Amy Winehouse, która zmarła, jak podejrzewają, po spożyciu około litra alkoholu. Po prostu przyszła na chatę i wypiła. Przy czym dla Amy to była kiedyś normalna dawka. Ale międzyczasie poszła na odwyk, organizm się odzwyczaił, i gdy zaserwowała mu poprzednią dawkę, ta okazała się zabójcza.
Dlatego dzieciaki muszą wiedzieć, czym jest tolerancja. Że jeżeli kolega wypił pół litra i trzyma się na nogach, to nie znaczy, że ja też mogę. Bo jeśli to moje pierwsze pół litra w życiu, może być ono zabójcze.

Boguś Janiszewski – pisarz, nauczyciel, ekspert związany ze środowiskiem edukacji niepublicznej. Autor książek popularnonaukowych książek dla dzieci z serii To, o czym dorośli ci nie mówią, ilustrowanych przez Maksa Skorwidera, m.in. Sex, Bóg, Wojny, a ostatnio – Książki o narkotykach. Wspólnie z ilustratorką Nikolą Kucharską tworzy też serię o Kurzolu.

Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?

Podobał Ci się ten artykuł
i chcesz więcej wartościowych treści?