Już od listopada sklepy i rynki miast bombardują nas światełkami i choinkami, a gdziekolwiek się nie ruszymy, w tle gra nieśmiertelne Last Christmas. Boże Narodzenie i poprzedzający je adwent to najmocniej eksponowana celebracja świąt w przestrzeni społecznej w Polsce. Jak wspierać dziecko, jeśli to nie nasze święta?
Wokół jasełka i szopki, wigilijne spotkania, śpiewanie kolęd oraz filmy o wędrówce do Betlejem, gdzie miał narodzić się Jezus. To nie tylko rytuały religii katolickiej, ale też tradycja. Oczekiwanie na Boże Narodzenie może mieć urok – ale dla osób, które nie biorą w tym udziału, to niełatwy czas. O takim doświadczeniu opowiadają mi trzy rodziny.
Mamy własną tradycję
Dwunastoletnia Jagoda i jej mama Beata mieszkają w Krakowie. Są ateistkami. Jestem ciekawa, czy w szkole Jagody rozmawia się o Bożym Narodzeniu z nauczycielami albo czy dzieci podejmują takie dyskusje między sobą.
Jagoda: U nas w klasie czasami rozmawiamy o świętach, ale bardziej o tym, czy ubieramy choinkę i kto dostaje jakie prezenty. Na tematy Wigilii czy chodzenia na pasterkę rozmów nigdy nie słyszałam. Nauczyciele czasami pytają, czy gdzieś na święta wyjeżdżamy. W przedszkolu puszczali nam kiedyś bajkę, że Maryja szła do Betlejem i tam urodził się Jezus. Ale w szkole już nie.
Beata: Warto podkreślić, że nasza szkoła znajduje się w centrum Krakowa i to, że jesteśmy rodziną ateistyczną, nie stanowi jakiejś wielkiej sensacji. Co ciekawe, wychowawczyni Jagody podkreśliła na pierwszym spotkaniu, że jest osobą niewierzącą, nie obchodzi świąt. Dlatego też w naszej szkole nie ma klasycznej wigilii. Raz robiłyśmy pierniki dla nauczycieli.
Nie jest tak, że u nas w domu nie ma żadnej celebracji, ale ma ona charakter towarzyski. Nie myjemy przysłowiowych okien i nie robimy wielkiego przedświątecznego sprzątania. Nie siadamy do wigilijnej kolacji z dwunastoma daniami, nie dzielimy się opłatkiem. Czasem robimy rodzinno-przyjacielsko-sąsiedzki spęd. Jakieś dwa lata temu zmarł mąż naszej sąsiadki, więc zaprosiliśmy ją do siebie, żeby nie czuła się w tym czasie samotna. Ubieramy też świątecznie nasze domowe zwierzęta. Koty gorzej współpracują, ale nasz nowy piesek – Lala, będzie miał w tym roku cały strój.
Lubimy też robić coś zupełnie nieoczywistego. Jako rodzina, która nie je na co dzień mięsa, rok temu upiekliśmy kurczaka, zamówiliśmy wymyślny sernik i oglądaliśmy razem jakieś komedie wśród światełek. Kiedy indziej pojechaliśmy nad Morskie Oko, korzystając z tego, że jest tam pusto, bo wszyscy sprzątają domy i świętują przy stołach.
Jagoda: Tak, i byli tam tylko turyści z zagranicy! Nadal sobie wyjeżdżamy w tym czasie do różnych miejsc.
Beata: W ostatnich latach byliśmy w Pradze, Budapeszcie, ale też Wrocławiu, bo podoba nam się klimat bożonarodzeniowych jarmarków.
