Pierwszy raz na dłużej niż jedną noc, na dłużej niż weekend? Kiedy jest dobry czas na taki wyjazd? I dla kogo jest to trudniejsze? Dla dzieci czy dla rodziców?

Niedawno, gdy pojechałam na kilka dni do Wrocławia, zrozumiałam, o ile drobiazgów muszę się zatroszczyć, bym się czuła już gotowa do snu. Szklanka wody na stoliku koło łóżka, krem pod oczy, książka, po którą można rano sięgnąć i chwilę poczytać, nim minie poranne zaspanie, ładowarka do telefonu, sam telefon. I jeszcze inne drobiazgi. Dopiero to wszystko w komplecie powoduje, że obce miejsce jest oswojone. A gdyby zastanowić się, czego potrzebują ci, którzy wyjeżdżają z domu pierwszy raz? I czy to wystarcza?

Postanowiłam sprawdzić, co o samodzielnych wyjazdach myślą rodzice dzieci, przed którymi właśnie otwiera się ta przygoda. A może nie przygoda, tylko wyzwanie?

Przeczytaj też, jak na pytanie: „Co jest dla ciebie wyzwaniem w wyjeździe bez rodziców?” odpowiadają dziewczyny i chłopaki. Ich wypowiedzi zebrała Sylwia Szwed.

Zdjęcie zabawki - małego busika Fotografia: Pexels

Melisa w kubku z misiem

Szymon, tata 8‑letniej Ingi, sam już nie wie, co o tym sądzi, by jego córka pojechała na kolonie. Za wyjazdem jest sama Inga i jej mama.

– W jednej chwili córka wydaje mi się już taka duża: umie się sprzeciwić w wielu sytuacjach, nocowała poza domem, prawie niczego się nie boi, no przynajmniej w dzień. Bo wieczorami przychodzi do mnie albo do mamy i mówi, że nie może spokojnie zasnąć i żeby z nią posiedzieć. Siedzę więc, siedzę, rozmawiamy o jakichś śmiesznych głupotkach, wydaje się, że wszystko jest już OK, gasimy światło. Za chwilę Inga przychodzi i pyta, czy jej zaparzę melisę, bo chyba bez niej nie będzie mogła zasnąć. I wtedy myślę sobie, że cała ta pandemia, te informacje o zagrożeniach odcisnęły się na mojej córeczce naprawdę mocno, tylko ona tego wszystkiego po sobie nie pokazuje. I jeszcze – jak ona sobie da radę na tych koloniach, bez naszej obecności wieczorem i bez tej melisy albo malinowej herbaty? – opowiada Szymon.

Gdy rozmawiamy już ponad godzinę i czuje się swobodniej, mówi, że pewnie sam musiałby wziąć na czas tych kolonii urlop i koczować niedaleko ośrodka. Choćby w namiocie. Przekonuje, że to byłby w sumie dobry pomysł na urlop, choć od dawna z mamą Ingi już tak nie nocowali. Gdzie Inga miałaby jechać? Na obóz sportowy, bo jej mama, sama zmęczona narodową kwarantanną, pomyślała, że więcej ruchu na pewno by się córce przydało.

– Jestem sceptyczny, bo Inga nigdy nie była typem sportowca. Czy ona da radę na takim wyjeździe? Czy to jej nie znudzi? Może to błąd, że się martwię na zapas i na wyrost, ale może właśnie taka jest rola rodzica. Może to ja nie jestem zupełnie oswojony z myślą o samodzielnym wyjeździe córki i dlatego myślę, że to też dla niej za trudne? – zastanawia się głośno.

Według Igora Wiśniewskiego, psychologa dziecięcego, w takiej sytuacji warto zwrócić uwagę na to, jak dziecko się zachowuje, gdy rozmawiamy z nim o takim wyjeździe.

– Jeśli dziecko gaśnie w czasie takiej rozmowy, wycofuje się, spina, jeśli na skutek stresu zaczyna odczuwać smutek, to może być to sygnał, że na taką wyprawę jest jeszcze za wcześnie. Bardziej istotne od tego, co się będzie działo na wyjeździe, czy to będą kolonie szachowe, czy sportowe, jest to, z kim dziecko ma jechać. Kiedy wyjeżdża pierwszy raz, najważniejsze, żeby miało ze sobą kogoś bliskiego, z kim się dogaduje. Oczywiście warto uwzględnić specyfikę wyjazdu, bo są dzieci, które świetnie będą się bawiły podczas kilkugodzinnych wypraw do lasu i inscenizowanych tam walk z wyimaginowanymi potworami, ale są też takie, które podczas takich zabaw się zanudzą. Potrzebują więcej atrakcji, które będą się zmieniały, bo po prostu mają większe zapotrzebowanie ośrodkowego układu nerwowego na stymulację.

Czy Inga pojedzie na kolonie w sierpniu? Janka, jej mama, mówi, że pewnie tak.

