Bycie dziewczynką to czas stawania się, musowania, mienienia się, podróżowania i przeistaczania twierdzi Weronika Murek w swojej najnowszej książce „Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się”. Autorka, której wcześniejsze tytuły były nominowane do Paszportów „Polityki” i Nagrody Literackiej Nike, tym razem stworzyła autorską historię dziewczyńskości. Z esejów Murek dowiemy się jakie sekrety zapisywane były w zagiętych rogach pamiętników, jakie książki o dojrzewaniu czytały nasze matki i babki, jak wygląda globalna historia reklamy podpasek. Ta książka nie jest poradnikiem jak wychować dziewczynkę. Na szczęście… To uczta intelektualna.

Przedpremierowo publikujemy fragment rozdziału o świecie, w którym mężczyźni uważali, że dziewczynki i kobiety nie powinny mieć kieszeni. Sprawdźmy dlaczego wolimy sukienki z kieszeniami i jakie znaczenie dla dziewczynek mają ukryte tam bilety, kamyki i świstki.

Kieszenie, właśnie: kieszenie jako podręczny, użytko­wy pamiętnik, zbiornik napełniany codziennie tym, co doraźne i co stanowi swoistą mozaikę wydarzeń, kolejny skryty przed spojrzeniem widoczek. Nie trzeba grzebać w pamiętnikach, żeby odtworzyć czyjeś życie, zwłaszcza życie dziewczyńskie, wystarczy zajrzeć tam, gdzie zbiera drobiazgi, szpargały: pudełka nastolatek wypełniane bile­tami do kina, kamykami z wakacji, zdjęciami. Kieszenie są wspaniałe; wystarczy szybka przymiarka spodni, spód­nicy czy sukienki, przesunięcie dłońmi wzdłuż linii ud; odkrycie, że ma się kieszenie, zawsze poprawia humor.

Barbara Burman i Ariane Fennetaux opisują życie kobiet przez pryzmat tego, jak zmieniała się ich rela­ cja z kieszeniami. Przywołują ogłoszenie zamieszczone w jednej z angielskich gazet w 1725 roku: kobieta prosi o pomoc w odnalezieniu zgubionej kieszeni – mówi­ my o czasach, gdy kieszenie były jeszcze niczym sakiewki mocowane do pasa tak, aby można je było zakładać i zdej­ mować. Przywołują książkę dla dzieci wydaną dwieście sześćdziesiąt lat później – „Bill’s New Frock” – której bohater zmuszony jest przez cały jeden dzień do noszenia su­kienki. Tortura! – mówi. Wyjaśnia dokładniej: to koszmar, bo nie ma ani jednej kieszeni. Kilometry materiałów, zakładek, falbanek, kokardek, ale ani jednej kieszeni! Trudno sobie wyobrazić, jak ktokolwiek może żyć w ten sposób – prawdopodobnie tylko przez nieuwagę Czer­wonego Krzyża.

W prenumeracie oszczędzasz 25%.

Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!

W prenumeracie oszczędzasz 25%.

Podaruj dziewczynce prezent na cały rok!

Już w XVII wieku w Wielkiej Brytanii kieszenie były zawłaszczone przez mężczyzn niczym palarnie, dokąd udawali się sączyć whisky przy kominku. Kieszenie wy­znaczały granice męskości; wypełniona kieszeń świadczy­ ła o wypełnionym obowiązku wobec własnej płci i klasy. Do tego stopnia, że ponoć pewien Anglik skarżący się przed sądem na to, że został okradziony przez kieszonkow­ca, przyznawał wprawdzie, że może miał lekko w czubie, ale podstawowych obowiązków dochował: zegarek miał w kieszonce na zegarek, tabakierkę w kieszeni płaszcza przeznaczonej na tabakierkę, pieniądze w kieszeni na pieniądze umieszczonej w spodniach.

Kobietom i dziewczynkom przez długi czas wystarczać miały kieszenie zakładane; dwie sporej wielkości sakiewki przywiązywane na wysokości talii po lewej i prawej stronie, często ukrywane pod wieloma warstwami spódnic i halek.