W grudniu, kiedy dzień jest krótki, każdy element rozjaśniający mrok cieszy oko i kojarzy się Jagodzie właśnie ze świętami, podobnie jak krasnale, jarmarki i śnieg, chociaż akurat ten – jak zauważa – nie zawsze się pojawia. Mama Jagody podkreśla, że właśnie pod koniec grudnia czuje potrzebę bycia z ludźmi: – W tym czasie są dni wolne od szkoły i pracy, więc to dobry pretekst do spotkania. U nas tak to działa. I mamy swoją własną tradycję: kupujemy drzewko, które potem przesadzimy na działce, pieczemy pierniki, na których są inicjały wszystkich zaproszonych do nas osób, pijemy grzane wino, a potem, kiedy już każdy jest w dobrym nastroju, wspólnie szukamy „swojego piernika” na drzewku. Znalezienie go bywa czasem sporym wyzwaniem!
No właśnie, a jak to jest z resztą rodziny? Nie tylko tą dalszą, ale czasem też bliską, jak na przykład dziadkowie? Jagoda nie ma z tym problemu: – Dziadkowie od strony mamy są wierzący i mają wigilię, ale my nie jeździmy tam na kolację, tylko później. A dziadkowie ze strony taty podobnie jak my, nie są religijni.
Beata dodaje: – Moja mama pewnie tęskni za tym, aby święta odbyły się tradycyjnie, ale chyba jest też już pogodzona z faktem, że to nie nasz sposób myślenia. Nie wiąże się to z żadnymi dramatami. Teściowe od lat są zadeklarowanymi ateistami, więc z nimi w ogóle nie ma takich rozmów.
W szkole Jagody po świątecznej przerwie niewiele rozmawia się o tym, jak kto spędził ten czas. Ale na przykład w przedszkolu takie rozmowy się zdarzały. Wtedy, jako kilkulatka, była ciekawa, jak to jest, kiedy wszyscy ubierają świąteczne stroje i co ważniejsze: jak to jest spotkać dużo rożnych cioć i wujków, których się nawet nie zna i przyjeżdżają nie wiadomo skąd.
Dla Beaty krakowska szkoła, w której uczy się dziś jej córka, jest doskonałym miejscem, bo nikt niczego jej nie narzuca. – Ale nie jestem aż tak radykalna – dodaje mama Jagody. – Dzieci w szkole mogą zobaczyć bajki o Betlejem czy przygotować jasełka. O ile nikt tego nie narzuca, nie jest to nachalne, o tyle nie mam z tym problemu.
Wiersze i arbuzy
Do Polski przyjechali z Kabulu w sierpniu 2021 roku. Frishta wraz z córką Smyrną, synkiem Marsem i mamą uciekli przed talibami, którzy przejęli w jej kraju władzę. Ich rodzina była znana w Afganistanie. Ojciec Frishty był generałem, oficerem wywiadu i doradcą prezydenta, wujek – wiceprezydentem, ministrem wody i energii, handlu i przemysłu, ambasadorem i posłem. Brat pracował w pałacu prezydenckim, a mąż jako lekarz w bazie NATO w Bagram, a potem w biurze wiceprezydenta. Ich życie legło w gruzach w ciągu jednego dnia. Udało im się (choć nie wszystkim) uciec z Kabulu samolotami, do których wpuścili ich angielscy żołnierze. 21 sierpnia 2021 roku rodzina Frishty trafiła do ośrodka dla uchodźców w Bezwoli, a we wrześniu do Warszawy, gdzie dziś mieszkają, a siedmioletnia Smyrna chodzi do polskiej szkoły.
To będą zatem czwarte święta Bożego Narodzenia, które ich rodzina spędzi w Polsce. Od razu, w pierwszym roku pobytu w Warszawie, Frishta wraz z dziećmi i mamą została zaproszona na kolację wigilijną przez zaprzyjaźnioną polską rodzinę. Na stole było tradycyjne dwanaście potraw, a wszyscy wymienili się prezentami. To było dla rodziny Frishty zupełnie nowe i ekscytujące doświadczenie. A jak jest dzisiaj?
Frishta: – Dzisiaj po prostu się cieszę, że mogę świętować z moją rodziną i dziećmi. A robię to zarówno z polskimi przyjaciółmi, jak i w nasz tradycyjny sposób. W tej chwili są tu dwie afgańskie rodziny, ale na przykład w zeszłym roku świętowaliśmy z irańską społecznością, która także mieszka w Warszawie.