– Jeśli tylko organizator ich nie odwoła z powodu wzrostu liczby zachorowań. Codziennie obserwuję statystyki i trzymam kciuki, by się udało, bo nie chciałabym, by córka, która się szykuje na ten wyjazd razem z koleżanką z klasy, poczuła się rozczarowana. Już wystarczająco dużo zaplanowanych spraw w ostatnich miesiącach się nie wydarzyło – opowiada. I dodaje: – W związku z epidemią jest zakaz odwiedzania dzieci na koloniach i myślę, że to będzie z korzyścią dla Ingi i dla nas. Bo, wbrew pozorom, to chyba trudniejsze doświadczenie dla męża i dla mnie niż dla niej. Ale skoro i ona, i ja jesteśmy zdecydowanie na tak, to spróbujemy.

Dziewczynka siedząca na chodniku, oparta o dużą walizkę Fotografia: Pixabay

Naklejki w walizce

Siedmioletnia Zosia ma za sobą już niezły trening w nocowaniu poza domem. U babci, u taty, ostatnio dwa razy u koleżanki. W planach: trzy noce u cioci nad morzem i wyjazd na kolonie w ostatnim tygodniu lipca. Prawdziwy wielki debiut.

– Zosia zawsze jest we wszystkim pierwsza. Panie w przedszkolu mówiły, że zawsze się zgłasza, chce czegoś próbować, mało się przejmuje, jak coś nie wychodzi, wtedy mówi po prostu: zrobię to jeszcze raz. Może tak jest, bo wychowuję ją sama i ona przesiąkła moją samodzielnością, a może ma po prostu taki charakter po mnie i po swoim tacie, który też jest otwarty, przedsiębiorczy i nie poddaje się, gdy mu coś na początku nie wychodzi? – opowiada Justyna, mama Zosi.

Skąd się wziął pomysł na wyjazd kolonijny? Justyna tego nie planowała, nawet nie rozważała, czy Zosia już jest wystarczająco duża, czy da sobie radę. Sprawa raczej ją zaskoczyła.

– Zośka od dwóch lat chodzi na zajęcia taneczne na osiedlu, lubi to, ale chyba mniej niż na początku. Teraz najważniejsze jest to, że spotyka się tam z koleżankami i że jest inaczej niż w przedszkolu, gdzie właśnie skończyły zerówkę. Dziewczyny czują się inaczej, gdy nie ma z nimi ich pani, a są panie instruktorki, które zresztą dość często się zmieniają. Po którychś zajęciach, jeszcze w lutym, jedna z mam powiedziała, że znalazła tygodniowy wyjazd na kolonie taneczne i może nasze dziewczyny mogłyby pojechać. Nie bardzo miałam czas to przemyśleć, bo dziewczynki tak się od razu nakręciły, że w sumie decyzja sama się podjęła. Upewniłyśmy się, czy będą mogły być we trzy w jednym pokoju, i wpłaciłam zaliczkę. To się stało tak szybko, a potem zaraz zaczęła się ta epidemia i dopiero teraz czuję, że powinnyśmy się jakoś z Zosią przygotować do całej tej sprawy. Czy ma mieć swój telefon, by mogła do mnie zadzwonić w każdej chwili? Czy ma zabrać ulubioną poduszkę, czy dać jej tablet, by mogła wieczorem obejrzeć bajkę? Czuję, że otworzył się przede mną nieoczekiwanie zupełnie nowy świat kolonijny, o którego istnieniu dotąd nigdy nawet nie myślałam – zdradza Justyna.

Dziewczynka na plaży, ma piasek w dłoniach, w tle morze i góry Fotografia: Britta Harris, unsplash.com

Zdaniem Mariki Kowalskiej, która od siedmiu lat pracuje jako wychowawczyni i kierowniczka obozów dla dzieci, warto dobrze dziecko do wyjazdu przygotować. Co to znaczy?

– Warto powiedzieć, że w pierwszych dniach może tęsknić, że to coś naturalnego i sami też będziemy się tak czuć. Można pokazać dziecku zdjęcia ośrodka, niech zobaczy, gdzie będzie mieszkało, a przy okazji zorientuje się też, jak wyglądają zajęcia na obozie. I koniecznie warto dziecko rozsądnie spakować. Jeśli jeszcze nie umie czytać, dobrym pomysłem będzie spakowanie poszczególnych części garderoby w oddzielne woreczki czy torby i naklejenie na nich piktogramów czy naklejek, które pokazują, że w tej torbie są koszulki, tu skarpetki, a tu spodenki. Wtedy dziecku jest łatwiej rano samodzielnie znaleźć strój, co wzmacnia jego sprawczość.

Myślę, że sama mam czasem problem z wybraniem, w co się rano ubrać, ale pytam Marikę, ile lat powinno mieć dziecko, by dobrze sobie dało radę z wyzwaniami kolonijnymi.

