Minęło pięć lat, odkąd założyłyśmy fundację Kosmos dla Dziewczynek. Jej działanie wydaje nam się dziś bardziej potrzebne niż kiedykolwiek wcześniej.

Gdy piszę te słowa, trwa wojna. Rozpętał ją jeden starszy pan (prezydent Rosji), wraz z panem ministrem spraw zagranicznych i panem ministrem obrony. Wspólnie wysyłają do walki tysiące młodych chłopców, niekoniecznie informując ich i ich rodziny, że chłopcy ci jadą strzelać do ukraińskich cywilów. Trwają też rozmowy pokojowe między Rosją a Ukrainą i docierają do nas zdjęcia z negocjacji: przy długim stole po jednej stronie siedzi czterech panów, po drugiej – sześciu panów, ale na razie nie udaje im się dojść do porozumienia.

Gdy piszę te słowa, całą poprzednią noc, na rozkaz któregoś z panów, rosyjscy chłopcy ostrzeliwali elektrownię atomową w Zaporożu, co groziło światu katastrofą jądrową. W kolejnych oblężonych i bombardowanych miastach narastała katastrofa humanitarna.

I nie wierzę, że wszystko wyglądałoby tak samo, gdyby we władzach krajów agresorów większy udział miały kobiety.

Nie wierzę – bo mam za sobą przegadane godziny z rosyjskimi matkami żołnierzy, które z narażeniem życia szukały swoich synów na różnych frontach wojen starszego pana i jego poprzedników.

Nie wierzę – bo ufam Swietłanie Aleksijewicz, która swój reportaż, głos dziesiątek kobiet biorących udział w drugiej wojnie światowej, opatrzyła tytułem-manifestem: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety.

I wreszcie – nie wierzę, bo wojna jest emanacją kultu przemocy wyrastającego z patriarchalnego systemu wartości, podpartego przekonaniem, że własne jedynie słuszne racje można narzucić innym siłą. Tak rozumiane wojny prowadzone były również przez kobiety (jak Katarzyna Wielka), a jednak mieściły się w tym samym paradygmacie. Co się natomiast w owym paradygmacie nie mieści, to świat wartości takich jak szacunek dla różnorodności, umiłowanie wolności, prawo do równej godności, społeczeństwo obywatelskie, troska o słabszych. Wartości, które niesiemy w Kosmosie dla Dziewczynek.

Ponad podziałami

Zakładałyśmy fundację w innym, przedwojennym świecie. Miałyśmy misję wspierania dziewczynek, by mogły rozwijać się zgodnie ze swoimi aspiracjami i marzeniami. Chciałyśmy je wzmocnić na tym wczesnym etapie życia, jeszcze zanim usłyszą od kogoś, że coś jest „nie dla dziewczyn”. Marzyłyśmy, by wspólnie tworzyć dla nich lepszy świat.

I opowiadałyśmy pięć lat temu z pasją, że głos kobiet wciąż jest tak mało słyszany tam, gdzie mógłby wywierać wpływ. Że wciąż tak mała jest żeńska reprezentacja we wszystkich obszarach życia (i te liczby nauczyłam się recytować z pamięci jednym tchem): w polityce (kobiety to zaledwie 6 procent głów państw); w biznesie (7 procent prezesów wielkich firm); w nauce (13 procent rektorów wyższych uczelni, 6 procent laureatów Nagrody Nobla); nawet w sztuce (udział prac autorstwa kobiet i mężczyzn w galeriach, na festiwalach, w kinach, teatrach, filharmoniach to wciąż nie jest 50 na 50).

Wierzyłyśmy, że pomożemy wychować pokolenie dziewczyn, które zmienią tę rzeczywistość. Wydawało nam się też, że dążąc do tego celu, osiągamy konsensus na miarę świętego Graala. Że idea wzmacniania dziewczynek to idea ponad podziałami.

Bo to w niej konserwatywny rodzic spotka się z liberalnym i lewicowym. Wszystkim zależy, aby ich córki mogły realizować swoje ambicje i potencjał. A w dłuższej perspektywie – sięgać gwiazd (to temat przewodni „Kosmosu dla dziewczynek” numer 8).

To siedzi w naszych mózgach

Jednak przez pięć lat istnienia Fundacji wyprawa po świętego Graala coraz bardziej zaczynała przypominać krucjatę, a konsensus poważnie się zachwiał. Początkowo diagnozowałyśmy, że zagraża mu najbardziej to, co siedzi głęboko w naszej podświadomości. Ów wyuczony przez wieki, utrwalony przez pokolenia i zakodowany głęboko przekaz na temat tego, co dziewczyńskie, a co chłopackie.