W pierwszej powieści George Eliot – przywołują ją autor­ki „The Pocket” – widzimy postać trzy­, może czteroletniej dziewczynki o imieniu Totty. W jednej ze scen niejaki kapitan Arthur Donnithorne pyta ją, czy dziewczynka ma „na sobie” kieszenie; Totty podnosi spódniczkę, pokazuje ukryte dotychczas przed wzrokiem kieszonki: „niewielkie, różowe”. Totty śpieszy zapewnić – jakby została przyłapana na nieczystym uczynku – że nie ma w nich absolutnie niczego, na co kapitan odpowiada: jaka to szkoda, skoro te kieszonki są takie piękne, tak stworzone do noszenia w nich czegoś. Totty – zauważają autorki – ma kieszonki niewielkie i różowe, bo cała w ujęciu Eliot jest właśnie taka, a kieszenie – mimo że ukryte przed cudzym wzro­kiem i pokątne – są jej przedłużeniem: podobne do jej drobnych i różowych części ciała. Kapitan, który przeko­nuje Totty, że tego rodzaju piękne, niewinne kieszenie nie powinny zbyt długo pozostać puste, proponuje sprawdzić, jaki dźwięk wydadzą wrzucone do środka monety. W isto­ cie chodzi o coś więcej; kapitan przekupuje Totty, by dostać się do jej kuzynki, którą darzy uczuciem, przynajmniej – pożądaniem. A Totty odbija jak w lustrze działanie doj­rzałej dziewczyny: podnoszącej spódnicę, żeby pokazać mężczyźnie to, do czego nie ma dostępu oko; odsłaniającej kolejne warstwy, by ukazać to, co ukryte, i zapewnić przy tym pośpiesznie, że kieszeń jest nietknięta, nic w niej nie schowano, jest nienaruszona.

Koniec XVIII i początek XIX wieku to wojny polemiczne między dwoma obozami – kieszenistów i antykieszenistów.

Antykieszeniści wzywali kobiety do wyrzeczenia się kieszeni na rzecz małych torebek; argumentowano, że są bardziej eleganckie i nowoczesne. Kieszeniści podnosili z kolei, że torebki są niepraktyczne, zajmują ręce, które przecież wydajna, rozsądna i gospodarna kobieta powinna mieć po łokcie urobione pracą w domu.

Kieszeniści ukazywali też kieszenie jako środek do pewnej – niecałkowitej oczywiście, daleko jeszcze było do takich szaleństw – samodzielności kobiet. Oto na przy­wołanym przez Burmann i Fenetaux obrazie widzimy trójkę dzieci; chłopca i dziewczynkę – obydwoje szykow­ nie, szalenie ubrani – i chłopca w podartych spodniach, wyciągającego ku tamtej dwójce rękę. Oto dziewczynka – dziewczynka, nie chłopiec – podnosi w geście miłosierdzia poły białej sukienki przepasanej różową wstążką, sięga do schowanej pod warstwą falban kieszeni i podaje chłopcu pieniądze. W tym ujęciu kobiety, które pozostały przy no­ szeniu kieszeni – w przeciwieństwie do tych, które z kie­ szeni zrezygnowały – są uznawane za bardziej kobiece, bo cechą kobiecą jest nieskończenie głębokie i wrażliwe serce, które nakazuje się dzielić tym, co się ma.

W osiemnastowiecznych poradnikach domowych kie­szenie są traktowane jako wyposażenie gospodyni dobrej i przede wszystkim schludnej; kieszeń kobieca ma zapew­niać, że kobiecość jest i zawsze będzie na swoim miej­scu – to znaczy w domu.

Kobieta pozbawiona kieszeni [1]W której nosiłaby poduszeczkę na igły, ołówek, nożyk, nożyczki, tarkę do gałki muszkatołowej, tabakierkę, pilniczek, książecz­kę z przepisami, dziadka do orzechów, … Czytaj dalej to kobieta, która wyrzekła się samej siebie.

Kieszenie takie należy wypełniać rzeczami praktycznymi, dzięki którym kobieta będzie szybciej na miejscu wypadku: podartej sukienki, oderwanego guzika, głodnego mężczyzny; już się robi, dźwięk ioio, białe błyski sygnału.

Adam Smith – ten Adam Smith – uważał z kolei, że ko­biece kieszenie są wizualizacją wszystkiego, co sprawia, że świat finansów i cała gospodarka drżą w posadach. Kobieca kieszeń to kieszeń wypchana bzdurami, kieszeń, która nie kumuluje, żeby potem pomnażać, tylko po to, żeby mieć – a przez to: traci. W tym ujęciu kobiece kieszenie to zawsze kieszenie pękające od szpargałów, tandety i bzdur. Jak u Lolity: żarłoczna, różowa akumulacja, opowieść po­ dobna do opowieści pierwszych kolonizatorów, z pogardą mówiących o mieszkańcach nowych ziem – nie znają war­ tości niczego, oddają rzeczy bezcenne za kilka błyskotek.

A przecież to wszystko – dzienniki, pamiętniki, sekre­ty, torebki, kieszenie i widoczki – to przenośna wersja własnego pokoju, kawałek miejsca, który ma się tylko dla siebie, którego nikt nie odbiera, w którym można pobyć sama ze sobą i sprawdzić: kim jestem lub kim się staję.

Źródła

Źródła
1 W której nosiłaby poduszeczkę na igły, ołówek, nożyk, nożyczki, tarkę do gałki muszkatołowej, tabakierkę, pilniczek, książecz­kę z przepisami, dziadka do orzechów, okulary, pudełeczko z plasterkami, guziczki i obcążki, klucze, widelce, łyżki, igły i korkociąg.