– To zależy od dziecka. Czasem sześciolatek świetnie sobie ze wszystkim radzi, a czasem ośmiolatek potrzebuje więcej czasu, by dobrze zafunkcjonować. Ale mogę powiedzieć, że po pierwszym wyjeździe zachowanie dzieci bardzo często się naprawdę zmienia – przybywa im samodzielności i lepiej radzą sobie w kontaktach z rówieśnikami.

W kontakcie

Na dziewięcioletnią Sarę w rodzinie mówią Papi. Papi to, Papi tamto. Bo niczym mały piesek lubi się przytulać, ciągle kogoś zagaduje i zaczepia. I lubi się wygłupiać. Kiedy więc Papi w ostatnich trzech miesiącach skarżyła się, że nie może się widywać z koleżankami i ma dość tej epidemii, to jej mama, Kamila, zaczęła myśleć o wyjeździe dla córki.

– Tylko tak: Sara nie ma telefonu i nie chciałabym, by już miała swój, a jednak bez niego boję się ją wysłać na kolonie. Wolałabym, by mogła do mnie w każdej chwili zadzwonić. Niby nocowała już poza domem, ale albo u dziadków, albo u przyjaciółki. Wyjazd na zieloną szkołę w zeszłym roku był trzydniowy, więc to tylko dwie noce. Teraz nie byłoby jej siedem. Nie wiem, czy to dla niej nie za trudne. A jeśli bardzo by tęskniła i płakała, miałabym do siebie pretensje, że ją naraziłam na wielki stres. A jeśli będzie tęskniła, ale mi nie powie? – wylicza Kamila.

Marika Kowalska mówi jednak, że dzieci dzwonią do rodzica z każdym problemem.

– Często jest tak, że rodzic trochę szybciej niż wychowawca wie o bólu głowy albo o obtartym kolanie. Zaufanie do mamy ma wielką moc, zwłaszcza gdy mówimy o tych krótszych, tygodniowych wyjazdach. Potem dzieci się bardziej zżywają ze sobą i z wychowawcą i to do niego przychodzą z problemami. Dzieciom na pewno służy stała pora kontaktów z rodzicami, uwzględniająca inne zajęcia w czasie dnia – tłumaczy. A Igor Wiśniewski dodaje, że bardziej rekomenduje kontakt SMS-owy niż telefoniczny. – Łatwiej wtedy trzymać na wodzy tęsknotę. I to nie tylko dzieciom, ale też dorosłym.

Mama Sary nie ma wątpliwości, że dla niej wyjazd córki na kolonie byłby kamieniem milowym.

– Ale chyba nie chciałabym go osiągać tego lata. Bo tak sobie myślę, może to brzmi jakoś śmiesznie i stawia mnie w złym świetle, ale jeśli moje dziecko już może samodzielnie jechać na wakacje, to ja już chyba nie jestem taka młoda, jak mi się wydaje – śmieje się.

Miś w otwartej walizce Fotografia: Pixabay

Papierek lakmusowy

W rozmowie z Alicją, moją koleżanką, która wychowuje ośmiolatkę, usłyszałam:

– Przeczytałam gdzieś, że wyjazd kolonijny to papierek lakmusowy, który sprawdza, czy dziecko jest samodzielne. Ale też jest w tym stwierdzeniu coś dziwnego – bo czy to znaczy, że moja córka może pojechać beze mnie na wakacje, gdy będzie samodzielna w każdej sprawie? A może to właśnie wyjazd pozwoli jej stać się samodzielną?

Może takim papierkiem lakmusowym jest raczej zachowanie dziecka, gdy pojawia się temat wyjazdu bez rodziców? Psycholog Igor Wiśniewski ma prostą rekomendację: słuchajmy, co mówi dziecko.

– A oprócz wypowiadanych wprost deklaracji na nie albo na tak zwracajmy uwagę, jak się dziecko zachowuje. Sygnałem, że może być jeszcze za wcześnie, będzie zwiększone poszukiwanie bliskości, psychosomatyczne objawy, np. ból, na który się dziecko uskarża, albo to, że dziecko się po prostu inaczej zachowuje – staje się nagle bardzo spokojne, choć wcześniej takie nie było. Albo wprost przeciwnie. Właściwie każda zmiana najczęstszego dla dziecka sposobu funkcjonowania i zachowania jest w takiej sytuacji sygnałem sprzeciwu.

***

Alicja: – Poczekam. Nie mam siły się stresować, że może popchnęłam Lilkę do czegoś, na co nie była gotowa. Za rok też będzie lato. A wcześniej ferie zimowe i może wtedy…

Ten tekst nawiązuje do 17. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 17 / DZIEWCZYNY I CHŁOPAKI

Ten tekst nawiązuje do 17. numeru magazynu „Kosmos dla dziewczynek”

NR 17
DZIEWCZYNY I CHŁOPAKI