„Winię nasze mózgi” – mówiła jedna z fundatorek, Jagoda Gandziarowska-Ziołecka, w porywającym wystąpieniu na TEDexie, w którym zastanawiała się nad potęgą stereotypów związanych z płcią. Przytaczała przy tym historię pewnej nauczycielki matematyki, która przygotowywała do konkursu dziewczynki i chłopców ze swojej klasy. Gdy grupa dzieci osiągnęła na konkursie świetne wyniki, nauczycielka zapragnęła każdą osobę nagrodzić. Ofiarowała więc chłopcom zaawansowane kostki Rubika, a dziewczynkom – szkatułki na biżuterię. Napisała nam o tym z oburzeniem mama nagrodzonej dziewczynki, gdy zakładałyśmy fundację – i był to jeden z setek otrzymanych wówczas głosów, że „Kosmos dla dziewczynek” jest potrzebny. Bo nie chodzi przecież o potępianie nauczycielki matematyki. Nie miała złych intencji. To coś, co wywołało oburzenie, siedzi po prostu w naszych mózgach. Od wieków!

Działać teraz

Prawie pięć lat i 25 numerów „Kosmosu” później zaprosiłam klasę mojej jedenastoletniej córki do redakcji. Wojowniczo nastawieni chłopcy zarzucili mnie dobrze znanymi pytaniami: dlaczego tylko „dla dziewczynek”? Gdzie są w tym wszystkim chłopcy? Przecież równouprawnienie stało się ciałem, a taki podział ich dyskryminuje, przekonywali.

Żeby było jasne – zależy mi na dobru chłopców tak samo jak na dobru dziewczynek – i dlatego gorąco pragnę, aby w przyszłości mieli wspaniałe, mocne, równe sobie partnerki – w nauce, polityce, sztuce, biznesie i życiu. Zyskałaby na tym absolutnie cała ludzkość.

A my jako fundacja z radością podzielimy się know-how i wejdziemy we współpracę z każdą osobą czy grupą, która zechce wydawać świetne pismo dla chłopaków. Serio! Że nie robimy tego same? Po prostu jako grupka kilkunastu kobiet (i kilku mężczyzn) współtworzących „Kosmos” uznałyśmy i uznaliśmy, że to dziewczyny dziś potrzebują naszego wzmocnienia.

Mamy ku temu powody. Cytując rozpoczętą w zeszłym roku kampanię #nieczekam107lat: według raportu Global Gender Gap kobiety w naszej części Europy osiągną równy mężczyznom status ekonomiczny, prawny, społeczny i równe szanse w 2128 roku. Za 106 lat od dziś. To oznacza, że jeśli nie zaczniemy działać teraz, nikt z nas tego nie dożyje – a naprawdę dużo zostało do zrobienia.

Nie powiedziałam klasie córki o tych stu paru latach, aby nie dołować dziewcząt. Ale tłumaczyłam nasze intencje, jak umiałam najlepiej.

„Nie wszyscy chodzą do takiej szkoły jak wy, w dużym mieście, w społeczności, która już to rozumie” – mówiła pojednawczo wychowawczyni. I trafiła w dobry punkt, bo wyjście poza wielkomiejską bańkę jest jednym z tych marzeń, nad którymi pracujemy najbardziej usilnie.

Błogosławiony konsensus znowu nas opromienił i na spotkaniu było bardzo fajnie. A jakiś miesiąc później córka wróciła ze szkoły z nowiną.

– Mamo, będziemy mieć WF osobno dla dziewczyn i dla chłopaków – oznajmiła.
– OK – przyjęłam z otwartością. – Dlaczego?
– Bo dziewczynki chcą mieć smukłe sylwetki, a chłopcy rozbudowywać mięśnie.
– Tak powiedziały dzieci? – zdębiałam.
– Nie, pani – odparła córka lekko. – Powiedziałam jej, że ja też chcę rozbudować mięśnie rąk i nóg, bo potrzebuję tego do nart turowych. Więc będę ćwiczyć z ciężarkami – dodała pogodnie.

A ja zobaczyłam, jak nasz święty Graal znowu znika za mgłą. Pomyślałam o tych wszystkich tekstach o ciałopozytywności i ciałoneutralności, które opublikowałyśmy w „Kosmosie dla dorosłych”. O naszym dziale „Ciało jest super!”, który w magazynie „Kosmos dla dziewczynek” od pięciu lat przekierowuje uwagę czytelniczek z tego, jak ich ciała wyglądają, na to, co potrafią i jak wspaniale działają.