Jak zatem wygląda świętowanie u rodzin, które wyznają islam?
Frishta: – Yalda Night (Shab‑e Yalda), która przypada przed chrześcijańskimi świętami, to najdłuższa i najciemniejsza noc w roku. Jest to czas, kiedy przyjaciele i rodzina zbierają się, aby jeść, pić i czytać wiersze. Muszą być też granaty i arbuzy. W pierwszym dniu świąt rodziny odwiedzają się i składają życzenia świąteczne, dzieci otrzymują prezenty. W następnych dwóch dniach należy odwiedzić dalszych krewnych i przyjaciół. Wszyscy spędzają czas na ucztowaniu.
Tradycje są więc nieco inne, choć Frishta i jej córka Smyrna chętnie przyjmują zaproszenia od polskich rodzin do wspólnego świętowania. A co dziś kojarzy im się, kiedy słyszą, że ktoś mówi o zbliżających się świętach?
Frishta: – Po tym, jak uciekliśmy z Afganistanu i jesteśmy bezpieczni, święta kojarzą mi się przede wszystkim ze spokojem, szczęściem, kolorami, wzajemną pomocą.
Smyrna: – A mnie z prezentami, dekoracjami, choinką i śniegiem!
Chanukowi Machabeusze
Szoszana niedługo skończy pięć lat. Chodzi do żydowskiego przedszkola w Warszawie. Jej mama Anna, jak sama mówi, prowadzi dom żydowski w progresywnym nurcie judaizmu, co oznacza, że rodzina co tydzień zapala świece szabatowe, piecze wspólnie chałkę, co tydzień ma gości albo sama odwiedza kogoś w szabat, a także chodzi regularnie do synagogi. Dla Anny ważne jest, aby jej córka wiedziała, kim jest. I Szoszana wydaje się doskonale sobie z tym radzić, co widać na przykładzie przytoczonym przez jej mamę.
Anna: – Kiedyś odwiedzałyśmy moją znajomą, u której był kominiarz. Zażartował, że jest św. Mikołajem, na co Szoszana powiedziała, że do niej nie przychodzi św. Mikołaj. Zapytał dlaczego, więc ona odparła, że do niej przychodzą Machabeusze. Na co on zapytał, kim są, a Szoszana odpowiedziała, że przychodzą na Chanukę, bo ona jest Żydówką. I wtedy usłyszała: oj, nie mów takich rzeczy. Obserwowałam, co będzie dalej i usłyszałam, jak córka mówi: ja będę sama o sobie decydować. Bardzo się ucieszyłam, że Szoszana umiała się ustosunkować do jego wypowiedzi.
W polskich realiach wciąż potrafi nas zdziwić, że ktoś nie obchodzi chrześcijańskich świąt Bożego Narodzenia, że dziecko nie ubiera choinki czy nie czeka na św. Mikołaja. Nie jest łatwo także ze względu na powszechną komercjalizację Świąt, która sprawiła, że najmłodsi z niecierpliwością czekają na liczne prezenty, które znajdą pod choinką. Im mniejsze dzieci, tym chętniej pokazują podarki rówieśnikom i nierzadko licytują się, kto otrzymał lepszy prezent. W tradycji żydowskiej prezenty nie mają aż takiego znaczenia. Ale jak radzi sobie z tym kilkuletnia dziewczynka?
Anna: – Szoszana próbuje sobie odpowiadać na głos na pytania typu: „dlaczego do mnie nie przychodzi św. Mikołaj?” albo „dlaczego inne dzieci mówią, że do nich przychodzi, jeśli on nie istnieje? Kto w takim razie przyjdzie do mnie?”. I znajduje odpowiedź: chanukowi Machabeusze! Bo przecież skoro do innych dzieci ktoś przychodzi, to do mnie też ktoś musi. To oczywiście nie jest zgodne z tradycją Chanuki, bo Machabeusze istnieją jako postaci historyczne, ale nie przynoszą prezentów. Myślę jednak, że jest jej to potrzebne dlatego, że wszyscy jakoś funkcjonujemy w tym zglobalizowanym świecie, który podchodzi do świąt dość komercyjnie, ale też utożsamia je z tymi chrześcijańskimi, które wkraczają także w świat innych mniejszości czy kultur.