Pomyślałam o badaniach pokazujących, jak konfrontacja z nierealnymi ideałami piękna dramatycznie podkopuje dziewczęcą samoocenę. I cóż, skoro córka i tak w końcu dowie się, że chodzi o to, aby mieć smukłą sylwetkę? I ile jeszcze pracy trzeba, aby to, co do czego teoretycznie się zgadzamy, naprawdę stało się faktem?

Byle znów do przodu

Gdy wizja zdobycia Graala rozpływała się we mgle, coraz mocniej zaczęły do nas dochodzić odgłosy krucjaty. Bo przez te pięć lat konsensus zachwiał się nie tylko na poziomie podświadomości i trudnych do wyplenienia, głęboko zakodowanych stereotypów.

Oto przyszła do nas pierwsza wojna, ta polsko-polska. I uświadomiłyśmy sobie, że nasz łączący ponad podziałami przekaz o wzmacnianiu dziewczynek ustawił nas po jednej stronie nie przez nas wznoszonej barykady. Nagle plakat z numeru 7. „Kosmosu” z hasłem: „Mam głos i nie zawaham się go użyć!” zyskał nowy kontekst, gdy opublikowałyśmy go w czasie czarnych marszów kobiet.

Numer 24. „Po burzy tęcza”, niosący nadzieję i przywracający tęczę dzieciom, wydał się politycznie znaczący już przez sam swój tytuł. A cnoty niewieście w rozumieniu „Kosmosu dla dziewczynek” – sprawczość, odwaga, mądrość, siła, przebojowość, konsekwencja, kreatywność – okazały się zestawem polemicznym do tego, który chciałby wpajać dziewczynkom obecny minister edukacji. Oczywiście, backlash jest zjawiskiem powracającym po każdej fali feminizmu.

A my jako matki wiemy dobrze, jak to jest z postępem w rozwoju (u dzieci też): dwa kroki w przód, krok w tył, krok w bok – i byle znów do przodu.

Dlatego tę nieoczekiwaną krucjatę czytamy po prostu jako kolejny jasny sygnał: trzeba działać. Bo dziewczynki będą w tych czasach potrzebować wzmocnienia jeszcze bardziej niż pięć lat temu. A „Kosmos” musi robić swoje.

Przyszłość należy do was, dziewczyny

Na czwarte urodziny pisma przygotowałyśmy dla czytelniczek numer pod tematem przewodnim „Ja decyduję!”. A w nim – rozkładówkę z mapą świata, na której zaznaczyłyśmy, w których krajach decydują kobiety. Gdzie są głowami państw, gdzie stoją na czele rządów – te obszary zamalowałyśmy na czerwono. Resztę – na pomarańczowo. I choć większość świata wciąż jest pomarańczowa, w przesłaniu do czytelniczek napisałyśmy: przyszłość należy do was, dziewczyny!

A nasze dziewczyny odpisywały, jak bardzo wierzą w tę przyszłość. Bo piszą do nas, i to jak licznie! Jedna z nich w mailu wyznała, że świetnie się składa, bo właśnie planuje zostać prezydentką. Tylko nie była do tej pory pewna, czy to OK. I tak bardzo ucieszyła się, widząc w „Kosmosie”, że ma taką opcję!

A 12-letnia Zosia przysłała mail: „…Dzięki wam dowiedziałam się bardzo wielu ciekawych rzeczy, ale też nauczyłam się zauważać nierówności, jakie występują między ludźmi, i zrobiłam się na to wrażliwa. Zauważam takie rzeczy w bardzo wielu miejscach, niestety czasem nawet w szkolnych podręcznikach. Świat jest pełen ludzi, którzy nie akceptują innych, i to jest strasznie smutne. […] Uważam, że świat byłby lepszy, gdyby szkoły albo ludzie funkcjonowali bardziej w stylu czasopisma »Kosmos« […]”.

Ten i wszystkie inne listy (też od rodziców!) czytamy poruszone. Bo oczywiście nie chodzi nam tylko o większy udział kobiet we władzach świata – choć tocząca się wojna dobitnie pokazuje, jak bardzo on jest potrzebny. Chodzi o te wartości, które chciałby pogrzebać starszy pan z Rosji i jemu podobni. O szacunek dla różnorodności. Umiłowanie wolności. Prawo do równej godności. Społeczeństwo obywatelskie. Troskę o słabszych. I chodzi o przekonanie, że dziewczynki (i chłopcy też!) mogą podążać wybraną przez siebie drogą – niezależnie od tego, co sądzą o tym panowie pokroju tego z Rosji.

Świat wolny od stereotypów

To dlatego w piśmie „Kosmos dla dziewczynek” nie walczymy ze stereotypami – my pokazujemy świat wolny od stereotypów. Świat, w którym dzieci mają poczucie sprawczości i nie muszą myśleć, że płeć determinuje wybory życiowe.

Na łamach prezentowałyśmy już wspaniałe zwyczajne-niezwyczajne dziewczynki – piłkarkę, gokarciarę, aktywistkę ekologiczną, uczennicę działającą w radzie dzielnicy, wolontariuszkę w schronisku dla psów, grzeczną dziewczynkę ćwiczącą się w niegrzeczności, wynalazczynię, kolekcjonerkę szczęśliwych chwil… Pokazywałyśmy kobiety z mocą – inżynierkę, premierkę, naukowczynię (niejedną!), pilotkę szybowca, pisarkę, prezeskę, liczne aktywistki, projektantkę gier, nawet pastorkę. Pokazywałyśmy wielkie Polki z historii – Izabelę Czartoryską, Simonę Kossak, Krystynę Skarbek, Stefanię Wilczyńską, Jadwigę Kaliską, ech, w sumie 28 inspirujących postaci z naszych dziejów. Kobiet, których próżno szukać w podręcznikach, chyba że występują w rolach żon i matek (o czym można poczytać w raporcie Historia bez Polki). A my pokazujemy je wszystkie, bo wierzymy w modelowanie. Jeśli faktycznie 86 procent polskich maturzystek nie słyszało o żadnej kobiecie naukowczyni – jak mogą myśleć o tej drodze jako o potencjalnym wyborze dla siebie?

W „Kosmosie” dziewczyny mogą spotkać osoby, które staną się dla nich inspiracją. Każda kobieta z mocą na końcu swojej opowieści wygłasza jeszcze krótkie przesłanie dla czytelniczki. I gdy patrzę na te przesłania – a to jest kwintesencja wzmocnienia – chcę wierzyć, że zasiewamy dobre ziarno w głowach i sercach.

Bo co numer czyta je 14 tysięcy dzieci, głównie dziewczynek. I dodatkowe tysiące w Szwajcarii, po niemiecku oraz francusku. Nasz przewodnik po internecie (stworzoną w czasie lockdownu kompilację tekstów z „Kosmosu” o korzystaniu z sieci) przetłumaczyła Unia Europejska na 24 języki. A teraz tłumaczymy zestaw wspierających treści dla dzieci z Ukrainy. Wierzymy, że to też cegiełka do odbudowy lepszego świata.

I wierzymy, że dziewczynki, które teraz czytają „Kosmos”, kiedyś, jako dorosłe już kobiety, będą siedzieć przy stołach do pokojowych negocjacji i naprawdę ze sobą rozmawiać, dogadywać się, a nie wojować.

Gdy piszę te słowa, ponad milion ukraińskich kobiet z dziećmi uciekło już spod rosyjskich bomb za granicę. Uchodźczyń i uchodźców będzie więcej. Dźwigają wojnę – ciężar dla naszych dzieci nie do wyobrażenia. I naszą rolą będzie teraz udźwignięcie tych uchodźczyń i uchodźców, razem z ich bagażem. Otwieramy przed nimi domy, szkoły i serca, a one i oni zamieszkają tu na długo. I aby wsparcie dla nich było jak najpełniejsze – potrzebujemy teraz dobrze wesprzeć także nasze polskie dzieci. Po to, by mogły dobrze przyjąć ukraińskie koleżanki i kolegów. Jakoś udźwignąć to wszystko.

„Mamo, to jakbym ciągnął sto mułów” – powiedział mi ośmioletni synek.

Dlatego czujemy, że „Kosmos dla dziewczynek” jest potrzebny jak nigdy. Bo dzieciom potrzebna jest teraz otucha, kawałek bezpiecznego świata. W naszym piśmie mogą zanurzyć się w rzeczywistość bez wojny – a jednocześnie mają tu mądry przewodnik, który widzi, z czym się zmagają.

Staramy się ocalić dzieciństwo przed wszystkimi putinami tego świata.

Dzieci dostają w „Kosmosie” sprawczość i nieskrępowane prawo do zabawy. Dajemy im wszechświat możliwości. Bo chcemy wierzyć – jak wierzyli przed nami rodzice poprzednich pokoleń – że to one w przyszłości będą współtworzyć lepszy świat.

Przeczytaj też: Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie w Ukrainie?

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN

Zapoznaj się z najnowszym 46. numerem magazynu „Kosmos Dla Dziewczynek”

NR 46 / BAŁAGAN