W żydowskim przedszkolu Szoszana nie musi się konfrontować z chrześcijańskimi tradycjami, ale Boże Narodzenie wkracza także w miejską przestrzeń. Choinki, szopki, kolędy. Czy Szoszana interesuje się tymi symbolami, pyta o nie, chce wiedzieć coś więcej?
Anna: – Tak, oczywiście. Choinka jest kolorowa, świeci się, każdy chciałby dostawać prezenty. Akurat z prezentami nie mam problemu, bo amerykanizacja sprawiła, że również żydowskie rodziny, zwłaszcza w USA, zaczęły wręczać dzieciom prezenty – chanukah presents. Tak więc Szoszana dostanie na Chanukę prezent, ale zwykle jest to drobiazg. Natomiast stawiam wyraźną granicę: choinki u nas nie będzie. Tłumaczę jej oczywiście dlaczego – że to jest ważny symbol dla osób obchodzących Boże Narodzenie, ale nie w naszej religii. Opowiadam jej o tym, że są różne wierzenia, różne tożsamości, że się od siebie różnimy, ale wszyscy jesteśmy równi i że są takie granice, których nie przekraczamy. Możemy przyglądać się choince na ulicy, u koleżanki czy kuzynki, która obchodzi Gwiazdkę, ale w domu choinki nie stawiamy.
W tym roku Chanuka wypada w tym samym czasie co Boże Narodzenie, bo zaczyna się 25 grudnia. Rodzina Anny i Szoszany będzie świętować przez osiem kolejnych dni. Będą uroczyste kolacje, na których je się placki ziemniaczane (latkes), sufganijot, czyli odpowiednik polskich pączków, choć oczywiście nie smaży się ich na tłuszczu zwierzęcym. I – jak dodaje Anna – będziemy wspólnie zapalać świecznik chanukowy nazywany chanukija, śpiewać piosenki, no i będą goście. Szoszana dostanie prezent ode mnie, nie ma zwyczaju, żeby wszyscy je przynosili. Choć oczywiście można jakieś drobiazgi np. naklejki, chanukiję do pomalowania, czekoladowe pieniążki, którymi gra się w chanukowe gry. Jednak prezenty to nie jest najważniejszy element świąt i nie mają takiego znaczenia. Nikt nie oczekuje, że od każdego członka rodziny dostanie pięknie zapakowany prezent.
U rodziny, która obchodzi Boże Narodzenie, były z córką kilka lat temu. Ale Anna stara się unikać wspólnego świętowania co roku, aby Szoszana nie traktowała Gwiazdki jako swojego święta. – Nie chcę, aby miała poczucie, że to też jest jej święto, które będzie obchodzić co roku. Chcę, żeby moja córka rozumiała je i szanowała, ale nie odbierała jako swojego.
Różni, ale równi
Anna uczy córkę, że zarówno w lokalnej społeczności, mieście, w kraju i na świecie znajdzie się miejsce dla wszystkich. Dlatego nieważne, czy ubierasz choinkę, zapalasz chanukiję, przygotowujesz wiersze, arbuzy i granaty na Yalda Night, wybierasz się na wycieczkę na drugi kraniec świata czy masz inny pomysł na spędzenie tych grudniowych dni. Ten czas to dla wszystkich moich rozmówczyń okazja do spotkań z bliskimi. Cieszmy się tym, że możemy być razem. Może zróbmy rodzinnie coś, na co nie mamy przestrzeni na co dzień. Oderwijmy się od rutyny, pomyślmy o kimś ciepło, wybierzmy się na spacer, upieczmy pierniczki, zanieśmy coś do jedzenia potrzebującym. Porozmawiajmy, co dla nas ważne i jak chcemy celebrować świąteczny czas.